“Wartości są ważniejsze niż rodzina. Kosztem zasad nic nie zrobię” - Irena Kamińska-Radomska po raz pierwszy w tak szczerej rozmowie

Na sam koniec naszego 4-częściowego wywiadu pokoleniowego zaplanowałyśmy rozmowę z członkiem rodziny, którego medialna popularność była powodem całego zamiesznia;) I choć wydawało nam się, że Irena Kamińska-Radomska będzie głównym bohaterem całego cyklu, okazało się, że każda z Pań z jej rodziny ma do opowiedzenia równie przejmującą, przeciekawą, pouczającą historię życia. Ich siła, determinacja, a równocześnie delikatność i empatia, nieustannie urzekały i fascynowały podczas rozmowy. O chłopakach nie wspominając, bo po przeczytaniu poprzednich części same doskonale wiecie, że najmłodszy skradł show;D Nie przedłużając, przed Państwem niezwykle wzruszająca, emocjonalna i trudna rozmowa naszej Redaktor Naczelnej, Joanny Weneckiej-Golik, z dr Ireną Kamińską-Radomską. Cała rodzina na obiedzie piętro niżej, więc Panie mogą w spokoju porozmawiać.

Joanna: Dużo ludzi nie przywiązuje dziś wagi do męskiego wychowania. A ja wyobrażam to sobie tak, że chłopak ma być w przyszłości mężczyzną i ma być taki…

Irena: To ma być głowa rodziny! Partner dla swojej żony. Ale nie na takiej zasadzie, że będzie żonie dyktował, jak ma żyć. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego.

Joanna: Tylko właśnie partner.

Irena: Dla mnie równouprawnienie jest bardzo ważne, bardzo. Choć absolutnie nie jestem feministką… ale Ty chciałaś pociągnąć wątek wychowania. Mam odpowiadać z punktu widzenia babci czy w ogóle mam mówić o wychowaniu?

Joanna: Z punktu widzenia opowieści o swoim tacie, którą przed momentem zaczęłaś. Powiedziałaś, że był bardzo ciekawym człowiekiem. Jesteś podobna bardziej do niego czy do mamy?

Irena: Wydaje mi się, że ja zebrałam i od jednego, i od drugiego. Bo moja mama jest bardzo pracowita, jest tytanem pracy. I ma nieprawdopodobną energię. Do dzisiaj! Jestem pod ogromnym tego wrażeniem. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Jest niesamowita. Mówi mi dzisiaj, że jedzie, mając 81 lat, do syna, do Wiesbaden, że rezerwuje bilet. I jeszcze sobie załatwi dwa wolne miejsca w autokarze, żeby nogi wygodnie położyć… I dla niej nie ma problemu z tym, że nie zna niemieckiego, swobodnie się porusza za granicą, zawsze sobie poradzi. Jest dla mnie niesamowicie otwartą osobą, zawsze dążącą do celu. Wykorzystuje wszystkie możliwości, ale przede wszystkim potrafi je znaleźć, dostrzec…

Joanna: … i Ty też tak masz!. A który z rodziców był bardziej zasadniczy, konsekwentny? 

Irena: Ojciec był bardziej konsekwentny. Bardziej się bałam ojca. Ale on nie był zasadniczy w taki sposób, że miał muchy w nosie. Miał ogromne poczucie humoru, był bardzo lubiany w towarzystwie. Często śpiewał. Potrafił nawet na ulicy iść i sobie zaśpiewać, nie miał z tym żadnego problemu. Był zabawny. Zabierał nas do parku, na sanki, potem mi rozcierał paluszki w domu, jak wróciliśmy, bo ja zawsze bardzo marzłam. Taki prawdziwy ojciec; taki, jakim każdy ojciec powinien być, bo rzeczywiście się nami zajmował. Troszkę byłam zazdrosna o starszego brata, że jego traktował jako tego bardziej odpowiedzialnego, a przecież jest między nami tylko półtora roku różnicy! I mój brat dostawał trudniejsze zadania, a ja byłam strasznie ambitna i też chciałam! 

Rodzina Kamińskich: mała Irena z braćmi i rodzicami, źródło: prywatne zbiory Ireny Kamińskiej-Radomskiej

Joanna: Troszkę córeczka tatusia?

