Recenzje filmów, które są trudne, nie dają prostych odpowiedzi, komplikują bezpieczną codzienność, to zadanie niezwykle złożone, ponieważ nie ma szansy na zupełnie obiektywną ocenę. To jednak filmy ważne, o których trzeba mówić głośno. Jednym z nich zdecydowanie jest „Kafarnaum” (2018) autorstwa Nadine Labaki. Libańska reżyserka znana dotąd m.in. z „Dokąd teraz” czy „Karmel” prezentuje widzom historię 12-letniego Zaina (w tej roli genialny Zain Al Rafeea).
Zain decyduje się oskarżyć swoich
rodziców o to, że go urodzili. Proces sądowy stanowi punkt wyjściowy dla całego
filmu, natomiast narracja skonstruowana na zasadzie retrospekcji, pozwala na
zrozumienie drastycznych motywacji chłopca. Klaustrofobiczne, brudne, ciasne
zdjęcia autorstwa Christophera Aouna pozwalają widzowi wniknąć w świat
bejruckich slumsów. Świat „nadmiaru”, rzeczy, ludzi, chaosu oraz
niesprawiedliwości. Okrucieństwo świata przedstawionego wybrzmiewa znacznie
bardziej właśnie przez to, że brutalną codzienność oglądamy oczami 12-letniego
chłopca, którego największym marzeniem jest pójście do szkoły. Główny bohater
ma życie, o jakim wiele osób myśli w kategoriach tak przerażających, że aż
nierealnych. Chłopiec nie posiada własnej prawnej tożsamości, ponieważ rodzice
nie zarejestrowali go w urzędzie, a od rana do nocy pracuje na ulicy, by
poprawić byt swojej wieloosobowej rodziny. Zain odważa się jednak zabrać głos w
ważnej sprawie…
Brak perspektyw młodego pokolenia w Libanie, nieplanowane ciąże i rosnącą liczba dzieci, którymi nikt nie ma zamiaru się zaopiekować, skazując je na całkowitą nędze. Ten film to zobrazowanie braku dostępu do podstawowych dóbr takich jak jedzenie czy mieszkanie. W obrazie rozpaczy, my widzowie, kibicujemy głównemu bohaterowi, by udało mu się wyrwać z okrutnej rzeczywistości. Zain decyduje się uciec z domu (po tym jak jego młodsza siostra zostaje sprzedana za kilka kur, by stać się żoną starszego od siebie sklepikarza). Desperacki krok chłopca zaprowadza go do wesołego miasteczka. Poznaje pracującą tam Rahil, etiopską imigrantkę, która w obawie przed deportacją ukrywa fakt, iż posiada malutkie dziecko.
Reżyserka umiejętnie oddaje głos tym
najsłabszym i zapomnianym, nie kreując moralizatorskiej opowieści, ale historię
najszczerszą z możliwych. Zain otrzymuje pomoc od Rahil, która przygarnia go
pod swój dach. Jego zadaniem staje się opieka nad rocznym Yonasem. Film
wywołuje łzy wzruszenia i niezgody, zwłaszcza, gdy główny bohater zamiast bawić
się z rówieśnikami i żyć beztrosko, dostosowuje się do brutalnego świata,
przesiąka bólem, cynizmem i agresją. Rahil któregoś dnia nie wraca z pracy
(widz wie, że trafiła w ręce imigranckiej policji), a Zain i roczny Yonas
zostają pozostawieni sami sobie. Zain zaczyna sprzedawać płynne narkotyki
zrobione z leków, by kupić jedzenie (nauczył się tego w swoim rodzinnym domu),
a w najbardziej desperackiej chwili głodu chłopcy jedzą kostki lodu posypane
cukrem. 12-letni chłopiec przejmuje rolę głowy rodziny, a przeciwności losu
mnoży się coraz więcej.
Na szczególną uwagę zasługuje tu aktorski geniusz młodego naturszczyka Zain Al Rafeea. Reżyserka zdecydowała się nazwać głównego bohatera imieniem odtwórcy tej roli. Kreacja tej postaci wynikała w znaczącej mierze z osobistych doświadczeń Zaina, który przez 8 lat mieszkał w Libanie, a jego codziennością była ulica i walka o przetrwanie. Reżyserka nie podejmuje próby emocjonalnego szantażu, ponieważ doskonale wyważa emocje. Nie ma w tym filmie ideologicznego gniewu, jest za to ogromny żal i niezgoda. Niewątpliwie otwiera on oczy w sposób brutalny.
Mimo to jest to przede wszystkim film o miłości. Miłości pięknej, czystej, szczerej, odnalezionej w najmniej oczekiwanym momencie. Historie Zaina i Rahil stają się jedną opowieścią, nieustannie trzymają w napięciu. Oczami Zaina widz doświadcza skrajnej autentyczności, konfrontuje się z realizmem, który kruszy serca, wyzwala niezgodę i uświadamia bezsilność. „Kafarnaum” jest filmem wielkim, pięknym i niezwykle trudnym. Nominowany w tegorocznych Oscarach, w kategorii film nieanglojęzyczny jest obowiązkową pozycją do nadrobienia. Poruszające dzieło, które zostaje w świadomości na dłużej i nie pozwala o sobie zapomnieć. Reżyserka daje głos tym pozbawionym prawu do dzieciństwa, opieki, rozwoju, pokazując palcem w stronę dorosłych, którzy są za to wszystko odpowiedzialni.