graudrey

4 powody, dla których warto być prawdziwą damą jak Audrey Hepburn

Według American Film Institute trzecia najlepsza aktorka wszechczasów. Zaszczytne miejsce na podium dzieli z Katharine Hepburn i Bette Davis. Mówi się, że była aktorką brytyjską, dzieciństwo i lata młodości spędziła jednak głównie w Belgii i Holandii. Grała nie tylko w filmach, lecz także w teatrach, była modelką, tancerką, ulubienicą światowej sławy projektantów mody. Zobaczcie, jakie cechy posiadała Audrey Hepburn, które pozwoliły jej zyskać równocześnie miano ikony kultury popularnej i prawdziwej damy.

 1. Odważnie angażowała się w działalność humanitarną

Świat pokochał ją za piękną figurę, ogromny talent, poczucie stylu, ale także za jej wielkie serce i chęć niesienia pomocy. Pod koniec lat 60-tych ograniczyła działalność aktorską na rzecz działalności humanitarnej. Została ambasadorem dobrej woli UNICEF-u i przez kilka lat pracowała w najbiedniejszych krajach niemal wszystkich kontynentów. Podjęła się misji odwiedzenia krajów, gdzie toczyły się wojny. Raz ostrzelano nawet samolot, którym podróżowała.

2. Znała wiele języków obcych

Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć jak bardzo rozwijająca i ważna jest nauka języków obcych. Nie tylko rozwija pamięć i inteligencję, lecz jest także w dobrym tonie. Audrey bardzo dobrze znała aż 5 języków. Władała angielskim i holenderskim ze względu na pochodzenie rodziców, nauczyła się także francuskiego, włoskiego i hiszpańskiego. Właśnie dzięki znajomości aż takiej liczby języków obcych mogła pomagać i angażować się w projekty humanitarne na całym świecie.

3. Nigdy się nie spóźniała i nie przeklinała

Pomimo ogromnego talentu, ale także sumienności i pracowitości, kariera aktorska nie była dla Audrey sprawą najważniejszą w jej życiu. Pracę traktowała jednak bardzo poważnie. W przeciwieństwie do swojej starszej koleżanki, blond seksbomby - Marilyn Monroe, nigdy nie spóźniła się na plan. Jej kultura i dobre maniery znane były w całym aktorskim światku, na planie nikt nie śmiał przy niej przeklinać. Ona oczywiście też tego nie robiła. Nigdy nie prosiła też o specjalne traktowanie ani nie miała kaprysów i zachcianek.

4. Rodzina była dla niej najważniejsza

Rodzina zawsze była u niej na pierwszym miejscu. Zrezygnowała dla niej z niejednej roli, by nie rozstawać się z synami na długi okres trwania zdjęć. Ceniła sobie prywatny czas. Wielokrotnie namawiano ją na napisanie autobiografii, lecz aktorka nigdy się na to nie zdecydowała. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych ikon stylu i gwiazd filmowych zaraz po zdjęciach do Sabriny opuściła Hollywood, by wieść z mężem spokojne życie w sielskiej szwajcarskiej miejscowości.

kobieta_korporacja_main

Kobieta w sidłach korporacji

Współczesna kobieta w niczym nie przypomina swojej babki czy prababki. Dzisiejsze kobiety stawiają na realizację swoich planów i zamierzeń. Silne, niezależne, świetnie wykształcone, podejmują świadomą decyzję o przyszłości zawodowej. Wśród nich jest grupa kobiet rozpoczynających pracę w korporacji. Z czasem wspinają się po szczeblach awansu zawodowego, zdobywają doświadczenie, doskonalą swoje umiejętności i odnoszą sukcesy w wybranej przez siebie dziedzinie.

Jak dowodzą badania, kobiety częściej niż mężczyźni dążą do spełnienia zawodowego i osiągnięcia pozycji w pracy. Wiele z nich zajmuje kierownicze stanowiska, tym samym nadzorują projekty, podpisują umowy, negocjują. Stale pogłębiają swoją wiedzę. Dopiero po latach pracy przychodzi zastanowienie, czy ambicje zawodowe nie zostały przypłacone zbyt wysoką ceną? Marzenia o zbudowaniu szczęśliwej rodziny nie znalazły miejsca na realizację, zastąpiła je praca zawodowa. Wracają do pustego domu, by zregenerować siły i od rana przystąpić do działania.