Irena: Chyba tak. Był dumny ze mnie. Widziałam, że był ze mnie dumny. Zawsze chwalił moje nogi, nogi dziecka! (śmiech) Chude, bo ja byłam chuda jak patyk! Ale mówił mi, że mam długie i że szybko biegam. I faktycznie dobrze, szybko biegałam. W podstawówce wszystkie wyścigi wygrywałam. Daleko też skakałam, mam rekord szkoły w skoku w dal. Rekord szkoły chłopaków i dziewcząt, tak więc jak na dziecko… (dumny uśmiech)

Ojciec nie pozwalał kłamać. Walczył z fałszem, również takim zawoalowanym, bo dzieci właśnie tak potrafią kłamać. Pamiętam taką sytuację (gdzieś już opisałam to w jednej książce), była to dla mnie sytuacja bardzo ważna. Mianowicie moja mama miała jakieś imieniny czy coś. I ojciec poprosił brata, żeby dał mamie na prezent coś swojego. A brat nie bardzo chciał i ja mu wtedy powiedziałam: “Ja to bym matce wszystko oddała!”. Po jakimś czasie ojciec mnie również o coś poprosił i...  zachowałam się dokładnie tak samo jak brat. Ojciec zwrócił mi na to uwagę, że przecież mówiłaś, że wszystko byś mamie oddała. Jak mi się zrobiło głupio! Myślałam, że się pod ziemię zapadnę.

Joanna: Czyli ojciec uczył Was takiej odpowiedzialności za to, co się mówi.

Irena: Jasne! Zapamiętałam to na całe życie i być może dlatego teraz wszystko chętnie innym daję! (śmiech)

Joanna: Wydaje mi się, że po tacie masz jeszcze jedną rzecz: lubisz być wesoła i jesteś taką otwartą osobą.

Irena: Yhym. 

"W podstawówce wszystkie wyścigi wygrywałam. Daleko też skakałam, mam rekord szkoły w skoku w dal." - Irena Kamińska-Radomska w czasach szkolnych,
źródło: prywatne zbiory rodziny

Joanna: Że masz po nim trochę beztroski.

Irena: Nie, ojciec nie był beztroski.

Joanna: Może to złe słowo, może takiej dziecinnej radości?

Irena: Ja nie pamiętam zbyt wiele dziecięcej radości… Raczej pamiętam z dzieciństwa walkę. Ze starszym bratem. I to, że musiałam zjadać dania do końca, a nienawidziłam jeść. I siedziałam nad tymi tłustymi oczkami rosołu godzinami… Nie najlepiej wspominam dzieciństwo, chociaż było wiele bardzo dobrych chwil. Natomiast dużo mnie to dzieciństwo nauczyło. Pamiętam, jak ojciec wracał z pracy i opowiadał mamie, że znowu go prosili, żeby się zapisał do partii, że dostanie stanowisko takie a takie, znaczy dyrektorskie, bo ojciec był świetnym fachowcem. Natomiast miał zasady. Był przeciwny komunie, i to bardzo. A w tamtym czasie nie sprzyjało to sukcesom zawodowym. Był jednak na tyle wybitnym fachowcem, że musieli się pogodzić z tym, że się nie zapisuje, a i tak miał wysokie i bardzo odpowiedzialne stanowisko. Ale do czego zmierzam – zawsze kiedy go prosili, to im odpowiadał: “Dobrze, w takim razie jutro się zapiszę”. I przychodził nazajutrz do domu i się śmiał, że znowu przyszli go pytać, a on odpowiadał: “No dobrze, ale mówiłem przecież, że jutro”. I w końcu się zorientowali, że… że jutro. Tak, że nigdy się nie zapisał, bo on by się nie złamał. To był człowiek, który by się nigdy nie złamał. 

Ojciec zawsze nam powtarzał, żebyśmy stali za sobą murem. Mówił o nas “fajna ferajna”, bo była z nas fajna piątka.  I to, że walczyłam z braćmi, to jest jedna rzecz, ale wiem, że w razie czego, gdyby się paliło, waliło, to każdy by rzucił wszystko, żeby pomóc drugiemu. I mama też doskonale wie, że jakby cokolwiek się stało, to zawsze może na mnie liczyć. I to samo Dominika. I chłopaki. 

Joanna: Piękne wartości. Rodzina jest dla Ciebie chyba najważniejsza.

Irena: Wartości są ważniejsze. I nawet gdyby Dominika chciała ode mnie czegoś, co by wymagało ich złamania, nie zrobiłabym tego. Kosztem zasad nic nie zrobię. 

