Różowe okulary

Wbrew pozorom, to w czasach dobrobytu człowiek traci kontakt z rzeczywistością. Gubi się w natłoku przeróżnych form uprzyjemnienia sobie życia. Gdyby nawet chciał na siłę zapomnieć o tych przyjemnościach, media naprowadzą go na właściwą drogę. Wtedy zobaczy, że nie ma jeszcze dezodorantu, który pozwoli mu pachnieć przez 7/24, przypomni sobie, że nie ma jeszcze fotela, który pozwoli mu obejrzeć wygodnie ulubione seriale, zapoznać się z wydarzeniami dnia i – gdyby wpadł do niego przyjaciel – zapewnić mu nocleg w komfortowych warunkach. Wystarczy przycisnąć guziczek po wypiciu ostatniego piwa i zjedzeniu reszty chipsów. Och, jak miło. Wszystkie potrzeby życiowe zostały zaspokojone. Nie trzeba myśleć, jest wesoło, nic nie trzeba. Jak jest dobrze, to jest dobrze. Lepsze jest wrogiem dobrego. Prawda?

Otóż nieprawda. To powiedzenie ma niewątpliwie ukrytą mądrość, ale zapewne nie dotyczy cynicznie opisanego przypadku. Okazuje się, że właśnie w trudnych czasach zaczynamy myśleć i działać bardziej w kategoriach tego, co ważne: robimy odkładane porządki, remont, prasowanie… Oczywiście żartuję. Chodzi mi o troskę o najbliższych, zakupy dla osób starszych, które nawet nie muszą o nic prosić. Każdy, kto może, szyje maseczki, rozsyła je, komu trzeba. Ci, którzy muszą wychodzić, przestrzegają zaleceń zachowania bezpiecznej odległości, niekoniecznie myśląc tylko o sobie, ale także z troski o innych – o tych, którzy są w grupie największego zagrożenia, o osoby schorowane, starsze, o służbę zdrowia. Dbając też o to, żeby wreszcie ta pandemia zmierzała ku końcowi, by wrócić do normalnej rzeczywistości. Normalnej, czyli takiej sprzed kryzysu. Pewnie, że nie wszyscy zachowują zdrowy rozsądek i oczekiwaną ostrożność. Zawsze znajdą się wyjątki, które denerwują. Ale tym razem – mimo trudnej sytuacji – warto założyć jaśniejsze okulary, żeby dostrzec to wszystko, co dzieje się, jak trzeba.

Teraz, kiedy piszę te słowa, zaczął nawet padać deszcz, na który wszyscy czekali. Zwykle wolę słoneczną pogodę, ale w tych okolicznościach, kiedy Wisłę można przejść suchą stopą, każda kropla jest na wagę złota. I dzisiaj cieszy mnie dudnienie w parapety.

Jutro z kolei mam urodziny. Wiem, że nie spotkam się z najbliższymi, ale czuję, że nikt nie zapomni zadzwonić.  Już się na to cieszę. A jeśli nawet zapomni… To pomyślę, że  pewnie spędza czas z rodziną i jest tak szczęśliwy, że zapomniał o bożym świecie.

Czytam teraz książkę z różnymi portretami psychologicznymi. Sporo się potwierdza w odniesieniu do mojego charakteru. Lektura uświadomiła mi, że za bardzo się wszystkim przejmuję i co najgorsze – od razu zauważam, co jest nie tak. Chyba dlatego jestem surową mentorką w Projekcie Lady. Muszę trochę popracować nad dostrzeganiem jaśniejszych kolorów i to właśnie czynię. IKR