Olga Tokarczuk

Kim jest polska Noblistka? - kilka faktów z życia Olgi Tokarczuk, które powinnaś znać (teraz już koniecznie!)

Z dumą powtarzamy pojawiającą się nieustanie od wczoraj w mediach frazę: druga po Wisławie Szymborskiej polska laureatka Literackiego Nobla! Pisarka, eseistka, autorka scenariuszy - m.in. wyreżyserowanego przez Agnieszkę Holland "Pokotu". Laureatka Nagrody Bookera w 2018 roku za powieść "Bieguni", dwukrotna laureatka Nagrody Nike za "Biegunów" (2008) i "Księgi Jakubowe" (2015). Skąd wzięło się zjawisko literackie: Olga Tokarczuk i jaka była jej droga na literacki szczyt?

1. Nadtrojańska wyobraźnia

Olga Tolarczuk urodziła się w 1962 roku (57 lat) w Sulechowie (województwo lubuskie), wychowała w Klenicy, skąd przeniosła się z rodzicami do Kietrza nad Troją. Tam ukończyła liceum i dostała się na warszawską psychologię. Jeszcze jako nastolatka próbowała swoich sił w poezji. W 1979 roku zadebiutowała na łamach pisma "Na przełaj" swoim pierwszym opowiadaniem. Potem na długo zamilkła i do pisania powróciła dopiero po wielu latach.

W czasie studiów opiekowała się osobami z problemami psychicznymi jako wolontariuszka i żywo zainteresowała pracami Junga. Oba fakty miały później znaczący wpływ na jej twórczość. Po studiach pracowała jako pokojówka w londyńskim hotelu. Podczas uroczystej gali w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie, gdy obierała jedną z najbardziej prestiżowych nagród literackich na świecie, zdradziła, że ma na sobie kolczyki, które kupiła właśnie w tamtym czasie, w 1987 roku w stolicy Wielkiej Brytanii. "Dziś wracam w tych kolczykach jako zdobywczyni nagrody Bookera", mówiła dziennikarzom. Po powrocie do Polski pracowała jako psychoterapeutka we Wrocławiu i Wałbrzychu.

źródło: TVP Info, fot. Beata Zawrzel

2. Pierwsze koty za płoty

Powróciła w wieku 31 lat z powieścią "Podróż ludzi Księgi", która nie została zbyt dobrze przyjęta przez wydawców. Podobnie jak z "Harrym Potterem" Rowling, nikt nie chciał jej wydać. Gdy jednak powieść o XVII-wiecznej podróży z Paryża ku podnóżom Pirenejów została już wydana w oficynie Przedświt, przyznano jej nagrodę.... Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek za debiut. Dwa lata później już bez większch problemów wyszła druga powieść Olgi Tokarczuk "E.E." - tytuł od imion głównej bohaterki powieści, Erny Eltzner. Tym razem czas i miejsce akcji pisarka umieściła w znanym sobie otoczeniu, wczesnym XX-wiecznym Wrocławiu.

Trzecią powieść Tokarczuk, wydaną w 1996 roku, od razu okrzyknięto "szczytowym osiągnięciem nowszej polskiej prozy mitograficznej". "Prawiek i inne czasy" to opowieść o mitycznej wiosce położonej rzekomo w samym środku Polski. Jest ona archetypicznym mikrokosmosem, w którym w pomniejszonej skali można obserwować prawa rządzące wszechświatem. Powieść zdobyła uznanie krytyków nie tylko w Polsce. Po jakimś czasie zaczęto się o niej rozpisywać dużo szerzej. "The Prague Post" oznajmiał, że "Prawiek i inne czasy to znakomite dzieło o rzadko dziś spotykanej randze i głębi", a "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisał: "W tej napisanej z rozmachem powieści Olga Tokarczuk wykorzystuje tradycję magicznego realizmu do kreacji świata, który jest przesiąknięty dawnymi mitami tak samo mocno, jak jest zakorzeniony w teraźniejszości".

3. Poświęcenie literaturze

W momencie gdy Tokarczuk zaczęła być coraz szerzej kojarzona, a jej książki sprzedawane w coraz większych ilościach, pisarka postanowiła w jeszcze większym stopniu oddać się pisaniu. Zrezygnowała z pracy i przeprowadziła do Nowej Rudy. Do momentu powstania jej najbardziej utytułowanej książki "Biegunów", powstało kilka tomów opowiadań, esej oraz powieść "Dom dzienny, dom nocny", którą niektórzy krytycy określili mianem "najambitniejszego projektu prozatorskiego Tokarczuk". Niewątpliwie jest to jedna z najbardziej osobistych opowieści, akcja utowru rozgrywa się bowiem w miejscu, gdzie autorka mieszka, na pograniczu polsko-czeskim, i inspirowana jest opowieścią o średniowiecznej świętej Kummernis (Wilgefortis) - kobiecie, którą Bóg wybawił przed niechcianym małżeństwem, dając jej męską twarz. W czasie, kiedy do ulubinych form literackiego wyrazu Tokarczuk należały opowiadania, została też pomysłodawczynią Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania.

4. "Bieguni" - ten tytuł każdy powinien kojarzyć

Nad tą powieścią Tokarczuk pracowała trzy lata. Wydana została w październiku 2007 roku i od razu uzyskała bardzo duży rozgłos. Powieść została nominowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS, a także nagrodzona Nagrodą Literacką "Nike" 2008. Zaczęto ją tłumaczyć na różne języki. m.in. angielski. Właśnie to tłumaczenie - angielski tytuł "Flights" (autorka tłumaczenia Jennifer Croft) - zostało nominowane do prestiżowej nagrody Booker Prize, którą Tokarczuk otrzymała wraz z tłumaczką w 2018 roku, zyskując ogromną międzynarodową sławę.

"Bieguni" to studium psychologii podróży. Tytuł książki jest zarazem nazwą dawnej prawosławnej sekty uważającej, iż pozostawanie w jednym miejscu naraża człowieka na ataki Złego, a więc ciągłe przemieszczanie się służy zbawieniu duszy. Sama Tokarczuk w wywiadach wspominała, że większość notatek do tej powieści robiła w czasie podróży. „Ale nie jest to książka o podróży. Nie ma w niej opisów zabytków i miejsc. Nie jest to dziennik podróży ani reportaż. Chciałam raczej przyjrzeć się temu, co to znaczy podróżować, poruszać się, przemieszczać. Jaki to ma sens? Co nam to daje? Co to znaczy” – napisała we wstępie do "Biegunów". 

5. H jak hejt

Od 2015 Olga Tokarczuk organizuje w Nowej Rudzie i okolicach Festiwal Góry Literatury. Pomaga jej w tym Karol Maliszewskiego, Stowarzyszenie Kulturalne „Góra Babel” oraz Gmina Nowa Ruda. W programie festiwalu znajdują się: akcje edukacyjne, debaty, koncerty, panele, pokazy, spotkania, Noworudzkie Spotkania z Poezją, warsztaty: filmowe, kulinarne, literackie; wystawy.

Po "Biegunach" wydała też kolejne powieści, m.in. "Prowadź swój pług przez kości umarłych", dlatego na jej opus magnum fani musieli chwilę poczekać. W 2015 roku ukazały się jednak w końcu "Księgi Jakubowe", nad którymi Tokarczuk pracowała 6 lat. Ponad 900- stronicowa opowieść osnuta wokół postaci Jakuba Franka, XVIII-wiecznego żydowskiego mistyka, zamieszkującego wschodnie rubieże Rzeczpospolitej, który ogłosił się Mesjaszem i dał początek frankizmowi, judaistycznej herezji, wywołała ogólnopolską awanturę.

"Księgi Jakubowe" w reżyserii Eweliny Marciniak wystawił Teatr Powszechny w Warszawie,
premiera miała miejsce 13 maja 2016
źródło: powszechny.com

Powieść nominowana została do Nagrody "Nike", którą w 2015 roku Olga Tokarczuk po raz drugi otrzymała. Po gali wręczenia nagrody autorka wypowiedziała się dla TVP Info, komentując swoją książkę i nagrodę w ten sposób: "Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów".

Po tych słowach w internecie zawrzało. Słowa Tokarczuk wywołały ogromną falę nienawiści, którą pisarka została zalana. Nie warto cytować krążących wtedy po sieci komentarzy, bo zasługują one na wieczne zapomnienie i potępienie, ale trzeba zaznaczyć, że naszej obecnej Noblistce niejednokrotnie grożono nawet śmiercią.

Pozytywnym akcentem wyciszajacym szum wokół "Ksiąg Jakubowych" była zdobyta w rok później kolejna nagroda. Tokarczuk wraz z tłumaczem powieści na język szwedzki, Janem Henrikiem Swahnem, w październiku 2016 roku zostali pierwszymi laureatami Międzynarodowej Nagrody Literackiej Kulturhuset Stadsteatern (czyli Domu Kultury i Teatru Miejskiego) w Sztokholmie.

Najnowsze utwory Olgi Tokarczuk to wydana w 2017 roku "Zagubiona dusza" i rok późniejsze "Opowiadania bizarne".

kobiety lubią turkus

Turkus – jeden z najbardziej kobiecych kolorów. Sprawdź, dlaczego warto się nim otaczać!

Kolor turkusowy kojarzy się przede wszystkim z odcieniem kamienia szlachetnego o tej samej nazwie. Turkus to świeża, intensywna barwa, która łączy w sobie to, co najlepsze w błękicie i zieleni. Przywodzi na myśl letnie niebo, wakacje w tropikach i ciepłe morze. To także jeden z najbardziej kobiecych kolorów. Sprawdź, dlaczego warto stracić dla niego głowę! Kolor turkusowy kojarzy się przede wszystkim z odcieniem kamienia szlachetnego o tej samej nazwie. Turkus to świeża, intensywna barwa, która łączy w sobie to, co najlepsze w błękicie i zieleni. Przywodzi na myśl letnie niebo, wakacje w tropikach i ciepłe morze. To także jeden z najbardziej kobiecych kolorów. Sprawdź, dlaczego warto stracić dla niego głowę!

Kobiety kochają turkus

Czy wiesz, że kobiecy zachwyt nad tym kolorem jest udowodniony naukowo? W badaniu analizującym podejście obu płci do poszczególnych barw potwierdzono, że niebiesko-zielony odcień preferowało więcej kobiet niż mężczyzn. To samo badanie wykazało, że 76% kobiet lubi chłodne kolory, a turkus to połączenie dwóch chłodnych barw – niebieskiego i zielonego . To barwa, która budzi skojarzenia z poczuciem bezpieczeństwa, zaufaniem i lojalnością. We wnętrzach pięknie współgra z naturalnymi materiałami takimi jak drewno. Jeśli chodzi o ubrania, pasuje do każdego typu urody i wydobywa jego atuty. W turkusie wspaniale wygląda zarówno brunetka o śniadej cerze, jak i blondynka lub rudowłosa kobieta o porcelanowej skórze. Turkus świetnie podkreśla również letnią opaleniznę.