Joanna: Jakie to zasady?

Irena: Prawda, dobro, piękno...

Joanna: Ot, i kobieta z klasą.

Irena Kamińska-Radomska z córką Dominiką,
źródło: prywatne archiwum rodziny

Irena: A takie pomniejsze, drobniejsze to na przykład punktualność… Tak jak większość, powiązana jest z dobrem, bo łączy się z szacunkiem do drugiego człowieka. Jak Dominika była młodsza, to chodziłyśmy razem do Kościoła. Ona się strasznie grzebała, a dla mnie nie było spóźnień. Więc powiedziałam Dominice, że jak następnym razem będę musiała na nią czekać, to pójdę sama. I poszłam. Poszłam sama. Jestem konsekwentna. A Dominika została sama w domu. Ale na następny raz szybko się pozbierała.

Joanna: Najlepsza metoda nauki… 

Irena: Dzisiaj widziałaś jak przyjechała? Chwilkę przed czasem. A zebrać moją mamę, Filipa, Tomka i siebie, i być przed czasem, to jest coś.

Joanna: A powiedz mi… bo nie mogę sobie Ciebie wyobrazić jako zbuntowanej nastolatki. Mówiłaś, że w ogóle się bardzo zmieniłaś. Był jakiś taki przełom, znaczący moment tej zmiany?

Irena: Wiadomo, że z jakąś osobowością się człowiek rodzi. Ze złymi i dobrymi cechami charakteru. Wiadomo, że te dobre starałam się zostawić. Dawniej byłam strasznie impulsywna i to było szczególnie widać w okresie dojrzewania. Ale też miałam swoje racje, bo na przykład spotykałam się z pogwałceniem prywatności. Na przykład brat otwierał mi szkatułkę, gdzie miałam jakieś listy, miałam pamiętnik, który pisałam... i potem było czytanie, naśmiewanie się… no, to to rodzi po prostu taki ogromny sprzeciw. A wiadomo, że wśród młodych różne rzeczy się zdarzają. Mama była z nami sama, więc ciężko jej było zapanować nad wszystkim. Prywatności bardzo mi brakowało. Do tego stopnia było mi w tym czasie źle, że już wtedy miałam ataki nerwicy, takie bardzo silne. Momentami myślałam, że to ostatnie sekundy mojego życia, pogotowie przyjeżdżało. Miałam potworny ból w okolicy serca... ataki serca... Dusiłam się.

Joanna: Ale w tak młodym wieku?

Irena: Bardzo młodym. Pierwsze symptomy były już w wieku 15 lat. Miałam ciężki okres tej wczesnej młodości… Nabijanie się ze mnie… bo bardzo późno zaczęłam dojrzewać… i jakieś komentarze, że wyglądam jak chłopak... To było dla mnie bolesne, bo w tym wieku człowiek jest wyjątkowo wrażliwy na punkcie swojego rozwoju fizycznego. Dodatkowo uprawiałam sport, więc nie wyglądałam zbyt kobieco. Dla mnie bardzo istotne były osiągnięcia w nauce, w recytacji, w sporcie, no wszystkie. Byłam bardzo ambitna. A to wszystko przecież też jest stresujące. 

Joanna: Musiałaś być we wszystkim najlepsza…

Irena: Tak, a w domu jeszcze nie miałam pełnego poczucia bezpieczeństwa. Matka zaczęła pracować na trzy zmiany, nie zawsze była, ojca nie było i tak dziwnie…

Joanna: Pewnie właśnie w tym okresie najbardziej ci brakowało taty…

Irena: To był ciężki okres. Najdotkliwsze przeżycia tego okresu nie mają jednak nic wspólnego z rodziną. Ale o tym nie opowiem...

Joanna: A kiedy to się zmieniło?

Irena: Co zmieniło? Kiedy zaczęłam wierzyć w siebie? Nigdy…

Joanna: Cały czas masz poczucie, że nie robisz wszystkiego najlepiej?

Irena: Yym. Żebym wierzyła w siebie, to muszę sobie ciągle coś udowadniać.

Joanna: A jak jesteś w czymś najlepsza?

Irena: To jeszcze co innego muszę zrobić najlepiej ?

