"Z przyjacielem pijesz wino i gadasz do rana, z coachem pijesz wodę i gadasz godzinę" - wywiad z Katarzyną Dolak-Mazurek, pedagogiem i coachem od związków

Aleksandra Kałafut: Podtytuł Pani książki brzmi "Praktyczny poradnik dla złamanych serc". Według mnie to w ogóle świetny poradnik dla wszystkich chcących stworzyć związek i szczęśliwie w nim trwać.

Katarzyna Dolak-Mazurek: Ludzie tak już mają, że gdy jest im dobrze, to nie szukają pomocy, nie zmieniają. A wszystko to w myśl, po co zmieniać skoro działa. I ja to rozumiem. Sama tak robię! (śmiech) Podtytuł o złamanych sercach, wskazuje na sytuacje, które przymuszają nas do szukania pomysłu na lepszy związek. A dlaczego? Bo partner zrobił nam przykrość i zastanawiamy się dlaczego? Albo związek nie jest taki fajny jak dawniej. Albo osoba ma złe doświadczenia w szukaniu partnera. I to są wszystko osoby, których serce zostało zranione, a w książce znajdą sposób na wyleczenie.

A.K.: Mówi Pani o sytuacjach przymuszających nas do myślenia o lepszym starym czy nowym związku? Bo to że partner zrobił nam przykrość, nie jest jeszcze chyba powodem, żeby myśleć o rozstaniu?

K. D.-M.: Lepszy związek, to taki, w którym się dobrze się czujemy. Ja i partner. Może to być nowy związek, jeśli sytuacja wymaga. Ja jednak namawiam do naprawiania tego co już mamy. Jeśli chodzi o przykrość ze strony partnera, to wszystko zależy, co to dla nas oznacza. Dla kogoś rękoczyny mogą być tylko nieporozumieniem, a dla innej osoby powodem do rozwodu.  Tutaj należy zastanowić się, co dla nas jest przykrością, którą można wyjaśnić i dogadać się, a co jest zachowaniem niedopuszczalnym. Bywa, że również w stałym związku, ludzie łamią sobie serca. A kiedy tak się dzieje? Gdy mówią sobie przykrości, gdy dochodzi do przemocy, gdy nie mają dla siebie szacunku. Są osoby, które przy najmniejszym niepowodzeniu w związku, chcą się wyprowadzać, grożą rozstaniem lub rozwodem. Tylko, że to już jest opowieść o pracy z wewnętrznym dzieckiem.

A.K.: Bardzo często podkreśla Pani, że w związku, przede wszystkim na początku, trzeba być czujnym. To chyba niezbyt popularna teoria. Na początku to raczej motyle w brzuchu, porywy serca...

K. D.-M.: Porywy serca i te motyle, to jeden z piękniejszych stanów, w jakich człowiek ma okazję się znaleźć. I ja bardzo namawiam, aby poddać się temu, bo to coś unikatowego. Nawet poeci mają trudność z oddaniem towarzyszących temu emocji. To trzeba przeżyć!

Pisząc o tym, że trzeba być czujnym, chcę zwrócić uwagę, aby w czasie „latania pod sufitem”, nie podejmować tzw. życiowych decyzji. Zwłaszcza tych dotyczących związku. Nie deklarować miłości do grobowej deski, bo od motyli do miłości droga jest zaskakująco daleka. Mam na myśli czujność dotyczącą partnera, jego zachowania, tego czy jesteśmy z nim bezpieczni. Czy traktuje nas należycie. I jak my sami postępujemy w nowo tworzącym się związku. Zadbanie o powyższe już na początku, pozwoli na długo cieszyć się motylami (śmiech).

A.K.: Pisze Pani też o tym, że presja społeczna potrafi zatruć życie i że tak naprawdę jedynymi osobami, które dadzą odpowiednie wsparcie bazujące na potrzebach osoby, która go potrzebuje, są psycholog, coach, terapeuta. Nie rodzina, nie znajomi... To chyba opinia znowu idąca całkowicie pod prąd powszechnego myślenia?

K. D.-M.: Na tym właśnie polega coaching. Uczy jak myśleć po swojemu 🙂 Otoczenie, w jakim się wychowujemy, zazwyczaj w dobrej intencji, daje nam swoje dobre rady. Rady, które wcale u nas nie muszą działać. Jestem zdania, że jeśli komuś odpowiada taki sposób na życie, dobrze mu z tymi radami i jest szczęśliwy, to jest w porządku. Jeśli jednak złości nas wścibstwo i wtrącanie się, to najlepiej poszukać pomocy u specjalisty.

