Irena Kamińska - Radomska wzruszająco o Świętach, wierze i wdzięczności.

O Świętach po Świętach

Czytałam piękny artykuł o doświadczeniu młodego księdza, który w wigilię Bożego Narodzenia, już pod wieczór, szedł przez wyludnione ulice do Kościoła. Tam nie było żywej duszy. Ksiądz wsłuchiwał się w ciszę i szukał bliskości Boga. Tak, te Święta to Święta narodzin Chrystusa, nie kogoś innego. W pierwszej chwili wzruszyłam się, wyobrażając sobie wrażenia autora artykułu. Potem pomyślałam o mojej Wigilii, naszej Wigilii. Pełnej ludzi, krzątaniny i gwaru. Czy w wysiłkach mojej córki i jej rodziny, żeby kolejna wieczerza szykowana w jej  domu była udana, nie było miłości i bliskości Narodzonego? Czy to zabieganie było pozbawione wartości nadrzędnych?

Mimo, że nie wszyscy goście byli wierzący, stanowczo zaprzeczę. Każdy z nas starał się zrobić wszystko, żeby pozostałym biesiadnikom było miło. Żeby każdy poczuł się dowartościowany. Żeby nie było gości lepszych i gorszych.

Każdy z gości przyniósł coś z własnych wiktuałów na stół. Nawet ja coś przyrządziłam, mimo że w kuchni mam dwie lewe ręce. Nikt nie powiedział, że moje makówki były niesłodkie. Doceniam to. Doceniam też, że gospodarze nie dali znać po sobie, że to kłopotliwe sprzątać po piesku, który ze szczęścia, że może być razem z zaproszonymi, podlewał każdy kąt. Normalnie tego nie robi. Mimo że to Wigilia, mimo odświętnych strojów, trzeba było wziąć się za mopa do podłóg.

Lubię pomagać przy stole, ale zięć, wiedząc, że ostatnimi czasy przepracowywałam się, nie pozwolił mi wstać od stołu. To też doceniam. Doceniam każdy serdeczny uśmiech, dowcipy, opowiastki i to, że komuś było smutno, bo zabrakło wśród nas kogoś bliskiego.

W tym wszystkim, co można było zwyczajnie docenić, tak jak w ciszy Kościoła, można było znaleźć bliskość Boga, czy ktoś wierzy, czy nie.  

IKR