babajedzie

Baba jedzie!

Spróbujmy to odwrócić: „Facet jedzie!”. Brzmi niedorzecznie, prawda? Męska solidarność nie pozwoli na ukucie takiej obelgi. Zresztą nie brzmi to jak obelga i wcale nią nie jest. Kiedy kierowca-mężczyzna popełni jakiś błąd, drugi kierowca krytykuje go jako tego w kapeluszu, z Opola, w niedzielę itp., chroniąc ogólną męską nieomylność. A kiedy kobieta za kierownicą postąpi nie tak, jakby tego panowie oczekiwali, to wystarczy powiedzieć z pogardą „baba”. I w ten sposób tworzy się, albo raczej powiela, stereotyp nieporadnej kobiety w sytuacji męskiej. A przecież w Polsce kobiet za kierownicą jest niemal tyle samo, co mężczyzn. Różnica to jedynie kilka procent.  

Jakie więc mogą być przyczyny krytycznych ocen, skoro badania statystyczne mówią też, że większość wypadków powodują mężczyźni i – co gorsza – większość tych śmiertelnych. Statystyki mówią zatem coś dokładnie odwrotnego niż męskie komentarze. Jak się okazuje, z kobietami-kierowcami jest całkiem nieźle.

Wiele kobiet jednak przejmuje się tym gadaniem, ponieważ panie mają niezwykle niskie poczucie pewności siebie. Ja z powodu tego przejmowania się całkiem przestałam jeździć. Od wielu lat mam w torebce prawo jazdy, zupełnie niepotrzebne. Wczoraj na szkoleniu, kiedy wspomniałam o braku pewności siebie u Polek, jeden z uczestników powiedział, że chyba nie w jego firmie. Koleżanki szybko naprostowały kolegę, uświadamiając go, że to, co widzi, a to, co one przeżywają wewnątrz bez okazywania emocji, to dwie różne sprawy.

Zdumiewa mnie poziom kultury osób, które wykrzykują wyzwiska w stronę kobiet. Nie tylko tych za kierownicą. Panowie robią to, kiedy tylko im się coś nie spodoba. A nie podoba im się zwykle wtedy, kiedy ktoś postępuje inaczej. Inaczej nie musi jednak oznaczać gorzej. No cóż, kobiety często (często nie oznacza zawsze) jeżdżą inaczej: średnio wolniej, ostrożniej, nie mają tyle testosteronu, więc nie mają takiej potrzeby rywalizacji i walki jak panowie. Wolą bezpieczeństwo. Zatem skąd bierze się zjawisko takiej niesłusznej krytyki kierowców-kobiet? Przyczyn może być wiele. Jedna – to kwestia innej oceny tych samych zjawisk. Dla wielu mężczyzn zbyt wolna jazda i ostrożne rozglądanie się na różne strony stwarza zagrożenie dla innych. Po drugie, w kulturach, które nie tolerują inności (a nasza kultura do takich należy), każde odstępstwo od własnych wyobrażeń na temat norm jest postrzegane negatywnie. Po trzecie, polska kultura należy do męskiego typu organizacji społeczeństwa, a co za tym idzie porównywanie się, szybkie tempo, a nawet ostra jazda są u nas na drodze akceptowalne.

Ale uwaga! To charakterystyka zachowań mężczyzn. Od kobiet w kulturze męskiej oczekuje się kobiecości w tradycyjnym rozumieniu. I tu pojawia się problem, bo troska, dbałość o innych nie pasują do męskich standardów na drodze. I kiedy tylko pojawi się okazja do krytyki, można usłyszeć wulgarne słowa, zobaczyć prymitywne gesty i wymowne spojrzenia.

Jak reagować? Nie odpowiadać. Dama nie zniży się do takiego poziomu, żeby wdawać się w prymitywną polemikę. Tu przyda się pewna rada: „Lepiej dwa razy pomyśleć, zanim się nic nie powie”. To słowa Winstona Churchilla będące akurat definicją dżentelmenów… których na polskich drogach powinno być zdecydowanie więcej.  

pretty-woman-635258_1280

Co ludzie mówią o Tobie, kiedy wychodzisz z pokoju - jak świadomie kreować swój wizerunek?

Czy nam się to podoba czy nie, w każdej sferze życia poddawane jesteśmy ocenom, analizom, porównaniom. Nie ważne, czy idziesz na spotkanie z klientem, załatwić sprawę w urzędzie, czy po przysłowiowe bułki do sklepu - zawsze jesteś oceniana. Jak więc kreować swój wizerunek, aby był pozytywnie odbierany przez otoczenie?