Turkus – kamień wyjątkowy jak każda kobieta

Odcień turkusowy nierozerwalnie wiąże się z kamieniem, od którego się wywodzi. To minerał, który naprawdę potrafi zaskoczyć. Dlaczego? Dwa brylanty, dwa rubiny czy dwa szmaragdy mogą się różnić między sobą wielkością i kształtem, jednak poza tym będą jednakowe. Z turkusami jest inaczej. Każdy zawiera w sobie niepowtarzalną symfonię kolorów i jest wyraźnie różny od pozostałych. Co więcej — jeżeli bryłę turkusu podzielimy na dwie części, to każda z nich będzie inna. Te słowa wspaniale oddają charakter turkusu jako kamienia i koloru. Ten niezwykły odcień żyje, jest wyrazisty, niejednolity i nieoczywisty. Łączy w sobie różne właściwości – nadzieję kojarzoną z zielenią i spokój, którego doświadczasz, patrząc na błękit nieba. Czy nie takie właśnie jesteśmy my, kobiety?

W czym tkwi sekret turkusu?

Dlaczego warto otaczać się turkusem we wnętrzach lub wybierać ubrania w tym kolorze? Jean-Gabriel Causse w książce „Niesamowita moc kolorów” zauważa, że jest to barwa bardzo zrównoważona, która łagodzi wzburzenie i pomaga walczyć z depresją. Causse wskazuje też na jego niejednoznaczny charakter. Ani ciepły, ani zimny, albo przeciwnie, ciepły i zimny zarazem - turkus ma wielu zwolenników. Dodatkowo daje wrażenie czystości i higieniczności, więc stanowi świetne rozwiązanie jako akcent w łazienkach czy kuchniach. W przypadku ubrań czy makijażu pomaga natomiast stworzyć świeży look.

Salatino – smak w twoim ulubionym kolorze

Czy wiesz, że turkus może towarzyszyć ci również podczas jedzenia? Salatino to wygodne, zdrowe i pełnowartościowe posiłki, które wpisują się w kobiecą naturę. Nie jest tajemnicą, że jemy oczami, a atrakcyjnie wyglądające dania smakują jeszcze lepiej. Sałatki rybne Salatino w wygodnych opakowaniach w ulubionym kobiecym kolorze to wspaniała okazja, by zrobić sobie chwilę przerwy, pomyśleć o nadmorskich wakacjach i delektować się różnorodnością smaków. Ryby bogate w kwasy omega-3, wartościowe kasze i pełne witamin warzywa to najlepszy przepis na zbilansowany posiłek bez konserwantów.

Źródła:

1. "Color and Gender study" (1964) za: Bear J. H. (2018) “These Are the Colors Women Love Most”, https://www.lifewire.com/what-are-womens-favorite-colors-1077397 (data dostępu: 10.08.2019 r.)
2. Bear J. H. (2018) “These Are the Colors Women Love Most”, https://www.lifewire.com/what-are-womens-favorite-colors-1077397 (data dostępu: 10.08.2019 r.)
3. Blikle A. (2014) „Kompendium turkusowej samoorganizacji”, http://www.moznainaczej.com.pl/Download/Turkus/A.Blikle_Kompendium_turkusowej_samoorganizacji.pdf (data dostępu: 10.08.2019 r.)

uśmiechnięta kobieta

9 rzeczy, które kobieta z klasą powinna zrobić przed 30-tką

30-tka to nie byle jaka data. Dla jednych to czas przejścia, granica między młodością a dojrzałością. Dla innych to czas na pierwszy przystanek, podczas którego można się zastanowić nad już dokonanymi osiągnięciami i przyszłymi sukcesami. W ogólnym mniemaniu to granica, której przekroczenie powoduje, że kobiecie pewnych rzeczy już "nie wypada". Sprawdź, co zrobić przed 30-tką, żeby potem nie żałować, że się tego nie doświadczyło.

1. Znajdź czas tylko dla siebie

Za młodu wszystko szybko, wszystkiego dużo, wszystko na raz. W ferworze walki w szkole, potem na studiach, potem w trakcie pierwszych prac wydaje nam się czasem, że nie mamy już jak i kiedy wygospodarować czasu dla siebie. Tu rodzina, tam znajomi, chłopak, praca, a potem spotkanie ze znajomymi, coś trzeba posprzątać, jakieś zakupy i tak mija 10 lat życia... Błąd! Wydaje nam się, że wszędzie musimy być, wszystko zrobić. A to nieprawda! Lecisz na zajęcia albo po jakieś sprawunki, ale jest piękny słoneczny poranek? Kup poranną gazetę, usiądź w kawiarni, zamów kawę i delektuj się tym, że jesteś młoda, ładna, zdrowa, wyjątkowa. A jeżeli dojdziesz do wniosku, że wcale się tak nie czujesz - wspaniale! Masz przed sobą całe życie, żeby to zmienić. Zacznij od teraz!;)

2. Ucz się języków - im więcej, tym lepiej!

Największym błędem młodości jest nie poświęcanie odpowiedniego czasu na naukę, przede wszystkim języków obcych. Na samą myśl o żmudnym rozwiązywaniu gramatycznych ćwiczeń i uczeniu się słownictwa od razu uciekamy w inne, przyjemniejsze zajęcia. A szkoda, bo młody mózg jest najbardziej chłonny, najszybciej i najwięcej zapamiętuje. Dlatego z nauki języka powinniśmy uczynić samą przyjemność, bo nigdy nie wiadomo, czy portugalski nie przyda nam się do dopięcia ważnego projektu w przyszłej pracy, a chiński do komunikowania się z przystojnym przedstawicielem kontynentu azjatyckiego;p Nie wspominając, że zdecydowanie każde obce słówko uratować nas może w trakcie realizacji punktu numer 3.

3. Podróżuj w szalony sposób

Podróżować powinno się przez całe życie, niemniej sposób podróżowania zmienia się wraz z wiekiem. Wierzcie, wiemy, co mówimy! Przed 30-tką zdecydowanie mniej rzeczy się obawiamy, jesteśmy bardziej spontaniczni, widzimy mniej przeszkód w dążeniu do przygody i celu, bo i za mniej spraw jesteśmy odpowiedzialni, więc to naturalne. Podróżowanie stopem po 30-tce - super sprawa! Spontaniczny wyjazd do Włoch, bo bilety za 60zł - wspaniale! Tylko że nie zawsze będzie nas już potem na to stać: bo partner, bo dzieci, bo praca...

4. Czytaj!

Na to też wydaje się, że nie ma w młodości czasu! A wielka szkoda! Powinnyśmy czytać, na okrągło, cały czas! To niesamowite jak odbiór danej książki czy postrzeganie bohatera zmienia się wraz z wiekiem! Ale jeżeli nie przeczytasz przed 30-tką, nie będziesz miała porównania. O milionie innych zalet czytania nawet nie wspominamy, bo to esej na osobną książkę;D

5. Kup sobie coś pięknego, drogiego i porządnego

Chyba większość dziewczyn (śmiemy domniemywać z obserwacji) myśli przed 30-tką o drogich ciuchach, perfumach, biżuterii jako o czymś na potem, "jak już się dorobię" albo na zasadzie "po co wydać aż tyle na kieckę, jak i tak zaraz albo się zniszczy, albo spierze, albo nawet nie mam w niej gdzie wyjść!". Nie, nie, nie! Właśnie dla samej siebie, dla lepszego samopoczucia warto otulić się droższym zapachem albo mieć na nadgarstku droższą bransoletkę. Od razu w życiu raźniej!

6. Zjedź coś, czego się brzydzisz

Koniecznie! Potem będzie z tym tylko coraz trudniej. Poza tym nasze kubki smakowe się zmieniają. A najintensywniej odczuwamy... no cóż, za młodu;p No i, nie oszukujmy się, po 30-tce trudno znaleźć kompankę, która będzie Ci w tej zwariowanej zabawie wtórowała.

7. Naucz się rozpoznawać i przyrządzać 10 najbardziej znanych drinków na świecie

Im wcześniej się nauczysz, tym lepiej! Ta umiejętność pozostaje na całe życie, przydaje się w każdej sytuacji i... czasem pomaga w mówieniu obcymi językami;D

8. Umów się z kimś, kto Ci się na pierwszy rzut oka nie podoba

Im ktoś starszy, tym podobno bardziej zamknięty na coś, co z gruntu wiadomo, że mu się nie podoba. A szkoda! Nigdy nie wiadomo, może ktoś przy bliższym spotkaniu zdecydowanie zyska w Twoich oczach i... pozostanie w Twoim życiu na dłużej? A jak nie, zawsze warte wspominania doświadczenie;)

9. Po całonocnej imprezie huśtaj się na placu zabaw/plaży ze znajomymi przy wschodzie słońca

Nasz ulubiony punkt. Rekomendujemy robić tak regularnie mniej więcej co 3 lata. Ale po 30-tce ciut trudniej. Trudniej zebrać znajomych, trudniej nie rozpierzchnąć się po domach do rana i... jakoś tak trudniej zmieścić się w huśtawce;D

cersei i jaime

Kazirodcze związki w królewskich rodach

Kazirodztwo od wieków interpretowano jako zachowanie przeciwne naturze. Zakaz wchodzenia w związki pomiędzy spokrewnionymi osobami tłumaczony był w różny sposób: jasne było to, że dzieci pochodzące z kazirodczego związku są bardziej chorowite i rodzą się z widocznymi deformacjami ciała. Używano także argumentu o "psychicznym" hamulcu przed wchodzeniem w seksualne relacje z bliskimi krewnymi. Wielkie królewskie rody różniły się jednak od zwykłych rodzin: podział władzy i majątku był podstawą ich przetrwania, a kazirodztwo w wielu przypadkach postrzegane było jako ochrona własnych dóbr. Pozwolenie na zawieranie kazirodczych małżeństw pojawiło się wśród egipskich faraonów, władców państwa Inków oraz w rodzie Habsburgów.

KAZIRODZTWO WŚRÓD EGIPSKICH FARAONÓW

Małżeństwa faraonów z siostrami zdarzały się bardzo często. Wynikały z nakazu poślubienia przez władcę Egiptu kobiety równej urodzeniem, czyli o królewskim pochodzeniu. Ponadto faraonowie uważali siebie za bóstwa, w związku z czym nie uznawali norm społecznych dotyczących "zwykłych" ludzi. Posiadanie kilku żon (żony głównej określanej jako "królowa" i żon dodatkowych o mniejszym znaczeniu) dawało faraonom możliwość posiadania licznego potomstwa, co zabezpieczało dziedziczenie tronu.

Rodzice Tutanchamona (ur. ok. 1342-39 p. n.e. - zm. 1333 p. n.e.) byli pełnym rodzeństwem (mieli wspólnego ojca i matkę) - co potwierdziły badania genetyczne odnalezionych mumii. Tutanchamon był dzieckiem żony drugorzędnej, z tego powodu nie był brany pod uwagę jako następca tronu, jednak zbieg okoliczności sprawił, że w wieku 10 lat został ogłoszony faraonem.