Zapytano mnie kiedyś jak to jest, że wmawia się ludziom, że powinni pytać obcego (czyt. coacha) o zdanie? Jeszcze zanim zostały zebrane i nazwane metody coachingowe i terapeutyczne, ludzie zawsze szukali pomocy u tych, co wiedzą więcej i mówią inaczej… Był to zazwyczaj ktoś ze starszyzny. Ci odważniejsi lub w większej potrzebie szli do zielarek mieszkających w lesie. Duchowni również pełnili rolę doradców i powierników. A różnica między coachem i przyjacielem jest zasadnicza:

  • z przyjacielem pijesz wino i gadasz do rana, z coachem pijesz wodę i gadasz max godzinę;
  • przyjaciel chce dla Ciebie najlepiej i doradza Ci najlepiej jak umie, ze swojego punktu widzenia, coach wyciąga z Ciebie to jak możesz sobie pomóc, nie doradza, aczkolwiek może podzielić się opinią;
  • rozmowa z przyjacielem jest przyjemnością, rozmowa z coachem jest przyjemnością doprawioną wysiłkiem znalezienia rozwiązań;
  • coach nie obrazi się na Ciebie, gdy będziesz mówił tylko o sobie;
  • łatwiej zniesiesz informację o tym, że robisz coś ze szkodą dla siebie, od coacha niż od przyjaciela;
  • przyjaciel może być zakłopotany tym, że nie umie Ci pomóc, coach jeśli sam nie jest w stanie, to znajdzie Ci pomoc;
  • coach powie Ci to, czego nie chcesz usłyszeć od przyjaciela i nie obrazisz się za to, no i zawsze po skończonym procesie coachingowym, możesz udawać, że nie znasz człowieka (śmiech).

A.K: Posłużę się tytułem podrozdziału Pani książki - jak zakochują się kobiety a jak mężczyźni? 

K. D.-M.: Panie zakochują się w tym, co słyszą. Panowie w tym, co widzą. Potem obie strony weryfikują, jak słowa i wygląd mają się do czynów. Jeśli wszystko lub większość się zgadza, to ludzie chętnie ze sobą zostają. Bywa tak, że zakochujemy się w naszym wyobrażeniu osoby. Dlatego tak ważnym jest, aby z decyzjami o wspólnym życiu poczekać do momentu, gdy już ochłoniemy z pierwszych emocji.

A czasem jest jeszcze inaczej. Ludzie są ze sobą, bo się lubią, bo są przyjaciółmi, bo mają fajny seks. I to jest wystarczająca więź, żeby stworzyć udany związek. Stan zakochania jest pięknym uczuciem. Jednak nie należy odrzucać osoby, do której nie czujemy mięty i nie ma motyli w brzuchu. Porywy serca zaskakują i mogą przyjść później.

A.K.: A co jeżeli nie przyjdą? Przyjaźń to jednak nie miłość, fajny seks to jednak nie wszystko, więc czy aby na pewno wystarczą?

K. D.-M.: Wg mnie miłość to przyjaźń doprawiona namiętnością. Namiętność bywa kapryśna, a przyjaźń jest tym, co ludziom pozwala utrzymać związek. Jeśli porywy miłości nie przyjdą same, to można samemu sprawić, że się pojawią. Wszystko zależy od tego, jak bardzo chcemy być ze sobą:)

A.K.: Pani poradnik jest dość nietypowy jeszcze pod jednym względem. Mówi Pani wprost,  dosadnie i bez pardonu: Jesteś sam, nie potrafisz się zakochać, stworzyć dobrego związku? To Twoja... może nie wina, ale to Ty jesteś za to odpowiedzialny, bo to od Ciebie wszystko zależy! Przestań siedzieć w kącie, zajmij się sobą, odpowiedź sobie na kilka najważniejszych pytań i do dzieła, nikt za Ciebie niczego nie zrobi!

K. D.-M.: Jestem daleka od obwiniania kogokolwiek. Jednak źródła niepowodzeń, moim zdaniem, należy szukać najpierw u siebie, a później u innych. A z doświadczenia wiem, że u innych znaleźć jest… łatwiej. Chodzi o to, aby mieć świadomość swojej mocy sprawczej. Czyli to co się przysłowiowo mówi, że człowiek jest kowalem swojego losu, działa i ma sens. Gdy nie wychodzi nam w miłości, to oznacza, że za bardzo chcemy, aby nas kochano. Jesteśmy zaborczy albo pozwalamy na pomiatanie naszymi uczuciami. To, jak kochamy albo jak bronimy się przed miłością, jest w nas. I dlatego na początku każdej pracy na sesjach, zaczynam od budowania miłości do siebie. Dzięki temu, wiadomo jakiego partnera szukać i jak dbać o związek, żeby być szczęśliwym. Tak po prostu.

