Od bezstresowego wychowania do domowego piekiełka

Mimo dużej dostępności wiedzy na tematy wychowawcze, niektórzy rodzice jeszcze dzisiaj stosują metody bezstresowego wychowania dzieci.

Prekursorem tej metody był już w XVIII wieku filozof J.J. Rousseau, który był zwolennikiem oddania całkowitej wolności dziecku w jego rozwoju własnym. Metoda ta jednak została rozpowszechniona dopiero w połowie XX wieku w USA. Nie na długo. Celem miało być niczym niezakłócone szczęście dzieci, które mogłyby rozwijać się bez żadnych przeszkód. Już wkrótce jednak – bo po dziesięciu latach – okazało się, że efekty wychowawcze są dokładnie odwrotne.

Badania przeprowadzone już dziesięć lat później przez psycholog Dianę Baumrind wykazały, że bezstresowe wychowanie prowadzi do stresu i agresji. Poprzez tzw. bezstresowe wychowanie zakłócona zostaje relacja rodzic-dziecko, ponieważ dziecko, które nie wie, jak korzystać z danej mu wolności, nie czuje się pewnie. Ma coraz to większe oczekiwania i żądania, które rodzice spełniają chociażby dla uniknięcia stresu. Po pewnym czasie okazuje się, że ta „metoda” skłania rodziców do daleko idących ustępstw wobec dziecka już nie tylko dla zaspokojenia swojego wychowanka, ale dla spokoju własnego.

Dochodzi w końcu do takich żądań, które bezpośrednio zagrażają dziecku i tu zaczynają się prawdziwe problemy, bo dziecko będzie terroryzować na różne sposoby rodziców. Przecież w końcu to ono decyduje o własnym losie, prawda? Będzie rzucać się na podłogę, bić głową o ścianę itd. Bo dziecko chce obejrzeć jeszcze jedną bajkę i jeszcze jedną baję i jeszcze jedną… Godzina 23.30 – oczywiście już ostatnią bajkę. Tyle że po ostatniej okaże się, że dziecko się pomyliło co do tego, że to ostatnia. A rano mama, tata albo niania budzi dziecko do przedszkola. A dziecko jeszcze chwilę chce pospać. A kiedy mama musi odprowadzić je, bo spóźni się do pracy, to dziecko wpada w histerię. I mama też. I z bezstresowego wychowania mamy domowe piekiełko. 

Kiedy dajemy dziecku całkowitą wolność wyboru, ono kieruje się przede wszystkim dążeniem do przyjemności, również tych chwilowych i tych szkodliwych nawet dla niego. Ono przecież nie ma rozeznania w tym, co dobre, a co złe. Bo tego nie zapewni mu bezstresowe wychowanie. I cały czas jest skupianie się na przyjemnościach – oczywiście własnych. I w takim procesie wychowania – bez wychowania – rośnie nieprzystosowany do życia społecznego człowiek, który pozbawiony jest zasad, dobrych manier, taktu, współczucia czy panowania nad emocjami. Człowiek, który dążenie do szczęścia utożsamia z zaspokajaniem przyjemności nigdy tego szczęścia nie osiągnie. Ani dla dziecka, ani dla siebie. Niestety błąd rozróżnienia tych pojęć leży u podstaw bezstresowego wychowania. Oj, przepraszam: u podstaw niewychowania.

C.d.n. – "O poszukiwaniu złotego środka”

dr Irena Kamińska-Radomska