Joanna: Jak rozmawiałam z Twoją mamą, to też mi opowiadała o swoim dzieciństwie i o tym, jak pewne sprawy z tego okresu odbiły się na niej, jak pamięta to do dziś, jak dziś czuje, że jej siostra bliźniaczka była kochana bardziej. Twoje dzieciństwo i młodość też odcisnęły duży ślad…

Irena: Ogromny. I mimo że racjonalnie potrafię sobie wszystko pięknie wytłumaczyć, to gdzieś tam, w środku…

Mama Irena z córką Dominiką,
źródło: prywatne archiwum rodziny

Joanna: Bardzo dobrze się kamuflujesz!

Irena: Czy ja wiem, czy się kamufluję? Ja po prostu działam, mam mnóstwo pomysłów i to mi daje niebywałą energię, dobrą energię, dzięki której przyciągam fajnych ludzi... dobrego męża... Dominikę, Tomka, Filipa. Nic mi nie przeszkadza być szczęśliwą… bo nie szkodzi…

Joanna: A kiedy Ci przyszedł ten okres buntu? Jak zostałaś mamą?

Irena: Nie, co Ty, wcześniej! Jako nastolatka krzyczałam na matkę, bo z braćmi to wiadomo, że tak czy siak zawsze się walczyło i wrzeszczało, ale dla matki też byłam bardzo niedobra.

Joanna: A miałaś wtedy tylko ją...

Irena: Potem mi było głupio. Ale najgorsze było to, że to, co wygadywałam, musiało być zgodne z prawdą, bo nie kłamałam. Nawet będąc w tym okresie buntu, nie kłamałam, mówiłam prawdziwe rzeczy, które musiały być bolesne. 

Joanna: Żałujesz tego?

Irena: Dosłownie tydzień temu o tym z Dominiką rozmawiałam. I ona mi mówi: “Słuchaj, a Ty wiesz, że jak człowiek nie buntuje się w okresie dojrzewania, to raczej coś jest z nim nie tak?” (śmiech) Czyli wszystko było w porządku. Nie no, i tak mama wiedziała, że ją kocham.

Joanna: A rozmawiałaś ze swoją mamą o uczuciach?

Irena: Tak, tak! Ona była bardzo ciepłą mamą, tuliła nas dużo, lubiłam przy niej zasypiać. Bardzo ją kochałam, ale to tak bardzo, że za bardzo.

Joanna: Była Twoją najbliższą osobą, a najbliższym zawsze się najbardziej obrywa. 

Irena: Była najbliższą aż za bardzo! Potem, jak wyszłam za mąż pierwszy raz, to ona i tak była na pierwszym miejscu. 

Joanna: Za bardzo ingerowała?

Irena: Ale za moim przyzwoleniem! Ja co prawda byłam młoda, ale…Moim zdaniem mama też się zmieniła, jak zabrakło ojca, bo chciała być bardziej taką przyjaciółką, a my sobie na za dużo pozwalaliśmy. Imprezy były straszne…

Joanna: No, Irena na imprezie!...

Irena:  Do późnych godzin nocnych… ja nie wiem, jak ja sobie radziłam w liceum, bo bardzo dobrze się uczyłam, ale imprezy były straszne!

Joanna: To teraz masz chyba trochę wyrozumiałości dla dziewczyn z “Projektu Lady”? Też są młode…

Irena: A jasne! Ale też trochę musisz wziąć poprawkę, że straszne imprezy to znaczy, że był alkohol, były papierosy, ale rozmowy – intelektualne. Tu w tle jakieś nagrania z Jazz Jamboree… Mój brat się interesował muzyką, więc ja już jako młodsza dziewczyna słuchałam tego. Ale Marek był jednak dwie klasy wyżej. Przychodzili często jego koledzy… Zawsze był dobrym uczniem, był wręcz genialny, wygrywał jakieś olimpiady matematyczne, fizyczne, miał otwarty umysł, mnóstwo czytał… Więc przyciągał też ciekawych ludzi.

"Nie najlepiej wspominam dzieciństwo, chociaż było wiele bardzo dobrych chwil.
Natomiast dużo mnie to dzieciństwo nauczyło."
źródło: prywatne zbiory rodzinne

Joanna: A to jak w ogóle Twoje rodzeństwo, mama, jak rodzina reaguje na Twój udział w “Projekcie Lady”? Z każdym sezonem program staje się coraz bardziej popularny, a w związku z tym i Ty stajesz się coraz bardziej rozpoznawalna. Jesteś też ekspertem TVN-u. Jak oni się w tym odnajdują?