Kobiety, które założyły rodzinę, po wieloletniej pracy na wysokich obrotach, często zauważają osłabienie więzi z partnerem oraz dziećmi. Praca w korporacji kosztuje zbyt dużo wyrzeczeń, wpływa zarówno na życie prywatne, jak i zdrowotne. Podejmując decyzję o zatrudnieniu, musimy brać pod uwagę istotną sprawę - czy to praca przyjazna rodzinie? Czy nie doprowadzi do negatywnych zdarzeń w relacjach z partnerem? Pozwoli na zaspokojenie zarówno ambicji zawodowych, jak i osiągnięcie zadowolenia na płaszczyźnie życia osobistego? Warto przed przystąpieniem do "wyścigu szczurów" zastanowić się, czy nie poniesiemy zbyt wysokiej ceny? Całkowite oddanie korporacji często niesie nieprzyjemne skutki w życiu codziennym i doprowadza do osłabienia więzi z najbliższymi.

Samorealizacja

Kobiety, które rozpoczynają swoją karierę w korporacji, dążą przede wszystkim do realizacji na płaszczyźnie zawodowej. Dzięki temu odczuwają satysfakcję i umacniają swoją pozycję wśród innych pracowników. Zajmują wysokie stanowiska, kierują zespołem, szkolą się i zyskują nowe umiejętności. Spełniają się zawodowo, praca przynosi im zadowolenie i często jest najważniejszym elementem życia. Pochłonięte kolejnymi zadaniami, swoją uwagę skupiają głównie na korporacji i powierzonych zadaniach. A taki rodzaj pracy wiąże się też z dużym stresem, który nie sprzyja budowaniu i utrzymaniu relacji partnerskich oraz rodzinnych.

Obowiązki domowe ustępują miejsca zawodowym. Można zauważyć, że matka w pracy na pełnym etacie, całkowicie oddana karierze zawodowej, po pewnym czasie zaniedbuje dom rodzinny, partnera, a także dzieci. Nie poświęca należnej uwagi sprawom rodzinnym, zaniedbuje obowiązki i dystansuje się do codziennego otoczenia. Refleksji o tym, jak korporacja niszczy i odsuwa od spraw prywatnych, ustępuje myślenie o samorealizacji. Postawienie na siebie i spełnianie własnych ambicji na pierwszym planie. To główne zadanie współczesnej kobiety w sidłach korporacji.

Dopiero po wielu latach ciągłego napięcia oraz kolejnych zadań do wykonania odczuwamy skutki przepracowania. Dochodzi do wypalenia zawodowego, które zniechęca do podejmowania kolejnych zadań. Ma to przełożenie zarówno na aspekt zawodowy, jak i relacje w rodzinie. Negatywne konsekwencje, jakie przynosi długoletnia i pełna wyrzeczeń praca w korporacji to: utrata zainteresowania partnerem, wspólnym życiem, planami, celami, a także czas poświęcony dzieciom, a nawet w końcowej fazie całkowity jego brak.

Dlaczego zdradził?

Kobieta i mężczyzna potrafią stworzyć udany związek. Opiera się on na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Na budowaniu wspólnego życia, czego konsekwencją jest założenie rodziny. Kochających i nawzajem doceniających się partnerów łączy silna więź. Decyzja o trwałym związku, to odpowiedzialność za wspólne plany, marzenia i rodzinę. Wkraczając na drogę samorealizacji zawodowej i oddając się całkowicie pracy, tracimy szansę, by ocalić życie prywatne. Umacnianiu więzi partnerskich zdecydowanie nie służy samotność, która wkrada się w związek.

Kobiety pochłonięte karierą zawodową, nie poświęcają wystarczającej ilości czasu życiowemu partnerowi. Praca po godzinach oraz duży stres z tym związany, doprowadza do ochłodzenia relacji. To często pierwszy bodziec dla mężczyzny do zdrady.

Mężczyzna w żonie i matce swoich dzieci chce widzieć kobietę rodzinną i ciepłą. Partnerkę do rozmowy, czułą kochankę i opiekunkę ogniska domowego, które razem stworzyli. Nie może i nie chce obserwować, jak korporacja niszczy wszystko, co wspólnie budowali przez lata.

U kobiety wskutek przeciążenia obowiązkami zawodowymi dochodzi do przemęczenia, a to z kolei rodzi niechęć do wielu rzeczy. Czułość zastępuje agresja, wspólny czas - osamotnienie. Często słabnie zainteresowanie fizyczne partnerem. Zamiast przyjemnego wieczoru ze współmałżonkiem zwycięża gorąca kąpiel i sen, bo przecież jutro czeka kolejne ważne zadanie, spotkanie, napięty grafik.

