Księżycowa Pani

W wielojęzycznym światku, w którym nie brakło nawet liberyzujących rosjan jak Orłow, Pahlen i - Berg, późniejszy satrapa Warszawy, lombardzka para, le cher menage Confalonieri, zajęła niebawem miejsce uprzywilejowane. I dla nich: “amabile societa polonese”, miła polska kompania, bliższa była w pojęciach, formach towarzyskich, kulturze umysłowej od rodaków Południowców. Byli z pod jednego zaboru, Polska i Włochy podobne miały losy i podobne przed sobą zagadnienia.

Confalonieri, jeden z pierwszych magnatów Lombardji, uważany był za głowę malkontentów swej prowincji. Podróż jego z żoną po półwyspie, mimo, iż była pozornie przedsięwzięta w celach rozrywki, obudziła nieufność władz austriackich, które poleciły podejrzanego gościa swemu posłowi w Neapolu inwigilować.

Ks. Ludwik, mimo pozornego zaustrjaczenia, miał w sobie zbyt wiele “gorącej, polskiej krwi” i zanadto był dżentelmenem, by podjąć się roli szpiega wobec ludzi sympatycznych, których patrjotyzm pojmował, choć zbytnią gorącość ganił. Próbował nawet nawrócić Włocha na drogę oportunizmu, którą sam szedł, dowodząc mu, że na stanowisku wpływowem więcej oddałby usług swej ojczyźnie, niż frondując przeciw władzy.

Wnet raporty policyjnych konfidentów doniosły złośliwie do Wiednia, iż książę ambasador, miast baczyć na knowania przyjezdnych, woli flirtować z piękną włoską hrabianką a hrabia, italianismo, dał się usidlić wdziękom “Austrjaczki”. Tak zwą panie neapolitańskie ambasadorowę, i gniewne, że interesujący przybysz ani spojrzenia poświęcić im nie chce, ganią zbytnią dobrotliwość, czy zaślepienie jego żony Teresy.

Zaś przyjaciel Confalonieri’ego, dowcipny i wolnomyślny abbate, Lodovico di Brenee pisze doń a Mediolanu, posyłając wybór nowości literackich, dla księżnej snać przeznaczony;

“Nie wątpię, że szacowna osóbka (preziosissima personcina), której niesiesz w hołdzie swą przyjaźń i może więcej… musi być istotą wybraną, o rzadkiej szlachetności umysłu, skoro ją uwielbiasz.. Rispettuaoamente e plolinicamente”.

Na dworze “Królowej z wybrzeża Chiaja”, każdy z wiernych bywalców poufnego kółka: “ristretto”, nosił jakiś przydomek. Gallenberg zwał się Opentaniec, Krasińki - Freddo interno, Pourtales - Chavalier des Alpes. Confalonieri’emu dostał się przydomek polski, zabawnie brzmiący w makaronicznej gwarze Zielonego salonu: Zła głowa, albo poprostu: polska głowa: testa polonese.

Księżna kazała mu się uczyć histroji polskiej: Wstyd, aby zła głowa nie znała dziejów swego kraju, (jetrouverai honteux qu’un zla glova ne connaise pas l’histoire de son paise). Spostrzegam się, że, niechcący popełniłam epigram na niekorzyść mojego kraju. Był żeby on w samej rzeczy ojczyzną złych głów? Niestety obawiam się, że tak”.

Miłośniczka Byrona (mimo że religijność “kazałaby jej nienawidzieć” buntowniczego poetę) księżna widziała na czole swojego gościa piętno fatalnych przeznaczeń i zapragnęła mu być Egerią i aniołem stróżem, którego białe pióra spłoszyłyby, cień złowrogi “skrzydeł nietoperza ciążących nad szaloną “polską głową”.

“Mówili sobie wszystko, co myśleli” na długich przechadzkach: al dolce chiaroz di luna. Oboje namiętnie lubili światło księżyca (było to zresztą w stylu epoki, Osjana i Malwiny), oboje byli w stanie przegwarzyć  noc całą: “wcale snu niepotrzebowali”.

Teresa, kobieta słoneczna, prostolinijna, za mężem świata nie widziała - stała na boku, w milczeniu znosząc niewzajemność swej głębokiej miłości i nie skarżąc się nigdy nikomu.

Miła i dobra podbiła sobie serca matron i panienek, a wspaniała jej uroda zyskała jej hołdy tak wybrednego konesora, jak ks. przyjmowane z uprzejmą prostotą lecz obojętnie. Ks. Karolina ceniła żonę przyjaciela wysoko, mimo, iż stwierdzała, że charaktery ich i poglądy są zupełnie różne - dowodziła nawet Fryderykowi, iż “Teresa jest o wiele wiele więcej od niej warta!” “Jasnowidzącem okiem przyjaźni”, dostrzegłą chłód między małżonkami, widzi, że ich pożycie nie jest szczęśliwsze, niż jej własne, a nie umie czy nie chce dostrzec, że właśnie owa entuzjastyczna przyjaźń i hołdy, które u nóg jej składa cudzoziemiec, kopią głębszą jeszcze przepaść między parą małżeńską.

d.c.n.

Karolina Bielańska

“Kobieta współczesna” kwiecień 1927, nr 3, str.14.