Mając lat 12 poślubił ze względów politycznych swoją przyrodnią siostrę Anchesenamon. Małżeństwo to umocniło jego pozycję władcy. Tutanchamon i jego małżonka dwukrotnie oczekiwali dziecka, jednak nie dane im było doczekać się potomstwa: ich pierwsza córka urodziła się martwa w piątym miesiącu ciąży, druga córka również urodziła się martwa w siódmym lub ósmym miesiącu. Faraon najwyraźniej cierpiał z powodu śmierci dzieci, ponieważ ich ciała kazał zabalsamować i umieścić w swoim grobowcu.

Badania mumii Tutanchamona ujawniły liczne choroby i wrodzone deformacje, z którymi zmagał się młody władca: faraon posiadał szerokie kobiece biodra, które były prawdopodobnie następstwem zaburzeń hormonalnych, jego lewa stopa była szpotawa, przez co musiał używać laski podczas chodzenia, cierpiał na jałową martwicę kości i malarię, a bezpośrednią przyczyną jego śmierci było - jak uważają badacze - zakażenie wywołane nieprawidłowym leczeniem złamanej kości nogi. Problemy zdrowotne Tutanchamona z pewnością miały związek z tym, iż był on dzieckiem z kazirodczego związku, z kolei problemy jego żony z donoszeniem ciąży wydają się oczywiste w świetle faktu, iż była ona jego przyrodnią siostrą.

Archeolog Howard Carter bada mumię Tutanchamona, "New York Times" 1923

Kazirodztwo w rodach faraonów dotyczyło nie tylko rodzeństwa. Ramzes II, zwany Ramzesem Wielkim, pojął za żonę swoją własną córkę Meritamon, która zajęła miejsce u boku faraona po śmierci swojej matki. Zapisy historyczne wskazują na to, że urodził się im syn, ale prawdopodobnie zmarł w młodym wieku. Swoją córkę poślubił także Amhotep III, na co zgodę wyraziła jego główna żona i jednocześnie matka dziewczyny. Ze związku z tego urodziło się kilkoro dzieci.

KAZIRODZTWO WŚRÓD WŁADCÓW INKÓW: TUPAC INCA YUPANQUI

Inkowie byli historycznym narodem zamieszkującym zachodnią część Ameryki Południowej. Stanowili dobrze rozwiniętą cywilizację o wysokiej kulturze. Władza nad państwem Inków była dziedziczna, a kolejni królowie byli czczeni jako bogowie. Państwo Inków posiadało dziewiętnastu władców, którzy - w odróżnieniu od swoich poddanych - byli poligamistami: posiadali żonę główną, której synowie dziedziczyli tron, oraz żony drugorzędne, których synowie mieli stanowić "zabezpieczenie".

Dziesiąty król Inków noszący imię Tupac Inca Yupanqui (1471-1493) jako pierwszy wprowadził nakaz poślubiania przez władcę swojej siostry lub sióstr, co miało zapewniać czystość krwi i pełne królewskie pochodzenie kolejnych potomków. Zgodnie z wprowadzoną przez siebie zasadą Tupac pojął za żonę swoją siostrę o imieniu Mama Ocllo.

źródło: https://villsethnoatlas.wordpress.com

Podobnie postąpił ich syn, Huayna Capac: jedenasty król Inków pojął za żonę swoją siostrę noszącą imię Cusi Rimay, a po jej śmierci chciał ożenić się z kolejną siostrą Mamą Cocą, która odmówiła. Dodatkową żoną Huayana Capaca została jego kuzynka Toctollo - ich syn Atahualpa został trzynastym władcą Inków.

Atahualpa także podtrzymał rodzinną tradycję i ożenił się ze swoją przyrodnią siostrą Cuxirimay Ocllo. Atahualpa został stracony przez hiszpańskich konkwistadorów: oficjalnie skazano go za odmowę przyjęcia wiary chrześcijańskiej i kazirodztwo, natomiast prawdziwym powodem jego uśmiercenia była chęć grabieży złota i kosztowności Inków. Wdowa Cuxirimay Ocllo, nazywana przez Hiszpanów Doną Angeliną, została konkubiną przywódcy Hiszpanów - Franciszka Pizarro - i matką jego syna, którego Pizarro nigdy oficjalnie nie uznał.

Pierwsza ilustracja przedstawiająca Cuzco, Pedro Cieza de Leon, "Cronica del Peru", 1553.

Kolejni władcy państwa Inków nie zachowywali już tradycji poślubiania sióstr. Ich panowanie przypadło na tragiczny czas walki z hiszpańskimi konkwistadorami, którzy próbowali siłą nawracać południowoamerykańskich Indian na wiarę chrześcijańską.

KAZIRODZTWO W RODZINIE HABSBURGÓW

Habsburgowie, potężny ród władający krajami europejskimi od XV do XVII wieku, nie chcieli dzielić się władzą ani majątkiem z osobami spoza kręgu rodzinnego. Stąd częste decyzje o poślubianiu osób spokrewnionych. Zwykle były to małżeństwa zawierane pomiędzy bliskimi kuzynami lub pomiędzy wujem i siostrzenicą. Wielokrotne kazirodcze związki sprawiły, że kolejni potomkowie Habsburgów rodzili się chorowici i z deformacjami widocznymi w ich wyglądzie.

Karol II Habsburg (ur. 1661 - zm. 1700) był ostatnim przedstawicielem rodu Habsburgów władającego Hiszpanią i jednocześnie nieszczęśliwą ofiarą wielokrotnych związków kazirodczych zawieranych przez jego przodków. W normalnej sytuacji człowiek w piątym pokoleniu posiada 32 przodków - Karol II posiadał ich jedynie dziesięciu! Sam był dzieckiem pochodzącym z kazirodczego małżeństwa wuja i siostrzenicy. Jego rodzicom - Filipowi IV i Mariannie - urodziło się (oficjalnie) pięcioro dzieci, z których tylko dwoje osiągnęło wiek dorosły. Marianna wiele ciąż poroniła, rodziła przedwcześnie martwe noworodki lub też śmierć dziecka następowała tuż po porodzie.

Martin van Meytens "Rodzina królewska", 1754 rok
źródło: historicky.blog.cz

Karol, jedyny żyjący syn pary, okazał się dzieckiem słabym i chorowitym, opóźnionym w rozwoju fizycznym i umysłowym. Po swoich przodkach odziedziczył także tzw. habsburską wargę: wielka żuchwa i obwisła dolna warga sprawiały, że nie był w stanie prawidłowo mówić i jeść, nie potrafił także domknąć ust, z których cały czas leciała ślina. Przed 35-tym rokiem życia Karol II stracił zęby i wyłysiał, a na dwa lata przed swoją śmiercią ogłuchł.

Został królem mimo swojego widocznego upośledzenia umysłowego i fizycznego. Zaaranżowano także jego małżeństwo, którego celem było spłodzenie kolejnego następcy tronu. Karol II nie doczekał się potomstwa ani z pierwszą żoną Marią Ludwiką (która nie akceptowała małżeństwa z ułomnym mężczyzną), ani z drugą żoną Marią Anną, czego powodem była prawdopodobnie bezpłodność króla będąca efektem pochodzenia z kazirodczego związku. Był świadomy swoich chorób i głęboko cierpiał z ich powodu.

Źródła:

Maria Rostworowska, "Historia państwa Inków", PWN 2007.

Robert Foryś, "Gambit hetmański", Wydawnictwo Otwarte 2016.

"Faraonowie. Ludzie-bogowie-władcy", praca zbiorowa, Wydawnictwo Polityka 2018 .

Barbara Piasecka-Johnson

Barbara Piasecka Johnson - najbogatszy polski Kopciuszek w historii

W 2001 roku "Forbes" zaliczył ją do 20 najbogatszych kobiet na świecie. W 2011 według tego samego czasopisma znalazła się na 393. miejscu wśród najbogatszych ludzi na świecie tuż obok Stevena Spielberga czy Ronalda Laudera, właściciela ekskluzywnej marki Estee Lauder. Jej majątek szacowano wtedy na 2,9 miliarda dolarów. Kim była pochodząca ze Staniewicz, obecnie należących do Białorusi, polska imigrantka, która postawiła amerykańskiemu bogaczowi ultimatum - ślub albo koniec romansu?

Czeka mnie wielka przygoda!

Barbara Piasecka urodziła się w 1937 roku w Staniewiczach, które w wyniku powojennej zawieruchy znalazły się w granicach Związku Radzieckiego. Jak znaczna część przesiedleńców, rodzice Barbary wraz z dziećmi przenieśli się do dolnośląskiego. W domu się nie przelewa. Barbara zdaje jednak maturę i po dwóch latach przerwy zaczyna studiować najpierw polonistykę, potem rolnictwo, aż w końcu historię sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim. Rozpoczęła też pracę we wrocławskim oddziale Muzeum Narodowego, co pozwoliło jej na bliskie obcowanie ze sztuką. Jak przystało na każdego porządnego historyka sztuki, pobyt naukowy na studiach doktoranckich spędziła w Rzymie. Jej życiowa przygoda rozpoczyna się jednak jesienią 1967 roku. W wieku 30 lat podejmuje wyzwanie i udaje jej się przedostać za ocean.

Sławomir Koper, autor książki „Najbogatsze”, na podstawie dokumentów IPN dowiódł, że Barbara odziedziczyła spadek po wujku w Brazylii. Ponoć dzięki pobytowi we Włoszech, a potem w USA, miała zarobić na podróż do Ameryki Południowej i prawników, którzy mieli jej pomóc w uzyskaniu spadku w wysokości nawet 300 tysięcy ówczesnych dolarów,
źródło: Keith Meyers, The New York Times

Od zera do milionera

Od zera, a w zasadzie podobno od 100 dolarów, bo tyle miała w kieszeni, kiedy przybyła na Manhattan. Nie znała tam nikogo, po angielsku też jakoś świetnie nie mówiła. Nie mogła znaleźć pracy, w Stanach jej europejskie wykształcenie nikogo nie obchodziło. Nawiązała znajomość z Zofią Kowerdan, która w 1969 roku poleciła ją do pracy u swoich pracodawców, państwa Johnsonów. Tym sposobem Barbara została kucharką u jednego z najbogatszych ludzi Ameryki, współwłaściciela wielkiego koncernu farmaceutycznego, nie umiejąc nawet dobrze gotować. Dlatego po przypaleniu kolejnego obiadu, zmieniono jej stanowisko na pokojówkę.