Zarówno dla mężczyzny, jak i kobiety zdrada w związku to utrata zaufania. Bolesne i przykre doświadczenie, które rzutuje na dalsze wspólne życie. To mocne uderzenie w drugą stronę i wyraźny sygnał, że dzieje się źle. Często dopiero w takim momencie życia, zajęta karierą kobieta dostaje znak, że jako matka w pracy i żona wciąż poza domem zawiodła w życiu rodzinnym. Nie sprostała zadaniu, które rozpoczęła razem z partnerem. Pojawienie się zdrady w małżeństwie to zdecydowanie impuls do tego, aby coś we wspólnym życiu zmienić. To czas na przystopowanie i spojrzenie z dystansem na dotychczasowe życie i funkcjonowanie w rodzinie. Warto podjąć próbę odbudowania zaufania, a także wzajemnych wartości.

Pomocna może okazać się szczera rozmowa, zastanowienie nad własnym postępowaniem, które w dużej mierze mogło być przyczyną kryzysu w związku i w konsekwencji doprowadziło do zdrady. Dobrze, gdy oboje partnerów rozpocznie pracę nad związkiem i tym samym zdołają ocalić życie prywatne.

Co się dzieje z moim dzieckiem?

Podjęcie decyzji o dziecku wiąże się z odpowiedzialnością. Dziecko zmienia cały świat dorosłych, wymaga opieki i zaangażowania obojga rodziców. Kobiety w korporacji skarżą się na brak czasu, w tym też czas poświęcony dzieciom. Zabiegane, z głową pełną obowiązków nie zauważają postępów w rozwoju swojego dziecka. Praca odbiera im pierwsze słowo malucha, pierwsze stawiane kroki, a w późniejszym czasie sprawy nastoletniej pociechy.

Dostrzeganie jego kłopotów, rozmowy, wsparcie należy zapewnić dziecku na każdym etapie jego rozwoju. W domu rodzinnym, gdzie brakuje ciepła, wspólnego czasu i pielęgnowania spraw najbliższych, dochodzi do oddalenia każdej ze stron. Zapracowana matka nie dostrzega mnożących się problemów w życiu dziecka. Nie potrafi do niego dotrzeć, a bywa i tak, że nie ma na to czasu. Pozostawiony nastolatek zaczyna wkraczać w bunt i konflikt z rodzicami. Zbyt duża swoboda może doprowadzić do tragicznych wydarzeń.

Dzieci pracoholików są dziećmi samotnymi. To sieroty mające rodziców. Tęskniące za przytuleniem, opieką, zainteresowaniem ze strony dorosłych. Dzisiaj, kiedy wiele kobiet stawia na samorealizację, coraz więcej dzieci cierpi na zaburzenia psychiczne i stany depresyjne. Spowodowane jet to olbrzymią samotnością, brakiem zaangażowania rodziców w wychowanie dziecka i rodzicielskim spojrzeniem na jego świat. Odsunięte, zapomniane i samotne, wkraczają w życie dorosłe z deficytem gniazda rodzinnego. Nie potrafią zbudować dobrej i trwałej relacji w swoim późniejszym dorosłym życiu.

Kobiety korporacji, silne i niezależne na polu zawodowym. Na pozór żyją we wspaniałym świecie, tylko czy ten świat jest prawdziwy i zdrowy?

Ich oddanie pracy zawodowej niszczy relacje rodzinne. Po godzinach wracają do domu, gdzie czują samotność, z poczuciem, że ich życie nie miało tak wyglądać. Nie potrafią znaleźć porozumienia z partnerem i własnym dzieckiem. Nie odczuwają satysfakcji z zajmowanego stanowiska i dokonanych osiągnięć.

Spojrzenie z dystansu pozwala na zrobienie rachunku, co daje pogoń za karierą, z czym się wiąże i jakie niesie ze sobą konsekwencje? Czy pogodzenie obowiązków zawodowych z rodzinnymi będzie wymagało wyrzeczeń? Zachowanie równowagi nie jest trudne. Musimy pamiętać, że decydując się na założenie rodziny, bierzemy odpowiedzialność nie tylko za siebie. Praca przyjazna rodzinie godzi obowiązki zawodowe z domowymi. Warto do takiego rozwiązania dążyć. Pozwala to na uzyskanie harmonii w tak dwóch różnych światach i w rezultacie pozwala być kobietą spełnioną, szczęśliwą, kochaną i kochającą. Nie tylko świetnym pracownikiem, a także wspaniałą mamą i cudowną partnerką. Kobietą, która w życiu ma wszystko, co najważniejsze i najcenniejsze. Niezagubione i zatracone w pogoni za realizacją tylko i wyłącznie planów zawodowych.

pierścionek art nouveu

Secesja znowu pożądana

Secesja w modzie i sztuce użytkowej to świat wyjęty z baśni, w dodatku niezwykle pięknej i bogatej. Styl znany w świecie jako art nouveau to przede wszystkim złoto, miękkie falujące linie i roślinne motywy - kwiaty muskane wiatrem, rozwibrowane życiem, upstrzone przez ważki i motyle. Inspiracje miejscową naturą i bogactwem lokalnej tradycji.

