Na jaki temat tak milczysz kochanie?

Nadchodzi taki moment, że w związku nastaje cisza.

Pół biedy, gdy jest ona wywołana chorobą gardła drugiej strony. A cała bieda, gdy coś wisi w powietrzu. Tak zwana cisza przed burzą. Są osoby, które na trudne sytuacje reagują ekspresyjnie. I to jest dobre, bo wyrzucają z siebie zbędne emocje. Są również takie, które sztukę milczenia opanowały do perfekcji. Albo nie odzywają się, bo nie. Albo nie odzywają się, bo nic się nie stało. A wzdychają ciężko, bo powietrze im szkodzi. Tutaj to ja bym uważała. Jest takie powiedzenie: „Strzeż się nie tego psa, co ujada, ale tego, co siedzi cicho”. Nie wiadomo, kiedy rzuci się do gardła. Z ludźmi jest podobnie. Siedzisz cicho, nie powiesz o co ci chodzi, bo powinien się domyślić. Akurat. To domyślanie się to jakaś zmora. Powinno się tego zakazać. Jest też inny rodzaj ciszy, którą sama bardzo lubię. To jest wtedy, gdy ludzie są obok siebie, ale nie odzywają się, bo pracują, czytają, zajmują się swoim hobby, ćwiczą itd. Nic nie mówią, żeby sobie nie przeszkadzać w zajęciach, ale doskonale wiedzą, że są razem i nie potrzebują słów. Czasem wystarczy tylko spojrzenie, uśmiech, „puszczenie oczka” i wiadomo o co chodzi.

Milczenie jest złotem. Tak mówią. Milczymy z wielu powodów. Bo boli nas gardło, nie mamy nic do powiedzenia, jesteśmy obrażeni na świat i nie chce nam się ust otwierać, boimy się oceniania naszej wypowiedzi, sytuacja wymaga milczenia albo jest taka, że lepiej ją przemilczeć. Możesz dopisać coś jeszcze, bo pewnie co osoba, to inne powody. Milczenie sprawdza się, gdy mamy do czynienia z osobą w emocjach, wyrzucającą nieparlamentarne słowa pod adresem naszym i całej ludzkości. Wchodzenie w dyskusję w takim momencie to klasyczny „strzał w stopę” i gotowa kłótnia. Jest też ryzyko milczenia w podanej sytuacji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że rozemocjonowana osoba jeszcze bardziej się rozzłości, bo my nic nie mówimy. Zalecam wtedy odzywać się tylko tak, aby miała poczucie, że ją słyszycie. Nie mówię o ignorowaniu, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Jeśli mówimy coś w emocjach do kogoś, trudno jest się kontrolować. Jednakże, mając świadomość, że słowa tną jak brzytwa, czasem lepiej ugryźć się w język i nie mówić tego, czego będziecie długo żałować. Ktoś może powiedzieć, że przecież należy być sobą, być autentycznym, mówić szczerze. Tak, zgadzam się z tym. Tylko, że w złości i w porywach emocjonalnych raczej nie bywamy sobą, tutaj odzywają się pierwotne instynkty, które mają za nic poprawność polityczną.

Wystarczy być, czyli rozumiemy się bez słów. Moim zdaniem jest to cudowna umiejętność. Wystarczy jedno konkretne spojrzenie lub gest i druga osoba wie, o co chodzi. Ten sposób porozumiewania się dotyczy osób, które znają się już na tyle, że potrafią czytać z mowy ciała drugiej osoby. Długoletnie pary tak mają, przyjaciele spędzający ze sobą sporo czasu lub dobrzy znajomi. Generalnie osoby, które są emocjonalnie blisko związane. Umiejętność taka świetnie podtrzymuje więź i tworzy między osobami specyficzny, trochę tajemy sposób porozumiewania.

A gdy już zawiodą wszystkie sposoby na poznanie przyczyny milczenia, można zadać magiczne pytanie:

Kochanie, a na jaki temat milczysz?