U Johnsonów przepracowała niecały rok, odkładając pieniądze na kolejne studia, które podjęła na Uniwersytecie Nowojorskim. Nie wiadomo, czy już wtedy piękna Polka urzekła milionera na tyle, że rozpoczął się ich romans. Pewne w amerykańskim epizodzie Barbary jest to, iż po jakimś czasie zawiesiła naukę, by wrócić do rezydencji Johnsona jako kurator zbiorów sztuki, które zamierzał zacząć kolekcjonować. Podobno stracił dla niej głowę. Zapraszał ją na rejsy po Morzu Karaibskim, które rozpoczynały się od wręczenia bukietu róż.

źródło: East News

Instytucja małżeństwa chyba niezbyt wiele znaczyła dla postarzałego już Johna Sewarda, który miał duże doświadczenie i w oświadczynach, i w zakańczaniu małżeństw, bo gdy tylko Barbara postawiła jasne ultimatum, po rozwodzie z Esther, w 1971 roku została jego trzecią żoną.

Na bogato

Pan młody na dobry początek wniósł do kolejnego małżeństwa 330 milionów dolarów, jacht i kilka domów, między innymi posiadłość w Toskanii, do której świeżo upieczeni małżonkowie często podróżowali. Odwiedzali liczne galerie i muzea. Wzbogacili swoją kolekcję o dzieła Tintoretta, Rembrandta, El Greca i Tycjana, a także Witkacego, Moneta i Gauguina.

Krótko po ślubie Barbara zaczęła realizować swoje marzenie - budowę dworu, najdroższego domu prywatnego w tamtych czasach. Nazwała go Jasną Polaną. 36 łazienek, marmur z Carrary, podgrzewana podłoga, kominki z francuskich pałaców, kuta brama przed wjazdem do okalającego rezydencję parku, no i dzieła sztuki zakupione podczas podróży po Europie. Najpierw amerykańska socjeta traktowała Barbarę jako parweniuszkę, która zachłysnęła się milionami. Potem jednak przyznali, że zna się na sztuce, a sposób jej bycia całkowicie licuje z wydawanymi sumami. Jasna Polana nie była powiem martwym muzeum, a żywo używanym domem. Barbara nie miała żadnego problemu z tym, żeby na przykład pić kawę przy stoliku za 4 miliony. Prace nad budową rezydencji trwały siedem lat, a ich koszt szacuje się na 30 milionów dolarów. 

Sielanka?

Związek Polki i jej starszego o 40 lat amerykańskiego męża był burzliwy. Choć podobno zawsze stawiali na pierwszym miejscu tę drugą osobę ze związku i dbali o siebie. Spędzili razem 12 lat szczęśliwego małżeństwa. Basia przyjęta została jednak przez rodzinę męża bardzo zimno. Na początku traktowali ją jak maskotkę Sewarda. Doceniali, że dobrze na niego wpływa, że chce gromadzić wokół niego rodzinę, bo jak pisze w swojej książce o amerykańskim Kopciuszku z Polski Ewa Winnicka, to właśnie "z polskiego wychowania wyniosła przekonanie, że rodzina powinna być razem.

Nigdy jednak nie uznali emigrantki kaleczącej język angielski za równą sobie". I o ile o trzecim ślubie nie zjawiło się żadne z sześciorga dzieci Johnsona, a o ceremonii nie było nawet wzmianki w kronikach towarzyskich New Jersey, o tyle o procesie podziału majątku po zmarłym w 1983 roku Sewardzie, usłyszał cały świat. Było to najbrutalniejsze tego rodzaju widowisko w amerykańskiej popkulturze. Pierwszy raz wyprano publicznie brudy bogaczy.

500 milionów dla przybłędy z Polski, dla dzieci raptem resztki

Zaraz przed śmiercią milioner zmienił testament i zapisał wszystko ukochanej trzeciej żonie. Spośród dzieci wyróżnił tylko syna Sewarda Juniora, któremu zostawił przystań jachtową i milion dolarów. Takiej zniewagi i takiego majątku rodzina nie mogła puścić płazem. Wytoczyła Barbarze proces, który był największym w historii USA pojedynkiem firm prawniczych. Trwał 2,5 roku i żyła nim cała Ameryka. 75 świadków usiłowało udowodnić, że Barbara Piasecka była oszustką, służbistką, która nie kochała męża. Ostatecznie strony doszły do porozumienia. Barbara zatrzymała blisko 350 milionów dolarów, a dzieci 42,5 mln do podziału. Honoraria adwokatów wyniosły 24 mln dolarów.

Okazała się, że Barbara zna się nie tylko na sztuce (w jej kolekcji dzieł sztuki znalazł się m.in. obraz Święta Prakseda przypisywany Vermeerowi, obrazy Artemisji Gentileschi i Fra Filippo Lippiego), ale ma też głowę do interesów. Zostawiony jej przez męża majątek pomnożyła prawie dziesięciokrotnie! W 1998 roku przebudowała Jasną Polanę na ekskluzywny klub golfowy. Kupowała i sprzedawała dzieła sztuki, zakładała fundacje wspierające artystów.

Barbara Piasecka- Johnson wraz z mężem ufundowała wiele stypendiów, m.in. młodemu Krystianowi Zimermanowi, wybitnemu pianiście i dyrygentowi.
źródło: East News

Łączcie mnie z Barbarą Piasecką-Johnson

Ameryka ją rozczarowała. Po śmierci męża i batalii sądowej z jego dziećmi miała dość, pomimo że była bardzo mocnym charakterem. Żywo zaangażowała się w sprawy odradzającej się Polski, za którą tęskniła. Miała bardzo bliskie kontakty z ludźmi "Solidarności", chciała ratować Stocznię Gdańską. 1 czerwca 1989 roku wzięła udział w słynnej mszy w kościele św. Brygidy, gdzie dała na tacę 100 000 złotych! Jak mówi Ewa Winnicka, miała ambicje, żeby być "dobrą wróżką" Polski. Nie wyszło, bo cała polska transformacja się nie udała. Do dziś jej niedogadanie się z wierchuszką Solidarności i władzami polskimi owiewa aura tajemniczości.

Już w 1974 roku założyła „The Barbara Piasecka Johnson Foundation”, która fundowała stypendia dla naukowców i artystów, zbudowała m.in. gdański Instytut Wspomagania Rozwoju Dziecka oraz była fundatorką Domu Matki i Dziecka w Gnieźnie. Kiedy w 1992 roku Zbigniew Religa dowiedział się o problemach z organizacją charytatywnego koncertu Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu, po krótkiej chwili zastanowienia rzucił do swoich współpracowników: "Łączcie mnie z Barbarą Piasecką-Johnson. Tylko najpierw sprawdźcie, która w Jasnej Polanie jest godzina!". Załatwiła Placida Dominga, wybitnego tenora, który miał wypełniony koncertami kalendarz na najbliższe 4 lata.

źródło: East News

W 2003 roku Barbara Piasecka-Johnson udzieliła jedynego wywiadu, w którym odniosła się do swoich biznesowo-filantropijnych doświadczeń: „Wiele stypendiów przyznałam nieodpowiednim osobom, które zmarnowały moją pomoc, nie doceniły jej. Przepadło dziewięćdziesiąt procent stypendiów, a wielu stypendystów nie widziałam na oczy. Powinnam bardziej się zastanowić, komu daję pieniądze. Inwestycje mojego dobrego serca zostały zmarnowane, nie przeze mnie, ja chciałam dobrze. Dlatego obraliśmy jeden cel: leczenie autyzmu. To najlepszy wybór”.

W 1995 roku przeprowadziła się do Monte Carlo, gdzie kupiła dom. Zaczęła coraz mocniej wierzyć w Boga, co zaskutkowało przenosinami do Asyżu, miejsca związanego ze św. Franciszkiem. W 2009 roku zachorowała na raka. Na cztery lata przed śmiercią przeprowadziła się do Sobótki, pod Wrocławiem, o czym niewiele osób wiedziało. Zmarła 1 kwietnia 2013 w wieku 76 lat.

Nie miała dzieci, a część majątku zapisała fundacji swojego imienia, którą zarządzają jej bratankowie.

odcienie szminek

Wybieramy idealny odcień szminki na co dzień i na imprezę

Czerwona, cielista, a może w odcieniu fuksji? Szminek i pomadek na rynku są tysiące, ale warto w tym gąszczu znaleźć idealnie dopasowany dla nas odcień. Taki, który swobodnie nadawać się będzie na co dzień, ale też inny na wieczór.

Zapoznaj się z produktem

Nim przypieczętujemy zakup, należy pamiętać, że ciemne i matowe odcienie szminek optycznie nasze usta pomniejszą, a te jasne i błyszczące kolory usta powiększają. Zasada przy doborze odpowiedniego dla nas odcienia pomadki mówi też, aby pasowała ona nie tylko do koloru cery, ale też włosów i zębów. Śnieżnobiałe zęby pięknie prezentują się przy klasycznej czerwieni, ale gdy Twój kolor zębów nie jest idealny, czerwoną, pomarańczową czy każdą ciemną szminką podkreślisz ich żółty kolor.
Ważne jest, by uświadomić sobie, że makijaż ma zdobić twarz, a nie ją oszpecać, zatem dobór prawidłowych kosmetyków jest niezwykle istotny.

Cera jasna i jasne włosy

Jesteś blondynką o jasnej cerze? Zatem Twoim strzałem w dziesiątkę będzie delikatny i dziewczęcy makijaż. Co ciekawe taki make-up jest teraz najmodniejszy. Wybierając kosmetyki, sięgaj po te w odcieniach pasteli, a szminka niech będzie w odcieniu nude albo delikatnego różu. Na wieczór pozwól sobie na odrobinę ekstrawagancji i wybierz krwistą czerwień. Możesz też pokusić się o ciemniejszy odcień, np.: żurawiny.

Cera jasna i rude włosy

Piękne rude pukle rewelacyjnie będą komponować się przy szminkach w odcieniach pomarańczy oraz jasnych brązów. Nudowe pomadki także są dla Ciebie. Na wieczór wybierz ciemne odcienie brązów, a nawet głęboki fiolet.

Cera jasna i ciemne włosy

Taka uroda jest potocznie nazywana urodą Królewny Śnieżki, zatem sięgaj po odważne odcienie głębokiej czerwieni. Taki kolor jest idealny na co dzień i na wieczór. Nie bój się intensywnego podkreślenia swoich ust – przy takiej urodzie będziesz wyglądać zniewalająco!

Ciemna karnacja i jasne włosy

Twoja uroda pozwala Ci sięgnąć po szminki w kolorach złota, karmelu i nugatu. Takie odcienie podkreślą Twoją opaleniznę i ciemną karnację, poza tym dobrze skomponują się z jasną barwą włosów. Na wieczór pozwól sobie na brązy.

Ciemna karnacja i ciemne włosy

Czerwone i brązowe kolory pomadki to coś dla Ciebie. Kupuj również ciemne fiolety i głębokie różowe kolory. Na wieczorne wyjścia wypróbuj łososiowe odcienie. Unikaj natomiast nudziaków, jasnych róży i jasnych fioletów – będziesz wyglądać „plastikowo”.

Jak działają kolory?