POZNAJ SWOJĄ MARKĘ

Każda z nas jest swoją marką - marką osobistą. Uświadomienie sobie tego faktu ma kluczową rolę w budowaniu wizerunku, ponieważ zaczynasz patrzeć na siebie przez pryzmat innych osób. Słowa Jeffa Bezosa, najbogatszego człowieka na świcie, zawarte w tytule artykułu "Marka osobista to to, co ludzie mówią o Tobie, kiedy nie ma Cię w pokoju" są tego doskonałym podsumowaniem.

Pierwsze wrażenie możesz zrobić tylko raz i masz na to kilka sekund! Ciężko będzie je zmienić. Może zdziwię Cię stwierdzeniem, że nie to, jak mówimy i co mówimy, lecz to, jak wyglądamy ma największy wpływ na nasz odbiór. Nasz wygląd wpływa na pierwsze wrażenie o nas w aż 55% - ponad połowie! Zanim jednak przejdziemy do kwestii ubioru zastanówmy się nad dwoma czynnikami: brzmienie i postępowanie. Silna marka osobista jest prawdziwa, odzwierciedla osobowość człowieka, to kim jest i jakie wyznaje wartości. Dbaj więc o spójność wizerunkową, niech to, co mówisz i jak się zachowujesz będzie ze sobą w ścisłej relacji. Staraj się być nie tylko ekspertem w swojej dziedzinie, ale też po prostu ciekawą kobietą, wyrażaj to, kim jesteś w interesujący sposób, wyróżnij się na rynku i w życiu.

UBIERZ MARKĘ

Jak wyglądają kobiety sukcesu? Czy któraś z nich wygląda na zaniedbaną, ma pogniecioną koszulę, potargane włosy, a może niedomalowane paznokcie? Oczywiście, że nie. Pamiętaj więc, aby dbać o swój wizerunek niezależnie od miejsca, czasu czy okoliczności. Twoja marka powinna wyrażać Twój styl, a jak mówi Iris Apfel, amerykańska bizneswomen i ikona mody: "Żeby mieć styl, musisz dowiedzieć się, kim jesteś, a to może zająć całe lata". To jak się ubierasz powinno więc być wypadkową Twojej osobowości, sylwetki oraz zajmowanego stanowiska.

Nasz strój ma kluczowe znaczenie w budowaniu wizerunku, ma on pomóc nam osiągnąć to, co sobie zaplanowałyśmy. Zasadniczo ubrania spełniają trzy funkcje: wzbudzają autorytet, przystępność lub świadczą o indywidualizmie. Musisz wyważyć proporcje między tymi trzema funkcjami, w zależności od profesji, jaką się zajmujesz. Przedszkolanka położy duży nacisk na przystępność, ale autorytet to też ogromnie ważny aspekt jej pracy. Na odwrót gdy jesteś menadżerem i zarządzasz grupą ludzi. Musisz przede wszystkim zadbać o to, by pracownicy traktowali Cię poważnie, ale bez dozy przystępności relacje interpersonalne na pewno będą utrudnione.

Jeśli zależy Ci, by wzbudzać autorytet postaw na sztywne materiały i proste kroje. Sprawdzą się doskonale: garnitury, marynarki, zapinane na guziki koszule, ołówkowe spódnice, kanciaste torby, zakryte czółenka. Wybieraj ciemne kolory - czerń, granat, fiolet, ale autorytetu doda Ci także czerwień i niebieski. Aby dodać sobie przystępności, zdejmij marynarkę. Postaw na delikatne wzory, falbanki, miękkie, lejące tkaniny, plisy, wody, buty z odkrytymi palcami. Decyduj się na jasne kolory, pastelowe, zakładaj biel, brąz, zieleń, żółć, pomarańczowy i jasnoróżowy. Jeśli chcesz wyglądać oryginalnie i zaznaczyć swój indywidualizm, decyduj się na niebanalne rozwiązania stylizacyjne. Mieszaj kratkę z paskami, kwiaty z grochami, wybieraj kontrastowe wzory, ciekawe  dodatki,  oryginalne  torebki,  kolorowe  buty.  Noś fuksję, fiolet, bordo oraz kontrastuj żywe kolory.