A.K.: Miałam taką koleżankę, która po bardzo rozczarowującym rozstaniu stworzyła sobie listę, której punkty odliczała zaraz po przyjściu z kolejnych randek: czy mężczyzna jest przystojny, czy ma stałą pracę, czy ma rodzeństwo, czy jest dowcipny, wykształcony, czy uprawia sporty i słucha podobnej muzyki. Czy o to chodzi? Czy nie odbieramy czasem zakochaniu, a potem miłości i związkowi tego, co w tym wszystkim najtrudniejsze, czyli pracy nad sobą, ale w tym kontekście, żeby właśnie dostosować się do drugiej osoby pod pewnymi względami? Pod pewnymi dostosować, ale też umieć się pięknie różnić?

K. D.-M.: Robienie listy, jest ciekawym sposobem na sprawdzenie na kim nam zależy. Jakie mamy oczekiwania. Często jest tak, że ludzie chcą partnera, ale nie wiedzą jaki ma być. A to wbrew pozorom ważne. Czy jest przystojny lub bogaty? No właśnie. Dla niektórych osób to istotne, dla innych nie. Listę warto zrobić również dla siebie. Taką, która będzie odpowiadała na pytanie: Co ja dam partnerowi?

Jest jeszcze jedna kluczowa zasada, która rządzi naszymi wyborami partnera. Otóż są to przekonania i opinie jakie mamy na temat związków. Te, które możemy umieścić na liście, to są te, których jesteśmy świadomi. Pozostałe są ukryte lub nie chcemy o nich pamiętać. Chodzi o wzorce wyniesione z domu. I jeśli ich nie zmienimy, to zawsze będziemy trafiać na partnera, jakiego „znamy”.  Różnorodność w związku jest rozwojowym wyzwaniem. I faktycznie wpływa korzystnie na związek. Dzieje się tak jednak dopiero, gdy jesteśmy w zgodzie z samym/ samą sobą. I tego uczę na sesjach – miłości do siebie.

A.K.: A portale randkowe? Dobro czy zło dla poszukujących miłości?

K. D.-M.: Tutaj opinie są bardzo podzielone. Niektórzy z moich klientów chwalą sobie taką możliwość. Inni natomiast mają złe doświadczenia. Moim zdaniem portale randkowe są dobrym miejscem na poznanie nowych osób. Są ciekawą propozycją dla nieśmiałych, którzy na początku wolą być mniej widoczni. Jednak portale randkowe mogą być także źródłem frustracji. Dzieje się tak dlatego, że zdarzają się osoby oczekujące, że portal znajdzie miłość ich życia za nich. Należy więc pamiętać, że portal randkowy jest opcją, a nie jedyną możliwością.  

A. K.: A o co chodzi z postępowaniem kota?

K. D.- M.: W zachowaniu kota lubię jego dążenie do celu. Nieważne, że dostanie po głowie, gdy wejdzie na stół i ukradnie jedzenie. Nieważne, że właściciel wścieka się, gdy futrzak „śpiewa pieśń ludu swego”, bo akurat o trzeciej nad ranem chce pokazać, że ma pustą miskę. On zawsze próbuje dopiąć swego. Używam określenia „metoda na kota”, aby pokazać, w jaki sposób osiągnąć sukces w sprawie. Proszę sobie wyobrazić związek, w którym kobieta nie zawsze ma ochotę na seks. Natomiast partner owszem, ochotę ma zawsze. I jak tu elegancko namówić panią? Otóż próbowaniem i namawianiem. To nic, że za pierwszym razem powie, że boli ją głowa, a za drugim coś innego. Nie należy się zrażać i za jakiś czas spróbować znowu. Ale nie na zasadzie chamskiej odzywki, tylko z taktem. Gwarantuję, że w końcu się zgodzi.  Sposób można wykorzystać również w innych sytuacjach.  

A.K.: "Jak jeden raz to nie zdrada, jak chłop w wojsku nie zdrada, na delegacji nie zdrada, na wczasach i po francusku nie zdrada, po pijaku to już w ogóle" - wielu wyznawców takiej "teorii" spotkała Pani w swoim życiu?

K.D.-M.: Niestety tak. I prywatnie i zawodowo. Wszystko zależy od dorobienia swojej filozofii do działania. Takie podejście w filmach pokazywane w zabawny sposób, jest wzorem wyniesionym ze środowiska, w jakim się wychowywaliśmy.

A.K.: Serdecznie dziękuję za rozmowę;)