Choć sam dobór odcienia szminki, w którym wyglądamy bosko, jest trudnym zadaniem, warto uświadomić sobie, jak działają kolory pomadek i jaki efekt dzięki nim możemy uzyskać.

Czerwień – czerwona pomadka to klasyk. Jest elegancka, wyrazista i seksowna. Zwraca uwagę otoczenia, przyciąga wzrok, dlatego tak chętnie sięgamy po nią przy ważnych i większych eventach.

Róż – najmodniejsze są te odcienie fuksji. Są twarzowe, seksowne i pasują nawet przy nieopalonej cerze.

Pomarańcz – dzięki takiemu kolorowi na ustach nasza twarz od razu nabiera energii, a przy tym wygląda na młodszą i bardziej wypoczętą.

Nude – cieliste odcienie są jak najbardziej super naturalne i uniwersalne. Pasują każdej z nas, szczególnie wtedy, gdy w makijażu chcemy bardziej podkreślić oczy niż usta.

Pielęgnacja ust

Bez odpowiedniej pielęgnacji ust, nie będziemy miały pięknie wyglądającej na nich szminki, choćbyśmy odpowiednio dobrały odcień. Pamiętaj zatem o stosowaniu peelingów, które usuną popękany naskórek, a Twoje usta będą idealnie gładkie. Rób peeling w warunkach domowych – za pomocą szczoteczki do zębów czy cukru. Ale nie przesadzaj z częstotliwością - 2 razy w tygodniu zdecydowanie wystarczy.

Która z kobiet nie chce, aby jej usta były piękne i przyciągały spojrzenia? Warto zatem sięgnąć po odpowiednio dobrany odcień szminki, by cieszyć się świetnym makijażem cały czas! Bo pomadka doskonale dopełnia cały make up twarzy, a perfekcyjnie dobrana działa prawdziwe cuda!

bizneswoman

5 rzeczy, których kobiety nie robią - a szkoda!

Już 10 lat pracuję jako coach menedżerski, więc wiem, co pewnie i Was nie zdziwi, że częściej z potrzebą rozwoju umiejętności menedżerskich zgłaszają się do mnie kobiety. Mężczyźni jako klienci przychodzą na tzw. szybkie piłki: przygotowanie do negocjacji,  występ na konferencji czy też nowe perspektywy biznesowe. Podchodzą do rozwoju swoich umiejętności bardziej zadaniowo, a więc raczej jednorazowo. Kobiety mają zupełnie inne motywacje i zgłaszają potrzebę rozwoju, doskonalenia czy wzmocnienia w obszarach swoich kompetencji menedżerskich bardziej długofalowo i metodycznie. Podkreślam jednak, że to tylko moja subiektywna perspektywa i obserwacja.

I piszę to jako wstęp do bardzo ważnych wniosków dla wszystkich kobiet na stanowiskach menedżerskich, które, mam nadzieję, zainspirują Was do refleksji i przyjrzenia się swoim zachowaniom, postawie i reakcjom w pracy. A wiecie, co jest najlepsze? Wszystkie te 5 rzeczy, którymi chcę się z Wami podzielić, kompletnie nie dotyczy mężczyzn. Mężczyźni nie mają z tym problemu i podane działania czy sposób myślenia, podejście do spraw, zupełnie ich nie dotyczą. Oni to po prostu robią. Różnice płci w zarządzaniu?  Życzyłabym sobie, żeby w biznesie nie było podziału płci, że tu liczą się tylko twarde kompetencje, fakty, wzrosty, liczby, sukcesy lub porażki. Ale jednak… jako kobiety miewamy po prostu inne podejście, wynikające z wielu aspektów, oczywiście również uwarunkowań biologicznych i społecznych. Zatem, przyjrzyjmy się, czego kobiety nie robią w pracy na stanowiskach kierowniczych, a co być może ułatwiłoby nam i pracę i sukcesy. Jesteście gotowe?

1. Kobiety nie budują swojego zewnętrznego i wewnętrznego PR (lub robią to w zbyt małym zakresie)

Co to oznacza? Kobiety chętniej „dzielą się” sukcesem z zespołem, lub też usatysfakcjonowane zakończeniem projektu czy wypracowaniem nowego rozwiązania, uważają, że tak trzeba i że to wystarczy. Nie chodzą po całej firmie, wspominając o sobie, swoim udziale, swoim sukcesie: „A ja to, a ja tamto, a ja, a ja...” Nie mają zwyczaju chodzić ze sztandarem, który wszystkich bije po oczach z daleka. Uznają zadanie za wykonane i nie oczekują ni glorii ni chwały. Nie ma pochodu sukcesu, ponieważ głową i całą sobą są już w następnych planach, zadaniach. Za mało podkreślają swoje znaczenie, swój udział, swoje pomysły.

W moim odczuciu, to bierze się m.in. z naszego wychowania. Wymyśliłam dla Was metaforę z obiadem: w domu obiad musi być, obiad z surówką i kompotem musi być, i jest. Nic nadzwyczajnego.  Żadna z nas nie trajkota o tym godzinami, że zrobiła obiad. Przenosimy to niestety do pracy. Po prostu kobiety wykonują to, co uważają, że do nich należy, nie świętują sukcesu, nie chwalą się nim, nie domagają się uznania. I podkreślam, to nie dotyczy codziennej pracy na tabelkach czy prezentacjach, a rzeczy wyjątkowych, wyróżniających osiągnięć czy spektakularnych sukcesów. A warto pamiętać symboliczną scenę z filmu „Bogowie”, kiedy Tomasz Kot jako prof. Religa po skończonej operacji mówi do kolegi: „Leć po media. (…) Kura, która zniesie jajko, gdacze.” Uczmy się mówić o sobie dobrze, doceniać własne sukcesy, umiejętności, osiągnięcia.

2. Nie budują swojej sieci połączeń

Co to znaczy? Każdy szef ma swoją grupę wsparcia czy poparcia w pracy, w organizacji, w innych działach czy regionach. I to jest ta znacząca różnica, bo mam wrażenie, że kobiety oczywiście je budują, ale często poza pracą. Warto, by każda z nas w swojej firmie czy organizacji, mimo osamotnienia na kierowniczym stanowisku, pamiętała o budowaniu tzw. „holy net” czyli jak mówili Indianie swoją jasną, świętą sieć, zbudowaną z życzliwych ludzi. Sieć, która Cię wesprze, złapie, kiedy masz potknięcia czy słabszy czas, która zna Twoje mocne strony i na którą możesz liczyć. Oczywiście mam świadomość, że nie chodzi tu o układ koleżeński w dosłownym znaczeniu, lecz o budowanie pozytywnych, wspierających relacji dla siebie wewnątrz i na zewnątrz organizacji. Takich przykładów jest sporo i mają różne oblicza. Od nieformalnych grup do tych bardziej zaawansowanych typu stowarzyszenie SHOXO w Deloitte, które działa jako klub wsparcia dla kobiet na stanowiskach zarządzających.

3. Mają problem z wyceną swoich umiejętności

A co za tym idzie, często odczuwają opór, by podnosić temat podwyżki czy premii. Krygują się, boją, wstydzą (sic!), nie przygotowują merytorycznych argumentów, unikają konfrontacji. Uważają, że nie zasługują… Przyczyną bywa zaniżona samoocena czy dawno nieuaktualnione poczucie własnej wartości. Patrz punkt 5.

4. Komunikują się pod wpływem emocji

Komunikują się czasem wbrew sobie, w reakcji, pod wpływem chwili i za mało „kalkulują”, co się im opłaca, nie patrzą perspektywicznie na skutki swoich czasem zbyt emocjonalnych wystąpień, nie patrzą na swój wizerunek. Koszty braku umiejętności opanowania tzw. trudnych emocji w sytuacjach konfliktowych w pracy okazują się dużo bardziej dojmujące dla kobiet niż dla mężczyzn. I tu wchodzą uwarunkowania społeczne, mnóstwo krzywdzących stereotypów, które nam kobietom utrudniają funkcjonowanie w biznesie. Czy zatem warto podejmować walkę ze stereotypami, czy też raczej skupiać się na sobie, swoich umiejętnościach radzenia sobie ze stresem i komunikacji opartej na wartościach? Odpowiedź zawarta jest w pytaniu, a ja tylko podpowiem: zajmujmy się tym, na co mamy wpływ. Na swoje reakcje mamy go niewątpliwie.

Nie wierzą w siebie i swoją osobistą moc

Najbardziej doskwiera im brak asertywności, tej pozytywnej, której punktem startowym jest poczucie własnej wartości. To klucz i początek do budowania zarówno postawy menedżerskiej, jak i wypracowania swojego własnego stylu zarządzania. Samoocena, uznanie swoich atutów, znajomość swoich ograniczeń, wiara w siebie, zaufanie do siebie, szacunek dla swojej drogi życiowej. Poczucie własnej wartości to bardzo szerokie pojęcie, i co ważne, pracujemy nad nim całe życie. A w związku z tym, że jest poczuciem, czyli uczuciem, to możemy je w sobie budować, pielęgnować, rozwijać.

Monika Chodyra-

kobieta z pasją do życia i rozwoju. Współautorka książki „Energia Kobiet”. Doświadczony coach, trener i menedżer.

Specjalizacja: coaching menedżerski. 

www.coachdlabiznesu.pl

księżyc

Księżycowa Pani

W wielojęzycznym światku, w którym nie brakło nawet liberyzujących rosjan jak Orłow, Pahlen i - Berg, późniejszy satrapa Warszawy, lombardzka para, le cher menage Confalonieri, zajęła niebawem miejsce uprzywilejowane. I dla nich: “amabile societa polonese”, miła polska kompania, bliższa była w pojęciach, formach towarzyskich, kulturze umysłowej od rodaków Południowców. Byli z pod jednego zaboru, Polska i Włochy podobne miały losy i podobne przed sobą zagadnienia.

Confalonieri, jeden z pierwszych magnatów Lombardji, uważany był za głowę malkontentów swej prowincji. Podróż jego z żoną po półwyspie, mimo, iż była pozornie przedsięwzięta w celach rozrywki, obudziła nieufność władz austriackich, które poleciły podejrzanego gościa swemu posłowi w Neapolu inwigilować.

Ks. Ludwik, mimo pozornego zaustrjaczenia, miał w sobie zbyt wiele “gorącej, polskiej krwi” i zanadto był dżentelmenem, by podjąć się roli szpiega wobec ludzi sympatycznych, których patrjotyzm pojmował, choć zbytnią gorącość ganił. Próbował nawet nawrócić Włocha na drogę oportunizmu, którą sam szedł, dowodząc mu, że na stanowisku wpływowem więcej oddałby usług swej ojczyźnie, niż frondując przeciw władzy.