DBAJ O POZYTYWNY WIZERUNEK MARKI

Musisz mieć świadomość, że wizerunek jest sprawą płynną, zmienną, od nas niezależną, gdyż kształtują go ludzie na podstawie własnych odczuć, opinii, poglądów. Nie wystarczy więc, że raz zadbasz o uznanie otoczenia, trzeba to robić nieustannie. Nie wystarczy też, że do pracy będziesz ubierać się stosownie; w czasie wolnym też musi tak być.

Dbałość o wizerunek niesie za sobą wiele korzyści: wzmacnia naszą pewność siebie, wpływa pozytywnie na atrakcyjność osobistą, poprawia relacje z otoczeniem, zwiększa możliwość awansu i w konsekwencji prowadzi do osiągnięcia sukcesu zawodowego, czego wszystkim nam bardzo życzę!

 

Karolina Kaca -

stylistka, kolorystka, ekspert ds. wizerunku panny młodej

emotikony

Emotikony – za czy przeciw?

Jest sporo kontrowersji wokół zastosowania emotikonów i emoji w komunikacji elektronicznej. Emotikony to piktogramy wyrażające emocje, w początkowej fazie powstałe z różnych symboli literowych i znaków (nie tylko interpunkcyjnych) dostępnych na klawiaturze. Później, wraz z rozwojem technologii, zbiór obrazków powiększył się o emoji, czyli rysunki przedstawiające już nie tylko emocje, ale również przedmioty, rośliny, zwierzęta, miejsca czy pogodę. 

Zanim podejmie się próbę odpowiedzenia sobie na pytanie, czy wypada, aby kulturalna osoba posługiwała się piktogramami zamiast słowami dla wyrażenia treści, warto przedstawić argumenty przemawiające za ich użyciem i przeciw nim.

Niewątpliwie jest to cofnięcie się w komunikacji pisemnej o kilka tysięcy lat do początkowego stadium rozwoju – do pisma piktograficznego, czyli obrazkowego. Każdy piktogram oznaczał i oznacza obecnie dokładnie to, co sobą przedstawia, czyli jakieś przedmioty, postaci, zdarzenia. Zastosowanie obrazków nie rozwija wyobraźni. Każdy z nich oznacza tylko jeden określony przedmiot lub jedną emocję. Jest ułatwieniem, które redukuje wysiłek umysłowy, przez co człowiek staje się powolny, mniej kreatywny, refleksyjny, mniej twórczy.

Istnieją jednak argumenty przemawiające za  zastosowaniem emotikonów. 

Są ekonomiczne. Wystarczy raz kliknąć w wybrany obrazek i już pojawia się w tekście. Można też wysłać same piktogramy zamiast tekstu, wyrażając w taki sposób swój emocjonalny stosunek do czyjejś wypowiedzi, do obrazu czy wydarzenia. Bez specjalnego wysiłku zaznaczamy swój komentarz i tym samym obecność w sieci znajomych. 

Bardzo ważnym argumentem przemawiającym za stosowaniem emotikonów są oczekiwania społeczne. Jeśli ktoś sam kilkadziesiąt razy dziennie wysyła linki, uśmiechnięte buźki i serduszka (w odniesieniu do młodzieży to norma), to po otrzymaniu samego tekstu „cieszę się ogromnie, że…” bez odpowiednich emotikonów – uzna, że wiadomość jest oschła albo wręcz cyniczna, złośliwa. Może być więc odczytana całkowicie opacznie.

Inna korzyść z obrazków to większa częstotliwość kontaktów. Dzięki ekonomicznym rozwiązaniom, jakimi są emotikony, można w tym samym czasie prowadzić rozmowy na odległość z wieloma osobami niemal jednocześnie.

Mimo wielu korzyści, jakie dają piktogramy, nie można ich jednak używać bezmyślnie – zawsze i wobec wszystkich. Zastosowanie emotikonów i emoji jest poufałą formą komunikacji, na którą pozwalają dopiero bliskie kontakty, kiedy między komunikującymi się ludźmi nie ma już dystansu. Wszędzie tam, gdzie mowa o dystansie, dochodzą do głosu zasady etykiety i pierwszeństwa. Inicjatywa skrócenia dystansu należy do osób uprzywilejowanych, czyli w relacjach prywatnych do osób starszych i do kobiet, a w kontaktach służbowych – do pracowników wyższych rangą i do klientów. Potem już obie strony mogą stosować emotikony. Mowa tu oczywiście o korespondencji mailowej.

