Mnie to nie dotyczy

Z pewnością masz w swoim otoczeniu osobę, o której możesz z ręką na sercu powiedzieć, że przydałaby jej się terapia, coaching, konsultacje ze specjalistą. Masz wokół siebie pary, które borykają się z problemami, a Ty widzisz, co się dzieje, próbujesz dać dobrą radę, a oni nic. Jeszcze bardziej brną w bagno, jeszcze bardziej się kłócą, a Ciebie nienawidzą, bo się wtrącasz.

Powiem Ci, że chociaż wyprujesz sobie żyły, to i tak te osoby nie posłuchają Twojej rady. Nie pójdą na terapię. Zrobią coś innego. Znajdą sobie innego znajomego.

Kiedyś bardzo chciałam pomagać wszystkim. Dosłownie. Nawet jeśli mnie o to nie prosili. Mówiłam, co mają zrobić, dawałam dobre rady. I wiesz co? Wściekałam się, że nie robili tego, o czym im mówiłam. A dlaczego? Bo wlazłam do ich życia bez zaproszenia.

To, że ktoś ma problem i Ty go widzisz, to wcale nie znaczy, że jest gotowy go naprawiać.  Ludzie, zazwyczaj nie wiedzą, co ich gryzie w tyłek, nawet jeśli zostają ślady po zębach. Do tego, aby w ogóle pomyśleć, że coś ze sobą trzeba zrobić, bo już tak dalej się nie da, człowiek musi, ale to musi znaleźć się w śmierdzącej piwnicy ze szczurami. Inaczej nie zrobi nic, żeby sobie ułatwić życie. A jeszcze Ci powie, że ma wszystko pod kontrolą i sam sobie poradzi. Jest bohaterem domu i Zosią samosią…

Wiem, że tak jest, bo sama tak robiłam.

Zdarzyło się tak, że jedną z ciąż straciłam. Wydawało mi się wtedy, że to nic, takie rzeczy się zdarzają. Natura tak chciała i takie tam… Owszem, fizycznie wszystko wyglądało dobrze, ale wewnętrznie byłam podziurawiona jak sito. 

Zastanawiasz się, po co Ci o tym piszę? Bo ja byłam taką bohaterką domu. Mówiłam sobie, że jest ok, że sobie radzę. A figę prawda. Z niczym sobie nie radziłam. Firma mi utknęła, starsza córka zaczęła sprawiać problemy, z mężem było zimno. A ja nadal twierdziłam, że pomocy nie potrzebuję. Jak stachanowiec wyrabiam trzysta procent normy!

Aż przyszła ta wiekopomna chwila i stanęłam przed murem. I fizycznie, i mentalnie. Nie mogłam się ruszyć. Wszystko było z ołowiu.

Wtedy dostałam od przyjaciółki kontakt do terapeutki. W sumie to sama do niej zadzwoniła i mnie umówiła. I jeszcze wtedy, twierdziłam, że idę tam z grzeczności dla przyjaciółki. 

Wszystko się zmieniło, gdy byłam po pierwszym spotkaniu. Właściwie tylko dzięki temu mogę pisać do Ciebie artykuły.

I nawet jak teraz czytasz i myślisz sobie: "Aaa, mnie to nie dotyczy" - to dotyczy. I im bardziej myślisz sobie, że to inni muszą się zmieniać, a Ty nie. To tym większy masz problem.

Ludzie nie zmieniają się po dobroci. Zmiany nie następują na zielonej łączce, pełnej słodkich króliczków. Zmiany to krew, pot i łzy. I to jest normalne. Gdy boli, to znaczy, że działa. Gdyby ból nie był początkiem czegoś nowego i dobrego, to poród też by nie bolał.

W moim otoczeniu, też jest wiele osób, którym można pomóc. Jednak dopóki nie zostanę przez nich zaproszona do ich świata, nie pomogę. Nie dlatego, że nie chcę. Dlatego, że oni nie są gotowi. Po prostu.

Dlatego, jeśli chcesz sprawić komuś prezent – niespodziankę i wykupić  konsultacje u specjalisty, to odradzam. Wykup je dla siebie, wtedy będą to bardzo dobrze wydane pieniądze. A jako prezent–niespodziankę możesz dać książkę książkę tematyczną, np. „Miłosne Prawo Jazdy”;)