Wnet raporty policyjnych konfidentów doniosły złośliwie do Wiednia, iż książę ambasador, miast baczyć na knowania przyjezdnych, woli flirtować z piękną włoską hrabianką a hrabia, italianismo, dał się usidlić wdziękom “Austrjaczki”. Tak zwą panie neapolitańskie ambasadorowę, i gniewne, że interesujący przybysz ani spojrzenia poświęcić im nie chce, ganią zbytnią dobrotliwość, czy zaślepienie jego żony Teresy.

Zaś przyjaciel Confalonieri’ego, dowcipny i wolnomyślny abbate, Lodovico di Brenee pisze doń a Mediolanu, posyłając wybór nowości literackich, dla księżnej snać przeznaczony;

“Nie wątpię, że szacowna osóbka (preziosissima personcina), której niesiesz w hołdzie swą przyjaźń i może więcej… musi być istotą wybraną, o rzadkiej szlachetności umysłu, skoro ją uwielbiasz.. Rispettuaoamente e plolinicamente”.

Na dworze “Królowej z wybrzeża Chiaja”, każdy z wiernych bywalców poufnego kółka: “ristretto”, nosił jakiś przydomek. Gallenberg zwał się Opentaniec, Krasińki - Freddo interno, Pourtales - Chavalier des Alpes. Confalonieri’emu dostał się przydomek polski, zabawnie brzmiący w makaronicznej gwarze Zielonego salonu: Zła głowa, albo poprostu: polska głowa: testa polonese.

Księżna kazała mu się uczyć histroji polskiej: Wstyd, aby zła głowa nie znała dziejów swego kraju, (jetrouverai honteux qu’un zla glova ne connaise pas l’histoire de son paise). Spostrzegam się, że, niechcący popełniłam epigram na niekorzyść mojego kraju. Był żeby on w samej rzeczy ojczyzną złych głów? Niestety obawiam się, że tak”.

Miłośniczka Byrona (mimo że religijność “kazałaby jej nienawidzieć” buntowniczego poetę) księżna widziała na czole swojego gościa piętno fatalnych przeznaczeń i zapragnęła mu być Egerią i aniołem stróżem, którego białe pióra spłoszyłyby, cień złowrogi “skrzydeł nietoperza ciążących nad szaloną “polską głową”.

“Mówili sobie wszystko, co myśleli” na długich przechadzkach: al dolce chiaroz di luna. Oboje namiętnie lubili światło księżyca (było to zresztą w stylu epoki, Osjana i Malwiny), oboje byli w stanie przegwarzyć  noc całą: “wcale snu niepotrzebowali”.

Teresa, kobieta słoneczna, prostolinijna, za mężem świata nie widziała - stała na boku, w milczeniu znosząc niewzajemność swej głębokiej miłości i nie skarżąc się nigdy nikomu.

Miła i dobra podbiła sobie serca matron i panienek, a wspaniała jej uroda zyskała jej hołdy tak wybrednego konesora, jak ks. przyjmowane z uprzejmą prostotą lecz obojętnie. Ks. Karolina ceniła żonę przyjaciela wysoko, mimo, iż stwierdzała, że charaktery ich i poglądy są zupełnie różne - dowodziła nawet Fryderykowi, iż “Teresa jest o wiele wiele więcej od niej warta!” “Jasnowidzącem okiem przyjaźni”, dostrzegłą chłód między małżonkami, widzi, że ich pożycie nie jest szczęśliwsze, niż jej własne, a nie umie czy nie chce dostrzec, że właśnie owa entuzjastyczna przyjaźń i hołdy, które u nóg jej składa cudzoziemiec, kopią głębszą jeszcze przepaść między parą małżeńską.

d.c.n.

Karolina Bielańska

“Kobieta współczesna” kwiecień 1927, nr 3, str.14.


motyl

Rodzina Państwa Bille cz.20

Klucz od “Piasków” spoczywał w kuchni. Smutnie błyszczał pomiędzy parą nożyczek i wiązką tymianku. Pewnego dnia Emma zdjęła go z gwoździa. Uczyniwszy to, pieszczotliwie zawisła na matczynej szyi. Gładziła jej czoło delikatnie, ostrożnie, odwrotną stroną swojej dłoni, miękkiej, jak jedwabna wstążka. Potem szepnęła jej parę słów. Pani Bille podskoczyła:

-Iść do “Piasków”?! Sama?!

-Nie, mamo, ze Stefanem.

Pani Bille pozwoliła, westchnęła, dała im kilka rad na drogę.

-Idźcie Kozią ścieżką. A nie zgrzejcie się. I nie połamcie niczego.

Poszli. Ranek uśmiechał się, jak piękna kobieta. Pęk chmur spowijał różowe słońce. Hafty cierni, koronki głogów, młodziutkie głąby kapusty szumiały, jak spódnice dziewcząt. Delikatne stokrotki kwitły na stokach rowów. Ćwierkały makolągwy, pliszki…

Pchnęli lekko skrzypiącą furtkę, znaleźli się w ogrodzie. Lilje zaledwie rozwinęły kielichy, Dom zionął chłodem. Otworzyli wszystkie okna. Słońce wdarło się do wnętrza. Sprzęty, obicia odmłodniały nagle. Schody ożywiły się szaloną bieganiną. Potem znużeni usiedli oboje na kanapie o połamanych sprężynach. Czeka ich długa podróż. Jutro obudzą się w nieznajomym mieście. Za oknami będą się piętrzyły góry. A w bufetach kolejowych będzie się jadło smaczne półksiężyce.

Od tego dnia “Piaski” stały się ulubionem miejscem ich zabaw. Spędzali tam całe czwartki. Wiosna zbliżała się wolnym krokiem, rozwijając kolejno każdą gałązkę, gasząc lilje, zapalając kwiaty janowca, glicynje i niezmiernie wiotkie petunje. Petunje wychylały się z klombów, osypywały ścieżki, które z każdym dniem gęściej zarastały trawą i zielskiem. Nagle indyjskie kasztany zaczęły osypywać śnieg białych kwiatów.

Stefan był znakomitym marynarzem. Kładł się na trawie, otulony w starą kołdrę babki. Od strony tartaku dochodził nieustanny zgrzyt. Naśladowało to do złudzenia tęskne skrzypienie żaglowca, prującego fale.

Częstokroć wiatr donosił ostrzejsze odgłosy. Znaczyło to, że żaglowiec uderza o skały. Przerażenie, ucieczka, krzyki rozpaczy…

A na bezludnej wyspie zjawia się Emma. Bezludnej? Jakto? Czyż nie zbliża się ku niemu królowa, strojna w kwiaty, liście, uśmiechnięta, bogata?... Ujmuje jego dłoń i oprowadza go po tajemniczych ścieżkach swego królestwa.

Składając hołd dzikiej kozie, Stefan wyrzeka się wiary ojców. Pokornie zbiera ślimaki; kładą małe stworzonka na płaskim kamieniu. Rozbijają je ostrym kamykiem. Czyni to piekielny hałas. Dwa garnki gliniane nie są w stanie zastąpić tamburyna. Ale dzieci wyobrażają sobie, że i to jest muzyka. Puszczają się w taniec. Kręcą się. Potem - podróż poslubna. Emma powie:

-Nie rusz maków. To trucizna.

A Stefan:

- Nie jedz tyle truskawek. To niezdrowo.

Słońce świeci silniej. Zapach miodu napełnia ogród. Miłość małych kuzynów staje się coraz bardziej melancholijną. Stefan skąpi pocałunków. Wydało mu się, że Emma zbywa go zbyt szybko, odsuwa go z lekkim uśmiechem, jak gdyby była trochę znudzona. Pewnego dnia spostrzegł, że Emma jest naprawdę ładna. Drobne jej rączki przecinały błękitnawe ścieżki. Złoty łańcuszek rozświetlał jej szyję. W Stefana wstąpiła nagle odwaga. Śmiało dotykał witką pysków obcych psów, wdrapywał się na kasztany, mówił: “Zostanę marynarzem!” aż Emma składała dłonie i, wznosząc ku niebu oczy, błagała:

-Ach, nie, to takie niebezpiecznie!

Zapytał ją:

-Czy będziesz moją żoną?

Emma nie odrazu odpowiedziała. Palce jej biegły wzdłuż sztachet kurnika. Później spytała:

-A będziesz bogaty?

-Ja myślę! Oczywiście!

I natychmiast uwaga Stefana została zwrócona na ten sam szczegół. Czy Emma będzie dostatecznie bogata? Przecież potem prawdziwe księżniczki będą się ubiegały o jego rękę. Czy warto wiązać się przedwcześnie?!

Po tem milczącem zastanowieniu, nastąpiła dłuższa przerwa w rozmowie. Dzieci przypomniały sobie przepowiednie rodzinne (Loriot’owie skończą na barłogu, o ile, oczywiście ominie ich kryminał. Pan Bille był człowiekiem podejrzanym. Dodawszy do tego jego lekkomyślność - można mu śmiało przepowiedzieć, że na starość pójdzie z torbami). Wokoło nich krążyły motyle. Słońce prażyło… Ponieważ w gruncie Emma i Stefan kochali się tkliwie - więc spojrzeli na siebie wzrokiem pełnym przywiązania i tkliwej litości.

Piotr Villetard

Przekład autoryzowany Zofji Popławskiej

“Kobieta współczesna” maj 1927, nr 12, str. 17/ nr 13, str. 13.

ucieczka na urlop

3 sposoby na pożyteczne spędzenie długiego weekendu

Jeżeli nie zaplanowałyście wcześniej żadnego fancy wyjazdu, nie wykupiłyście oferty w spa albo po prostu zostajecie w domu, bo ktoś jednak w majówkę musi pracować - nie martwcie się i nie irytujcie, możecie spędzić te dni jeszcze przyjemniej niż reszta!

1. Zrób porządek z balkonem/ogrodem

Pierwsze nieodzowne czynności przy przywracaniu naszym balkonom i ogrodom pozimowego blasku do najprzyjemniejszych nie należą, prawda. Ale gdy już tylko uwiniecie się z wyczyszczeniem płytek, umyciem okien, wygrabieniem starych liści i wymianą na nowe tego, co takiej wymiany zdecydowanie potrzebuje, pozostają same przyjemności. Ulubiona muzyka w uszach i lećcie do sklepu wybierać piękne donice, podłoże i kwiaty. Warto jeszcze przed zakupami usiąść przy pysznej kawie i zaplanować kwietne kompozycje. Może w tym roku niebieskie lobelie, ciemnofioletowe bratki i pudrowa pelargonia? Jeden, dwa dni przyjemnego wysiłku, ale już niebawem ogrodnicze dzieło będzie cieszyło Wasze oczy. Gdy w końcu zrobi się już cieplej, z dumą i kieliszkiem wina w ręku będziecie mogły odpoczywać sobie po pracy aż do jesieni. A sąsiedzi, którzy wyjechali na te kilka dni przez okrągłe pięć miesięcy będą zazdrościć:)

2. Zawodowo przygotuj się do wakacji

Majówka to idealny czas na zaplanowanie i przygotowanie się do wakacyjnego wyjazdu. Jeżeli już masz kupione bilety i nocleg - świetnie! Jeżeli nie, poczekaj do końca majówki, a polecisz w podróż w najdalsze zakątki Europy, a nawet świata za grosze. Przewoźnicy doskonale bowiem wiedzą, i na tym właśnie zarabiają, że wszyscy chcą nagle wyjechać na ten jedyny w swoim rodzaju weekend. A potem... a potem nagle, magicznie po 5 maja ten sam lot kosztuje pięć razy taniej. Warto o tym wiedzieć, a za zaoszczędzone pieniądze kupić jeszcze więcej kwiatów na Wasz balkon:) Gdy będzie już lśnił czystością, usiądźcie sobie i posprawdzajcie, jakie są specjały kuchni w miejscu, do którego się wybieracie. Co zwiedzić, jakie atrakcje warto zobaczyć, może na podróżniczych forach ludzie polecają miejsca, o których w empikowych przewodnikach nie przeczytacie, a które uczynią Wasze wakacje jedynymi w swoim rodzaju? A wieczorem do pachnącej kąpieli idźcie z dobrym reportażem podróżniczym. Wydawnictwa, takie jak choćby Wydawnictwo Czarne czy Dowody na Istnienie, oferują ogromną gamę świetnych książek, dzięki którym Wasz wakacyjny wyjazd będzie świadomym doświadczaniem innej kultury.