Nieco inaczej jest w komunikacji w ramach portali społecznościowych, gdzie często „rozmówcy” są anonimowi. Ale bez względu na możliwość identyfikacji komunikujących się internautów, dziwne byłoby niestosowanie piktogramów. Dobrze też wiedzieć, że oczekiwania kobiet wobec wyrażanych emocji są większe, więc nie szczędźmy im serduszek i uśmiechniętych buziek?

damaTatuaz

Dama z tatuażem

Tytuł bardziej pasuje do starej książki sensacyjnej, ale przynajmniej na razie jest tylko zapowiedzią tekstu z savoir-vivre’u. Zresztą… dlaczego tylko? Przecież savoir-vivre to sztuka życia, coś niezwykle ważnego.

Kiedyś spotkałam się z pytaniem, czy dama może mieć tatuaż. Odpowiedź jest bardzo prosta: tak. Przypuszczam, że tu zaskoczyłam niejednego czytelnika, dlatego pośpieszę z wyjaśnieniem, dlaczego odpowiedź jest taka, a nie inna.

Otóż ani damą, ani dżentelmenem nikt się nie rodzi. Człowiekiem szlachetnym trzeba się stać. I nie wystarczy dobre pochodzenie. W literaturze pięknej i w życiu mamy mnóstwo przykładów osób z rodów arystokratycznych, które charakter miały podły i prostacki. Decyzję o tym, żeby zostać damą można podjąć w każdym momencie życia. Trudność jednak polega na tym, że damą się jest, a nie bywa, więc kiedy już zaczynamy pracować nad sobą, nad charakterem, manierami i wizerunkiem, nie powinno być odwrotu.

Natomiast przeszłość można pozostawić za sobą. Na nią nie mamy już wpływu. To, co możemy z nią zrobić, to wyciągnąć wnioski i naukę na przyszłość. Jeśli ktoś ma tak nieprzyjemne doświadczenia, że nie może spojrzeć w lustro, to trzeba stworzyć przesłonę-filtr ze zmian, które można stopniowo wprowadzać w życie i każdego dnia własny wizerunek staje się bardziej znośny. Robienie sobie tatuaży to akurat takie doświadczenia, które trzeba zostawić w przeszłości i skończyć z nimi raz na zawsze.

Osoby, które mają tatuaże, często twierdzą, że są one wyrazem ich osobowości, przedstawiają jakieś ważne myśli, przesłania, mają wyjątkowe znaczenie. Ale przecież dama ma tak silną osobowość, że nie potrzebuje jej manifestować rysunkami czy napisami na własnym ciele. Wyraża ją przez swoją pracę, cierpliwość, wytrwałość, pogodę ducha, poczucie humoru, gościnność czy styl. Nie musi tego na sobie rysować. A poza tym tatuaże się nudzą, z czasem deformują, są często kaprysem chwili. Potem głupio przyznać, że nie miało to specjalnego sensu i dobudowuje się do tego filozofię, żeby chociaż troszkę oszukać siebie i otoczenie.

Żeby zbytnio nie teoretyzować, zapytałam trzydziestokilkuletniego znajomego, dlaczego zrobił sobie tatuaż. Odpowiedź była pełna sprzeczności. Z jednej strony znajomy stwierdził, że tatuaże podobają mu się, ale z drugiej – że zrobił sobie to z tyłu i nie musi na to patrzeć. Dodał, że kiedy się wytatuował, był bardzo młody, słuchał wtedy różnych „szarpidrutów” i to było impulsem. Kiedy zapytałam, czy to robienie tatuaży uzależnia, odpowiedź brzmiała, że chyba tak, ale mój rozmówca stwierdził, że akurat sam jest wyjątkiem, ponieważ wytatuował się tylko raz w życiu. Zaraz potem dodał jednak, że jak „mu odbije” za jakichś dziesięć lat, to zrobi to jeszcze raz. Więc czegoś tu nie rozumiem: jest wyjątkiem czy nie? Jednak najbardziej podobało mi się w tej wypowiedzi stwierdzenie „jak mi coś odbije”.

Myślę, że dama to taka osoba, której nic „nie odbije”, a jeśli ma tatuaże z przeszłości, to będą niezbitym dowodem na to, że zawsze można się zmienić.