Irena: Oni? Myślę, że coś tam są zadowoleni, ale nie oglądają tego wszystkiego za bardzo. Chociaż mama, jak powiedziałam, że mi jest przykro, to chyba zaczęła oglądać (śmiech). Ale nie zawsze oglądają… Przyzwyczaili się, że “O, książkę napisałaś? Drugą? I trzecią? I kilkaset artykułów… A czym Ty się tak naprawdę zajmujesz?” (śmiech) Czasem nie ukrywam, że to trochę boli… Bo zawsze, zawsze tym najzdolniejszym był Marek [najstarszy brat - przyp. red.]... ale nie chwaląc się, ja najwięcej osiągnęłam. Cześć Filipski! Zjadłeś?

Filip: Nie całe…

Babcia Irena: Zostawiłeś mi choć pół kawałeczka?

Filip: Nieee. Ale jakieś pół pizzy.

Irena: Ja i tak nie jem takiej jak Ty, bo Ty na pewno miałeś z czymś mięsnym.

Joanna: Filip, a lubisz się chwalić babcią? Mówisz kolegom i koleżankom, że babcia będzie w telewizji?

Filip: Na obozie w ostatni dzień się chwaliłem… Ale większość to już chyba o tym wie, nie wiem, czy wszyscy. Pierwszaki jeszcze na pewno nie.

Irena: Ale Filip, jak był na obozie, to do mnie zadzwonił i mówi: “Jesteś na głośnomówiącym, bo mi nie chcą wierzyć, że Ty jesteś moją babcią”.

Filip: Że mi nie chcą wierzyć, że Ty jesteś moją babcią i żebyś powiedziała. I powiedziałaś.

Babcia Irena: I powiedziałam. I był taki pisk w sali. (śmiech)

Joanna: To chyba nie muszę Cię pytać o Twojego największego fana?

Irena: Filip, Ty jesteś moim największym fanem?

Filip: Yyy, nie wiem, bo wszystkich Twoich fanów nie znam.

Irena: Dzisiaj jak pojedziesz z mamą do domu, to chyba poznasz moją największą fankę, Anię Szyperską. Ale Filip chyba Ani nie ustępuje. Jeszcze zanim byłam w “Projekcie Lady”, jak miał  jakieś 4 lata, siedzimy sobie na ławeczce, a on nagle wstaje, podbiega do obcych ludzi i krzyczy: “Moja babcia występuje w telewizji!”. Oni tak spojrzeli na mnie: “Tak?” “Tak, odpowiedziałam, od czasu do czasu.”

Malutka Irenka w wózku,
źródło: prywatne archiwum rodziny

Joanna: A dużo czasu spędzasz, Filip, z babcią? Chociaż pewnie Ola Cię już o to pytała?

Irena: Spędzamy, nie? Kiedy przyjedziesz do mnie?

Filip: Jak będę mógł, to przyjadę. Z chęcią.

Babcia Irena: I co wyjmiemy z szafki?

Filip: Słonecznik!

Irena: Bo Filip ma u mnie swoją szafkę i tam jest słonecznik dla…

Filip: Wiewiórek!

Irena: I sikorek. Filip zawsze karmi je w Łazienkach. I mamy swój statek. I operacje różne robimy. 

Filip: A jak byłem na obozie rowerowym, to jak się starsi chłopcy spóźniali, to musieli robić… zapomniałem jak się to nazywało… ale pokażę!

Babcia Irena: Mów wyraźnie! Spokojnie i wyraźnie.

Filip: No, musieli zrobić takie kółka (Tu następuje prezentacja, co chłopcy musieli robić, jak się spóźniali na zbiórki)

Irena: To dobry obóz! Jeszcze raz pokaż! Choć po obiedzie to może nie... No już, wystarczy!

Joanna: Bardzo fajne te Wasze chłopaki.

Irena: Zupełnie różne. Filip jest otwarty, więc od razu mówi się o nim, że jest fajny, a Tomek jest zamknięty i po jakimś czasie dopiero; trzeba go poznać. Ale już w pierwszej klasie wychowawczyni mówiła o Tomku, że on zawsze powie prawdę, nawet ze szkodą dla siebie. I też nie ma „zmiłuj”. Teraz wychowawczyni Tomka jest wychowawczynią Filipa. Cudowna kobieta. Filip, jak się nazywa Twoja wychowawczyni? Jak pani Sidorska ma na imię?