3. Zażyj trochę kultury!

Wiecznie zabiegana, tu praca, dom, dzieci, obowiązki domowe, prezentacja na jutro... A kiedy zrobiłaś coś dla siebie? Coś dla swojego rozwoju, kultury? Wiadomo, że trudno się zebrać. Zmęczona tym wszystkim chętnie byś sobie tylko leżała w spokoju. I leż! Na kanapie, przed telewizorem, ale jeden wieczór. A drugi poświęć kulturze. Majówka to idealny czas, żeby spędzić chwilę nie tylko ze sobą, z rodziną, ale i z kulturą. Sprawdź, co grają w kinie. W Krakowie akurat odbywa się fenomenalny Off Camera! Idź do teatru. Może akurat trafił się jakiś dobry koncert i są jeszcze bilety. A może muzeum? Kiedy ostatnio byłaś w muzeum? I nie, wcale nie, nie jest nudno! Dzisiaj wystawy w polskich muzeach robione są pierwsza klasa! Przeciekawe! Oferta kulturalna w całej Polsce jest niesamowicie bogata. Skorzystaj w choć jeden wieczór i dokulturalnij się;)

zakochanie

Rodzina Państwa Bille cz.19

I wtedy wyjechało wszystko: po pierwsze, wuj pana Bille, który utrzymywał w Paryżu jakąś ladacznicę; następnie - chrzestny ojciec pani Bille, człowiek nieznośny, nadęty, w którym pokładano olbrzymie nadzieje, a po którym w spadku zostały jedynie dwa fałszywe Rembrandty i empirowa konsola. Wytoczono stopniowo wszystkie wady, wszystkie przestarzałe błędy obu rodzin, dokuczliwie, wściekle, zjadliwie.

Pan Bille postanowił wreszcie:

-Pójdę do Loriot’a.

Wrócił. Walka była zawzięta. Loriot nie chciał ustąpić. Nastąpiło zerwanie.

Wymieniono kilkanaście listów niezmiernie obraźliwych, jednak pisanych ze sprytną ostrożnością, gdyż tak jedna jak druga strona starannie unikała wmieszania w sprawę prawników. Nie kiwano sobie nawet głową. Jeden jedyny raz pan Bille spotkał  u Toussel’ów szwagierkę, skłonił jej się uprzejmie z dziwnem “Pani”, które, powtarzane przez całe Pont-sur-Loire, było sensacją miasta.

Bille’owie przebąkiwali coś o procesie. W tym względzie zasięgnęli porady adwokata. Ten rzucał słowa ważkie: “Kłopoty”... “ewikcja”, ale nie przekonał ich o konieczności wydania sumy, która, po obliczeniu wszystkich kosztów, wystarczyłaby na doprowadzenie “Piasków” do stanu możliwego do zamieszkania.

Gdy pierwsze wzruszenie przeszło, państwo Bille pozostawili “Piaski” własnemu ich losowi.

-A co zrobimy z “Piaskami”? - pytała od czasu do czasu pani Bille.

Pan Bille wznosił w górę ramiona.

-Kto wie?... Może kiedyś… przypadek…

Nie dotykano tego przedmiotu. Zima minęła. “Piaski” stały zamknięte.

Walka z Loriot’ami stawała się bardziej zacięta. Obie strony poszukiwały sprzymierzeńców. Znajomych podzielono na kategorje: wrogów, neutralnych i przyjaciół. Toussel’owie odegrali rolę dwulicową: lewem uchem wysłuchiwali skarg Loriotów, prawe nadstawiali Bille’om. W ten sposób dowiedzieli się niektórych szczegółów. Loriot zadawał się z jakimiś podejrzanymi osobnikami. Bille, pomimo swego wieku, biegał wciąż za spódniczkami. Notable miejscy łączyli się z tą lub tamtą partją. To pociągnęło za sobą uszczypliwe uwagi, ochłodzenie stosunków. Jeden rejet był jednakowo uprzejmy dla wszystkich. Ale to należało do jego zawodu.

Stefan często spotykał Emmę. Z początku dziaciaki przyglądały się sobie wzrokiem aroganckim. Ale niedługo wytrzymały w tej roli. Ukradkiem spoglądali na siebie. Wymieniali uśmiechy. Pewnego dnia szli za sobą krok za krokiem. Nienawiść zaczynała słabnąć. Rodziny bez gniewu patrzyły na to zbliżenie.

Coś na wiosnę Stefan zaczął się włóczyć koło domu Bille’ów. Cichaczem podchodził od tyłu. Emma, uprzedzona o tem, biegła na jego spotkanie. Szeptali długo, przedzieleni parkanem, na którym pnące się winogrona zaczęły zielenieć. Pewnego dnia przyłapał ich tam pan Bille. Powiedział:

-Co ty tam robisz, czyżyku? Czy zabroniłem ci odwiedzać Emmę?

Stefan spuścił głowę, wolno obszedł dom dookoła. Drzwi były otwarte. Pani Bille wyszła na jego spotkanie, dotknęła wargami jego czoła, wepchnęła go do jadalni. W pokoju tym rozchodziła się woń gorącego chleba. Sprzęty stały na dawnem miejscu. Zegar z kukułką zakukał. Emma przysunęła kuzynowi krzesło. Stefan oparł się o poręcz w kształcie liry. Postawiono przed nim kubek mleka. Mógł w nim maczać długie kromki bułki. Nie wiedział, jak się zachować, trochę zaniepokojony, trochę zdumiony. Czy nie śni? Czy nie wetkną mu jakiej szpilki? Czy raptem sufit nie spadnie mu na głowę?

Piotr Villetard

Przekład autoryzowany Zofji Popławskiej

“Kobieta współczesna” maj 1927, nr 12, str. 16.

Rogier van der Weyden

Wielkanoc w sztuce malarskiej

Malarstwo nowej ery, zrodzone w ciemnościach katakumb, rozkwitłe na ścianach kościołów romańskich, uzupełniające poliptykami ołtarzów i tryptykami kaplic piękno gotyckich katedr, pozostawało długo w zależności od wymagań oficjalnej religji. Służyło wielkiej rewolucji, jaka dokonała się była na terenie ówczesnego świata cywilizowanego; miało utrwalać jej zdobycze, kształtować w jej duchu poglądy, suggestjonować uczucia i wyobrażenia. Ograniczone ściśle i skąpo co do tematu, trwało w ramach, których musiało się trzymać.

Sztuka zadawalała wspólne potrzeby społeczności; winna była zatem przemawiać językiem przyjętym, konwencjonalnym, wiadomym. Lecz jak Ś-ty Franciszek z Assyżu potrafił wnieść osobisty wdzięk, polot i gorącość uczuć w tężejące już kanony scholastycznej dogmatyki, przeistaczając religję formuł w żywy, płonący czyn i natchnienie, - tak silna i promienna indywidualność ludzka wielu malarzy średnowiecza i wczesnego Odrodzenia umiała wprowadzić własny, niepowtarzalny “ton” do powtarzanych i powtarzających się słów “pieśni”. Przypomnę choćby Fra Angelica i wcześniejszego od niego Giotta.

Oni i inni po nich zdołali, bez względu na narzucony przez zwyczaj temat, wypowiedzieć barwą, rysunkiem, kompozycją istotę swych artystycznych uzdolnień, upodobań i tę sztukę, tak bardzo objektywną, nasycić tchnieniem własnej indywidualności; i co ciekawsze, dać w niej syntezę upodobań i dążeń estetycznych swej epoki. Słowem - odtworzyć charakter własny i charakter swego wieku. Jego styl.

Z perspektywy oddalenia lat chwytamy wyraźnie osobliwości i typowość sztuki, czy życia. Kamienie: architektura i rzeźba, - barwy i linje - stają się czytelne i wymowne przez swą inszość. W tem dawnem ograniczeniu tematowem rodziła się może więcej, niż przy dzisiejszej dowolności i swobodzie wyboru, waga i znaczenie tak ważnego “jak” w sztuce. Jak rzecz swą wykonywa, w jaki sposób komponuje, jakie wartości barwy, rysunku, układu, zapełniania przestrzeni, rozmieszczania planów daje artysta?

"La Pietà" Giovanni Bellini, ok. 1460, Pinakoteka Brera

Co jest dla niego ważne: przewaga malarskości, czy rysunku; spokój, hieratyczność, czy ruch, harmonja, czy rozpierzchłość, niespodzianki i gwałtowność światła, czy jego równomierne, statyczne jaśnienie; wyraz człowieka jednostkowego, czy wyraz ugrupowania ludzi; przyroda, jako samodzielny byt, czy jako tło?

Zainteresowanie jakością wykonania wychodziło od społeczeństwa. Rzemieślnicy, mieszczanie, nie mówiąc o potentatach duchownych i świeckich, umieli ocenić walor swych artystów.

Ołtarz Gandawski, odsłonięty w r. 1432 na widok publiczny, sprowadza tłumy widzów, wyrażające głośno swe uwagi i zachwyt. Vasari i Van Mander niejednokrotnie wspominają o żywem przyjęciu, jakie obrazy doznawały u współczesnych. Sprawiała to bliskość sztuki życiu; bezpośrednie stykanie się tych ludzi epoki cechów z materjałem, z techniką pracy i duża jednolitość kulturalna społeczeństwa ówczesnego. Dzieło sztuki stało wśród społecznego środowiska, z którego się zrodziło.