FOTO. EDYTA BARTKIEWICZ

Jaka jest kobieta z klasą oraz co to znaczy savoir-vivre? Na to pytanie odpowiada ekspert Dr Irena Kamińska-Radomska

fot. Edyta Bartkiewicz

Kobieta z klasą to taka osoba, która nie zabiega o wyróżnienie się, nie wciska się na siłę na pierwszy plan, nie jest też głośna i ostentacyjna. Ona nie musi udowadniać sobie ani innym, że jest kimś. Paradoksalnie jednak to ją wyróżnia. Wygląd też jest daleki od ekstrawagancji i pstrokacizny. W wizerunku prawdziwej damy jest za to wysoka jakość, dobry styl i niewymuszona elegancja. Taki efekt wymaga sporej wiedzy i wyczucia. Przy czym styl to też sposób bycia.

Dla mnie dama to osoba, która potrafi znaleźć się w najróżniejszych sytuacjach, nie łamiąc swego kręgosłupa. Nie wywyższa się, a jeśli jest to tylko w jej mocy, stara się podnieść pozycję innych osób. To niekoniecznie osoba z arystokratycznym rodowodem czy osoba publiczna. Spotykam takie kobiety, które mogą być prawdziwym wzorem dla innych, tak jak moja dentystka czy osoba, z którą stworzyłyśmy książkę "Dress code dla kobiet"

Klasa to jednocześnie coś wyjątkowego, jak i nabytego, ukształtowanego w procesie wychowania i nauki. Z tym się nikt nie rodzi. Żeby mieć w sobie to coś, trzeba wielu lat pracy nad charakterem, doskonalenia swojej osobowości. Niektórzy mogą mieć pewne zarzuty dotyczące tej wypowiedzi, twierdząc, że charakter jest tożsamy z osobowością; często zresztą te dwa pojęcia stosowane są zamiennie. Dla przejrzystości mojej myśli - ja przyjmuję, że charakter to zespół cech wrodzonych, autonomicznych predyspozycji, a na osobowość składają się zarówno cechy wrodzone, jak i te ukształtowane przez doświadczenia.

Kobietę z klasą wyróżnia kultura i jej trzy podstawowe wartości: dobro, prawda i piękno. Dama dba o szacunek dla siebie i innych. Jest skromna, uczciwa, odważna, ma dobre serce, poczucie humoru i swobodę niezależnie od środowiska, w jakim się znajdzie. Natomiast kłamstwo, obmowa, sztuczność, wulgarność kobiety są automatycznym samowykluczeniem się z rangi damy.

FOTO. EDYTA BARTKIEWICZ

Savoir-vivre to sztuka życia, a jego zasady przygotowują na wiele przeróżnych sytuacji. Nie wszystko jednak da się przewidzieć, więc nawet przy dużej wiedzy błędy będą się zdarzały.  Niemniej mam pewną radę, kiedy nie wiadomo, jak w danym momencie się zachować. Najlepiej jest: zatrzymać się, pomyśleć i zdecydować. Wiele osób w trudnych sytuacjach działa dokładnie odwrotnie: szybko, bez zastanowienia i dopiero po fakcie przychodzi refleksja. Ale wtedy jest już za późno.

Chociaż bardzo często savoir-vivre utożsamiany jest z przyjęciami, sztućcami i zachowaniem się przy stole, wbrew pozorom to nie on jest najważniejszy. Najwięcej czasu poświęcić trzeba sprawom związanym z komunikowaniem się ludzi. Na swoich warsztatach przekazuję zasady, które ułatwiają nawiązywanie nowych kontaktów, prowadzenie rozmowy, radzenie sobie w konflikcie i podczas wystąpień publicznych. Staram się pokazać, jak zachowania mogą być różnie odbierane. Dużą część zajęć poświęcam też na kreowanie stylu i wizerunku.

Kiedyś otrzymałam takie pytanie od uczestniczki jednego z moich szkoleń: "Jeśli źle odłożę łyżeczkę, to znaczy, że jestem gorszym człowiekiem"? Na podstawie tego jednego zdania napisałam nawet rozprawę naukową. Od razu dodam, że na to pytanie nie ma jednoznacznej właściwej odpowiedzi. Jest zaczepne, zamknięte, na które standardowo odpowiada się "tak" lub "nie". A w tym wypadku żadna z tych odpowiedzi nie miałaby sensu: gdybym odpowiedziała "tak", byłoby to spłyceniem problemu, a z kolei negatywna odpowiedź jest demotywująca: "skoro zachowanie nie ma wpływu na postrzeganie mojej osoby, to po co uczyć się zasad".