Filip: Katarzyna?

Irena: Yhym, pani Kasia.

Joanna: I co lubisz swoją wychowawczynię? Bo wiesz, Filip, my napiszemy o tym w wywiadzie. Prześlemy szczególne pozdrowienia.

Irena: Ode mnie wyjątkowe.

Filip: I jeszcze Pani od religii. Lubię ją.

Joanna: To też pozdrowimy. 

Filip: Bo jak byłem na jednym obozie, to Pani od religii też tam była. I potem na pierwszej lekcji mi powiedziała, że jestem dzielny. I nie jestem pewien, ale chyba jestem jej ulubionym uczniem.

Wszystkie Panie wybuchają śmiechem. A Filip trochę się zawstydza:

No co, powiedziałem, że chyba.

Joanna:  A nie myślałaś, żeby gdzieś bliżej nich zamieszkać?

Irena: Nie. To znaczy myślałam o tym, żeby oni mieszkali w Warszawie. 

Rodzina Kamińskich,
źródło: prywatne archiwum rodziny

Joanna: A długo już tam mieszkasz?

Irena: Od urodzenia Tomka, czyli 15 lat. Jeszcze w międzyczasie był wyjazd do Stanów.

Joanna: A wyjechałabyś z Polski? Mogłabyś zamieszkać gdzie indziej?

Irena: Wydawało mi się, że tak, że w Stanach, że to taki fajny kraj, otwarty i w ogóle. Ale… to też historia z tymi Stanami... Mąż miał kolegę w Chicago, który mówił, że wszystko nam tam zapewni, że nie będzie żadnego problemu, żeby Marek pracował i ja też. Dominika już była dorosła, więc akurat z tym nie było żadnego problemu. Postanowiliśmy wyjechać, żeby tam zamieszkać. I ja już pierwszego poranka jak się obudziłam, to zaczęłam wyć, że nie, że ja nie chcę tu zostać. Po prostu taka tęsknota potężna mnie wzięła. Potem następny poranek dokładnie to samo…

Joanna: Ile było takich poranków?

Irena: Nie wiem, ale przeszło mi to. Tylko okazało się, że ani dla męża, ani dla mnie nie ma tej pracy; trzeba było czegoś szukać. Dlatego jak tylko wiza mi się kończyła, to wróciłam. W międzyczasie nawiązałam kontakt z polskim radiem w Chicago i tam udzielałam wywiadów na temat etykiety. Zrobiły się z tego wywiady cykliczne, więc potem, kiedy jeździłam do Stanów tam i z powrotem, to z tego radia cały czas dzwonili i rozmawialiśmy sobie przez telefon na fonii. A mój mąż został. I ja sama kursowałam między Stanami a Polską.

Pewnego razu zadzwoniła do mnie dyrektorka tego radia. Wcześniej tam był dyrektorem Amerykanin, a potem Amerykanka, ale polskiego pochodzenia, i mówi mi: “Irena, dzwonił do mnie taki młody biznesmen, znam go dobrze, milioner, on Cię słuchał u nas w radio, i chciałby, żebyś przyjęła propozycję pracy u niego tu w Stanach na stanowisku wiceprezesa.” Opowiedziała mi o konkretach. Propozycja wydała mi się bardzo, bardzo ciekawa, ale robiłam jeszcze doktorat w Polsce, więc powiedziałam, że na pewno będę musiała do Polski co jakiś czas wracać. Chciałam, żeby to było jasno zaznaczone. 

Prezes zaakceptował moje wstępne warunki uzgodnione za pośrednictwem dyrektor radia. Przyjeżdżam do Chicago już na spotkanie z prezesem. Bardzo miło nam się rozmawia. Negocjuję jeszcze i tak dobre warunki, potem wybieram kolor tapicerki do mebli w swoim przyszłym biurze i dostaję podpisaną umowę. Prezes prosił mnie, żebym jak najszybciej przyjechała, koniecznie przed targami międzynarodowymi, żebym już podczas tego wydarzenia reprezentowała firmę.  Zgodziłam się. Poleciałam szybko do Polski, zawiesiłam swoją działalność, przekazałam wszystko Dominice i... może kiedyś ciąg dalszy opowieści nastąpi 😉