W czasach nowożytnych, maszynowych, nastąpiły przepastne przesunięcia się warstw ludzkich. Artysta z tajemnicami swej techniki poszybował na szczyty Parnasu, - nieliczni poczuli się upoważnionymi do rozumienia go w pełni; zamknięty w muzeach, ukazuje się “szerokiej” publiczności w oderwaniu od zrębów życia. W mniemaniu tej publiczności powinien ją kształcić, podnosić, wzruszać. Przeciętny widz szuka w malarstwie literatury, słowa, fabuły. Pyta: co?

(Czasy obecne i w tej dziedzinie zwiastują zmianę. Malarstwo dąży do ograniczonego zrostu z architekturą; wraca do wnętrz, jako nowoczesny fresk w wielkich salach koncertowych, kongresowych, sejmowych, w domach ludowych, uniwersytetach, bibljotekach).

"Ołtarz Gandawski" Hubert i Jan van Eyckowie, 1432, Katedra Św. Bawona w Gandawie, źródło: niezlasztuka.net

Katakumby, ograniczające się do symbolów rysunkowych, nie wykształciły malarstwa ery chrześcijańskiej. Doskonali się ono w dwóch ogniskach Europy: na południu i na północy w wiekach XIII, XIV, XV i t.d., w kościołach, czerpiąc tematy, jak powiedziałam wyżej, z Pisma świętego.

Chrystus, - dobry pasterz z pierwszych fresków i mozaik średniowiecza romańskiego i bizantyjskiego, - w postaci swej niezatajonej, jako nauczyciel, pełen miłości lekarz, bezwzględny tępiciel zła, wreszcie tragiczny Zbawca świata - staje się naczelną postacią obrazów XIV i XV wieków. On i Jego najbliżsi. Dzieje Jego czynu, śmierci i zwycięstwa.

Niektórzy malarze, jak bracia Hubert i Jan van Eyck’owie, samą sprawę pozostawiają ukrytą w zasłonach alegorji. Dzieło ich zostało nazwane “Ołtarzem Zmartwychwstania”, lub “Ołtarzem Baranka”. Sławny ten i niezmiernie piękny ołtarz szafkowy, znajdujący się w jednej z kaplic katedry Św. Bawona w Gandawie, jest typowym przykładem kanonicznego potraktowania tematu, zawierającego w sobie bezdeń życia i bólu. Bracia artyści, czyniąc zadość żądaniu epoki - zilustrowali w siedmiu częściach ołtarza parafrazę wersetu Apokalipsy. Wprowadzając do obrazu bardzo wielką ilość postaci ludzkich, Chrystusa nie pokazali; dali tylko Jego symbol wielkanocny: baranka na ołtarzu wśród pełnej kwiatów łąki.  - Obstalunek ten, do którego odnieśli się z pietyzmem najwyższym i w który włożyli kunszt swój najdoskonalszy, posłużył im jako pretekst do wykonania arcydzieła, reprezentatywnego dla sztuki flamandzkiej pierwszej połowy XV w. Drobiazgowość i realizm szczegółów opanowane tu są przez szerokie, spokojne, pełne powagi i skupienia ujęcie całości; - świetne barwy lokalne podnoszą wrażenie wspaniałości kompozycji; doskonały rysunek i modelowanie nagich ciał Ewy i Adama stanowią o zupełnem przezwyciężeniu stylu średniowiecza.

Z flamandów XV w. Roger van der Weyden w reprodukowanym tu “Zdjęciu z krzyża” (1435 r.) wystepuje jako pełen patosu i siły dramatycznej człowiek uczucia. Obraz jego jest kwintesencją bólu; artysta daje mu bardzo różnorodny wyraz: Madonna zemdlona, o linji ciała równoległej do ciała Chrystusa, przeżywa mękę Syna przez współ-czucie. Na  stosunkowo wązkiej płaszczyźnie van der Weyden grupuje osoby, działające w jednym planie, zapełniając niemi doskonale przestrzeń. Układ ich jest harmonijny i niemal klasyczny (dwie postacie krańcowe); kompozycja całości przejrzysta i jasna, gotycko-stylizowany rysunek jest pełen wykwintu i czystości. Przy dokładności ci plastyczności wykonania takich szczegółów, jak suknie, zasłony, materje - czujemy podporządkowanie ich psychicznym czynnikom utworu. Żadna gadatliwość nie mąci napięcia dramatycznego; artysta osiąga działanie skupione i ześrodkowane.

"Zdjęcie z krzyża" Peter Rubens, 1611-1614, Katedra Najświętszej Marii Panny w Antwerpii, źródło: Archiwum Ilustracji WN PWN SA

Jakże inaczej został potraktowany ten sam temat przez Rubensa w “Zdjęciu z Krzyża” z katedry antwerpijskiej! Ciało Chrystusa - w świetle - spoczywa ciężko na białym płótnie. Stanowi ono centrum malarskie i centrum naszej uwagi. Spływa z krzyża ukośnie, po przekątni. Większość innych postaci pochłania cień. Apostoł Jan wspiera się pewną stopą o drabinę. Ludzie są tu mocni, o napiętych, wydatnych mięśniach. Są siłą, konkretnością, ziemią. - Bujny temperament Rubensa, bujność życia, które go otaczało, splendor, w jaki ubrali katolicyzm jezuici, - głośność i ruch - wszystko to wypowiada się w barwach jasnych, zmiennych, w bogactwie światła, w przebiegających przez cały obraz drgnieniach, ruchach, energjach, we fragmentaryczności i zjawiskowości tego dzieła. Uderza ono w nas jak akord urwany, - podczas gdy van der Weyden działa wytrzymaną fermatą. - Artysta - Rubens - zapomina o drobiazgach, pędzel jego staje się lekki, powiewny. Jesteśmy w pełni XVIII stulecia, dalecy od zwartych, spokojnych, systematycznych ludzi Renesansu.

Jeszcze krok, a staniemy przed obliczem wielkiego Rembrandta, przenikającego duszę ludzką i umiejącego nieuchwytnemi lśnieniami i przepastnemi cieniami malować istotę człowieka i jego tajemnic. - Chrystus zjawia się w dziełach jego powielokroć jako męczennik i potężny dusz kierownik.

Niesłychanie wysokie napięcie tragizmu w przedstawianiu ostatnich dni Chrystusa, umieli nadać malarze i rytownicy niemieccy. Albert Dürer, wprowadzający sztukę swego kraju z gotycyzmu na drogę renesansu, w wielkich cyklach drzeworytów (37 kart) i miedziorytów (16 kart), zamknął dzieje Męki Pańskiej. Technika graficzna sprzyja wyrazistemu i gorzkiemu ujmowaniu tematów ciężkich i ponurych. Dürer we wspomnianych “pasjach” przystępuje do zagadnienia w sposób bardzo ludzki i szorstko - prosty. Chrystus jest tu ścierpianym, umęczonym Człowiekiem, którego ciało zniekształciła męka. Pod względem formy artysta osiąga twórcze, nowe przedstawienie rzeczy; zdumiewa bogactwem pomysłów, swobodą i indywidualizacją ujęcia, czysto renesansową. Malarskość idzie w parze z plastycznością.

Jeszcze bardziej naturalistyczne  i ponuro przedstawia Mękę Chrystusa Grunewald w przepysznym ołtarzu z Isenheim. Zrozumienie grozy, wrażliwość na skurcz męczarni posiadali Hiszpanie: Ribera i przedziwny, jakby zwiastun dzisiejszej sztuki, El Greco. Niespokojny jego pędzel, bardzo swoisty sposób rozkładania świateł, odsuwają go daleko od umiejącego utrzymać się w renesansowym umiarze Ribery.

"Ostatnia wieczerza" Dirk Bouts, 1464-67, kościół św. Piotra w Leuven,
źródło: najpiekniejszeobrazyswata.blogspot.com

Sztuka odrodzenia, w której przejawił się par excellence duch włoski, nie dała we Włoszech groźnych, realistycznych obrazów męki Chrystusa. Talent kompozycyjny Rafael próbował siebie i na tym temacie: Mantegna rozwiązywał przy nim zagadnienia techniczne, - lecz sięgnięcie do dna nie stało się dziełem Włochów w tej sprawie.

Natomiast inny epizod z dziejów Chrystusa znalazł w malarstwie włoskiego odrodzenia swój mistrzowski wyraz: “Ostatnia wieczerza”.

Gdy się o niej mówi, - myślimy o Leonardzie z Vinci. Uszkodzone przez wilgoć arcydzieło, zachowało swą duchową siłę i potęgę niezrównanej koncepcji malarskiej. Leonardo, wbrew zwyczajowi, przedstawił w “Wieczerzy” chwilę po słowach Chrystusa: “Jeden z was mnie zdradzi”. To straszliwe jasnowidzenie uderza jak grom w zebranych u stołu. Zdumienie, przerażenie, pytanie. Ruch ciał, twarzy, rąk. Zamącenie w atmosferze wieczornika. Chrystus pośrodku, jedynie spokojny, dobry i ślicznym ruchem rąk wyrażający gotowość. Po bokach jego apostołowie, trójkami. W całości i nad nią - nieuchwytny, leonardowski czar mądrości i zrozumienia.

“Ostatnia wieczerza” była wdzięcznym tematem wielu obrazów. Niektórzy artyści czynili ją intymna i mieszczańską, jak np. Dirik Bouts, umieszczający akcję w domu flamandzkim i wprowadzający na ubocze wieczorniku współczesnych sobie, a nawet podobno siebie.

Do cyklu Wielkiej Nocy należą również obrazy, mające jako temat opłakiwanie Chrystusa przez Matkę. Obrazy te noszą sławną nazwę: “Pietà”. Zewnętrzną ich formą jest ciało Chrystusa, spoczywające na kolanach Marji. Niekiedy, jak w załączonym obrazie Giovanni Belliniego - Madonna pochyla się ku Synowi, stojąc przy nim. Śliczny jest gest współczucia i miłości, jakim zbliża twarz swą do twarzy Umarłego.

Triumf Chrystusa, pokonanie śmierci, - malowane wielokrotnie - nie dało w sztuce, poza ołtarzem Gandawskim, dzieła potężnego. Piękne są sztychy Rembrandta na ten temat. Lecz nawet Leonarda “Zmartwychwstanie” wydaje się raczej pomyłkowo przypisanym mu utworem.

N. Samotyhowa

"Kobieta współczesna" kwiecień 1927, nr 3, str. 2-4.

O nas

Kobieta z klasą to miejsce dla nieidealnych kobiet, które chcą prawdziwie i szczęśliwie żyć, ciesząc się najdrobniejszymi rzeczami. Pokazujemy Wam inspirujące książki, filmy, publikacje i inne „babskie zajęcia', które być może skłonią was do wyjścia, z często pozornej, strefy komfortu i rozpoczęcia życia na własnych warunkach. Bo w życiu nie zawsze chodzi o to by było stabilnie. Ważne żeby żyć prawdziwie i w zgodzie z własnym ja.

Kontakt

Kontakt:
Joanna Wenecka-Golik
kontakt@kobietazklasa.pl
+48 600 326 398

Copyright 2019 WebSystems ©  All Rights Reserved