Dr Irena Kamińska-Radomska

zdjęcie główne

Czy znasz zasady dress code'u?

W tym tygodniu w jednym z butików moją uwagę przyciągnęła biała bawełniana szmizjerka na lato w drobniutkie błękitne prążki. Ekspedientka podeszła i zapytała, czy nie zechciałabym jej przymierzyć. Oceniła tę sukienkę jako casualową i dodała, że będzie "poza dress code'em". Uśmiechnęłam się i poszłam do przymierzalni, myśląc sobie, że pani, która mnie obsługiwała, niewiele wiedziała na temat zasad dress code'u.

Żeby było wszystko jasne: ta konkretna szmizjerka, czyli sukienka koszulowa, była faktycznie na najniższym szczeblu dress code'u, czyli typu casual. Ekspedientka wcale się tutaj nie pomyliła. Jej błąd polegał na czymś innym - na stwierdzeniu, że ta sukienka jest poza dress code'em.

Prowadząc zajęcia z wizerunku, niejednokrotnie spotkałam się z podobnym myśleniem, to znaczy z utożsamianiem zasad dress code'u ze strojami z wyższych szczebli hierarchii ubiorów, takimi jak garsonka, spodnium czy sukienka wizytowa. A przecież odzieżowy kanon dotyczy wszelkich ubiorów: od koszulki trykotowej po suknię wieczorową. Czy zatem może być cokolwiek spoza dress code'u? Owszem, może, ale to już zależy od konkretnej osoby, która łamie zasady dostosowania stroju do okazji. Na przykładzie wspomnianej sytuacji - ta bawełniana casualowa sukienka będzie poza zasadami tam, gdzie będzie niestosowna; gdybym założyła ją na przykład na uroczystą galę albo na wesele. Natomiast zakładając ją na spacer czy do sklepu, nie popełniam błędu, gdyż byłoby to zgodne z regułami odzieżowej etykiety.

Ostatnio spotkałam się też z problemem dostosowania stroju do okoliczności. Słyszałam, że goście mieli dylemat, co założyć na przyjęcie, ponieważ informacja na zaproszeniu mówiła o strojach "wieczorowych casual". Nie dziwią mnie dręczące ich wątpliwości, bo formalnie takiego określenia nie ma. Strój jest bowiem albo casual albo wieczorowy. Może być jeszcze ewentualnie casual smart albo wieczorowa wersja stroju wizytowego. Ciekawe, co też w tym wypadku gospodarze mieli na myśli? Przecież różnica między ubraniem wieczorowym a casual jest kolosalna.

Strój wieczorowy (black tie/czarna mucha/smoking/półformalny) to dla kobiety długa suknia lub kostium ze szlachetnych materiałów, gustowna biżuteria i czółenka najlepiej na obcasie. Casual dla rzucającej się w oczy odmiany to przykładowo dżinsy i T-shirt. Oczywiście nie musi to być ten zestaw; może to być trykotowa sukienka albo sweterek plus sportowa spódnica itp. Najistotniejsze jest tutaj to, że strój wieczorowy i casual to dwa różne światy.

Jeśli gospodarze nie mają pojęcia na temat dress code'u, już lepiej zrobią, gdy pominą na zaproszeniu informację o stroju. To mimo wszystko jakiś konkret dla gości, ponieważ wtedy znając ogólne zasady ubioru, założą stroje wizytowe i przy większej uważności dostosują je jeszcze do pory dnia. Ale jeśli nawet tego nie uczynią, to różnice w typach ubiorów nie będą aż tak wielkie. I wszyscy będą się dobrze czuli, a na przyjęciach chyba przecież o to właśnie chodzi.

 

Dr Irena Kamińska-Radomska

dysonans

Dysonans poznawczy - co to takiego?

 

"Uprzejmość to moneta, która wzbogaca nie tego, kto otrzymuje, lecz tego, kto potrafi dawać" - powiedział Konfucjusz. Z tym zdaniem trudno się nie zgodzić, chociaż w mojej opinii wzbogacają się obie strony. Na podstawie reguły wzajemności, siły, która według psychologów w głównej mierze odróżnia człowieka od zwierząt, dobro powinno wrócić do darczyńcy. Jeśli przypilnujemy sąsiadom dzieci, możemy liczyć, że oni kiedyś wyprowadzą naszego psa. Oczywiście nie należy z zimną kalkulacją czynić komuś uprzejmości; nie chodzi o to, by na chłodno przeliczać, czy grzeczność się opłaca, bo wtedy przybiera to już formę manipulacji.

Istnieje wiele bodźców psychologicznych, które mają duży wpływ na nasze zachowanie. Warto przyjrzeć się zjawisku dysonansu poznawczego, który może mieć zarówno wpływ pozytywny, jak i negatywny na nasze działanie. Dysonans powstaje wtedy, kiedy przedstawiane nam są dwa sprzeczne, wzajemnie wykluczające się obrazy jakiejś rzeczywistości prowadzące do absurdu. A jak się często okazuje, rzeczywistość tę stanowić może również nasza własna osoba.

Kiedy popełnimy głupi błąd czy damy się wmanewrować w nieopłacalny projekt, zaświta nam myśl, że coś w naszym postępowaniu jest lub było nie tak, w głowie powstają dwie myśli o nas samych: nagła, nowa - jestem kompletnie nierozsądny i standardowa - jestem mądry, racjonalny, czyli jak zawsze. Mało kto przyzna się do własnej głupoty. Dla złagodzenia tej uwierającej sprzeczności raczej skłonni będziemy do usprawiedliwiania się, "racjonalnego" uzasadniania naszych działań, o czym można przeczytać w znakomitej książce "Błądzą wszyscy (ale nie ja)" dwojga amerykańskich autorów Carol Tavris i Elliota Aronsona.

Żeby przybliżyć zjawisko dysonansu poznawczego, autorzy posłużyli się przykładem studentów, którzy w nieuczciwy sposób postąpili podczas egzaminu, czyli po prostu ściągali, mimo że wcześniej potępiali takie zachowanie. Jak wykazuje badanie, ten negatywny stosunek studentów do korzystania z nielegalnych źródeł podczas egzaminu łagodnieje i całkowicie ustępuje pod wpływem całej masy argumentów usprawiedliwiających to zjawisko w swoim własnym wykonaniu, na przykład: "wszyscy tak robią", "to głupota, żeby nie ułatwić sobie życia" itp. Ponadto pojawia się w ich myśleniu pogarda dla tych, którzy uczciwie podchodzą do sprawy pisemnego sprawdzania wiedzy.  

Według psychologów samousprawiedliwianie, które prowadzi do złagodzenia nieprzyjemnych odczuć dysonansu poznawczego, jest jeszcze gorsze w skutkach od kłamstwa, ponieważ w oczach oszusta kłamstwo jest kłamstwem, czyli czymś jednoznacznie złym. Natomiast drobne kłamstewka, którymi człowiek sam przed sobą usprawiedliwia niemoralne postępowanie po chwili przybierają w jego umyśle postać prawdy. W konsekwencji taka osoba w swoich własnych oczach jest w porządku, czyli nie ma podstaw do zmiany zachowania.

Inny przykład, który podają naukowcy, to agresywne zachowanie wobec kogoś bliskiego: uderzenie pięścią w stół, wulgaryzmy, podniesiony ton głosu. Pod wpływem takiego zachowania w głowie oprawcy pojawia się dręcząca myśl - dysonans poznawczy - który jest nie do zniesienia, więc trzeba go zredukować przez uzasadnienie własnego działania i wykazanie winy ofiary: "sama się o to prosiła" albo  "zasłużyła na takie traktowanie". Jak się okazuje, wbrew obiegowym opiniom, takie zachowanie nie prowadzi do lepszego samopoczucia i nie ma nic wspólnego z rozładowaniem negatywnych emocji. Jest wręcz przeciwnie. Podnosi się wtedy ciśnienie krwi i poziom adrenaliny.

Skoro więc agresywne, wulgarne zachowanie ewidentnie oddziałuje na nas negatywnie, to może lepiej skorzystać z monety, o której pisał Konfucjusz?

 

Dr Irena Kamińska-Radomska

witac

Jak się witać prywatnie, a jak służbowo

 

Wydawałoby się, że o przywitaniach wszystko zostało już powiedziane i napisane, a niemal każdego dnia ludzie wciąż popełniają powitalne błędy. I to na każdym szczeblu hierarchii społecznej i zawodowej, nie wyłączając głów państw. Prezydenci różnych krajów niejednokrotnie witają się przez przytulanie, całowanie w policzki i ręce albo uścisk dłoni, który byłby poprawny, gdyby nie towarzyszące mu poklepywanie, łapanie za łokieć i tym podobne protekcjonalne zachowania. Mam co komentować, ale niewielkie z tego pocieszenie.

Sam akt powitania nastręcza sporo trudności i wątpliwości, a kiedy dochodzi do tego konieczność przedstawienia się i nawiązania rozmowy, wiele osób gubi się jeszcze bardziej. Warto więc rozważyć, jakie ewentualne pułapki mogą kryć się w powitaniu i autoprezentacji.

Przede wszystkim trzeba rozgraniczyć dwie sfery życia, w których możemy się witać i przedstawiać - prywatną i służbową. Zacznijmy od życia prywatnego, którego dotyczą zasady lepiej nam znane, bo wynikające z wychowania w domu. Tę sferę regulują normy różnicujące płeć. Pierwszeństwo ma płeć piękna i to od niej zależeć będzie forma powitania. W przypadku gdy witają się dwie kobiety o pierwszeństwie decyduje wiek. Jednak bez przesady, nie podkreślajmy minimalnej różnicy. Chyba, że robimy to żartobliwie, jak moja mama, która jest starsza od swojej siostry bliźniaczki o kilkanaście minut i tym samym twierdzi, że to jej we wszystkim należy się prymat. 

Kobiety w życiu pozazawodowym niezwykle rzadko witają się przez uścisk dłoni, szczególnie z osobami, z którymi są zaprzyjaźnione. Przy bardziej oficjalnych spotkaniach - ale nadal w życiu prywatnym, czyli na przykład przy okazji wizyty u przyszłych teściów - powitaniu raczej towarzyszy uścisk dłoni. I to matka narzeczonego wyciąga pierwsza dłoń! Jeśli tego nie zrobi, nie oznacza to, że my możemy przejąć inicjatywę. Należy wówczas przywitać się jedynie słowami i serdecznym uśmiechem.

Mimo że to do kobiet w życiu prywatnym należy inicjatywa, nie oznacza to, że kobieta może sobie pozwolić na wymuszenie na mężczyźnie pocałunku dłoni przez wyciągnięcie ręki skierowanej wierzchem dłoni do góry. Byłoby to niegrzeczne. Zresztą akurat to faux pas zdarza się niezwykle rzadko, ponieważ - jak wykazują badania przeprowadzone kilka lat temu w Polsce - kobiety nie lubią tej formy powitania. Mężczyźni zresztą też, więc spokojnie można jej zaniechać.

W sytuacjach prywatnych można zaniechać tej formy powitania, natomiast w służbowych - trzeba. Etykieta biznesu, która wywodzi się z protokołu dyplomatycznego, nie różnicuje płci (przynajmniej teoretycznie), wobec czego złożenie pocałunku na dłoni kobiety jest takim samym faux pas jak pocałowanie w rękę mężczyzny. Chociaż w tym drugim wypadku - dodatkowo będzie zabawnie. 

Uścisk dłoni powinien być serdeczny, stosunkowo mocny i krótki. Jeśli więc chcemy się przedstawić podczas pierwszego spotkania, trzeba puścić dłoń zaraz po powiedzeniu sobie "dzień dobry". Przedstawiamy się pełnym imieniem i nazwiskiem - bardzo wyraźnie, powoli i nie za cicho, żeby nikt nam nie odmówił pewności siebie. Autoprezentacji powinien towarzyszyć wyraźny kontakt wzrokowy i uśmiech. Jest się z czego cieszyć, w końcu właśnie poznają się dwie osoby, a nigdy nie wiadomo, co dzięki tej nowej znajomości może się wydarzyć.

 

Dr Irena Kamińska-Radomska

O nas

Kobieta z klasą to miejsce dla nieidealnych kobiet, które chcą prawdziwie i szczęśliwie żyć, ciesząc się najdrobniejszymi rzeczami. Pokazujemy Wam inspirujące książki, filmy, publikacje i inne „babskie zajęcia', które być może skłonią was do wyjścia, z często pozornej, strefy komfortu i rozpoczęcia życia na własnych warunkach. Bo w życiu nie zawsze chodzi o to by było stabilnie. Ważne żeby żyć prawdziwie i w zgodzie z własnym ja.

Kontakt

Kontakt:
Joanna Wenecka-Golik
kontakt@kobietazklasa.pl
+48 600 326 398

Copyright 2019 WebSystems ©  All Rights Reserved