Kobieta Art Nouveu

Secesyjna kobieta to ponętna rusałka, czarodziejka i muza z plakatów Alfonsa Muchy albo budząca pożądanie, półnaga, lecz obleczona w złoto bohaterka dzieł Klimta. Czy nie jest trochę tak, że stęskniłyśmy się za własną kobiecością? Nie chcemy już nosić odpowiedników męskich garniturów, a po godzinach mamy ochotę wkładać zwiewne sukienki i coraz bogatsze akcesoria, które od kilku sezonów nie znikają z modowych wybiegów. Na sukniach znów oprócz licznych kwiatów zawitały koronki, a złoty total look wypadł już z kategorii absurdu. Kiedy technologia sprawiła, że jednym cięciem można szybko otrzymać proste geometryczne wzory wrócił zachwyt nad przemyślanym dziełem natury, gdzie każda linia, choć z pozoru nieidealna, jest częścią unikatowych i malowniczych struktur.


lookrecyadreamjewelry.com

W modzie widać wyraźne odniesienia do przeszłości, folkloru i oczywiście rękodzieła. W cenie są oryginalne wzory najlepiej w pojedynczych egzemplarzach. Jeśli prostota, to bliska naturze, wykonana lokalnie i od podstaw ręcznie, nie wypluta przez maszynę i importowana przez masowego dostawcę z drugiego końca globu. Na Instagramie furorę robią konta wypełnione rękodzielniczymi cudami, a zbiory ziół i polnych kwiatów, które można tam znaleźć, mogłyby zaimponować samemu Wyspiańskiemu, który pieczołowicie dokumentował polską florę. W końcu doceniliśmy urok wakacji w agroturystyce i polskie zioła są nie mniej atrakcyjnym tematem fotorelacji niż śródziemnomorskie palmy. Co więcej, koronki i polne kwiaty to dziś przewodni temat wielu uroczystości w stylu boho.

Wielkie wyjście z szafy

Secesja oszałamia przepychem i mnogością inspiracji, ale również zgodnym nurtem płynie z większością trendów modowych i lifestylowych. Jak to więc możliwe, że sam termin nie zrobił zawrotnej kariery choć od kilku sezonów przewija się na najznamienitszych wybiegach?  Wystarczy krótki test za pomocą najpopularniejszej internetowej wyszukiwarki, aby przekonać się, że art nouveau cieszy się niewspółmiernie mniejszą popularnością niż nieco późniejszy styl art deco. 

Może źródeł tej dysproporcji szukać należy w architekturze, w której motywy art nouveau to nieliczne perełki w porównaniu z bogactwem inspiracji art deco? Jednym z nielicznych i wciąż niedoścignionym mistrzem architektury art nouveau był Gaudi. O tym jak karkołomne były jego przedsięwzięcia, świadczyć może wciąż budowana katedra Sagrada Familia w Barcelonie, trwająca nieprzerwanie od ponad stu lat.

Wróćmy jednak do mody – drobnych akcesoriów, strojów i biżuterii. Być może powód schowania secesyjnych wzorów do lamusa jest inny? Może to jeszcze pokłosie dwudziestowiecznej fascynacji mechaniką, geometrią i pościgiem za nowoczesnością. Znamienny portret z automobilem Tamary Łępickiej, choć powstał w 1929 roku, symbolizuje wartości długo jeszcze popularne - kult nowoczesności, maszyn, nawet w tym wydaniu bardziej glamour. Choć więc czerpiące z natury, to jednak zgeometryzowane i nieco statyczne art deco przez lata łatwiej było zaadoptować do ery nowoczesnych technologii i wzornictwa skłonnego do maksymalnej syntezy.


lookrecyadreamjewelry.com

Tęsknota za kwiatem paproci

Sentymentalne rusałki, rustykalne wzory, przepych materiałów i ornamentów przez dekady były przedmiotem krytyki, by ująć rzecz delikatnie. Wydaje się jednak, że odkąd wkroczyliśmy w nowe milenium cuda technologii jakby nam spowszedniały. W dobie szklanych biurowców, dress code’u, sztucznych tworzyw i dobrze zaopatrzonych hipermarketów zatęskniliśmy za naturą, a miarą prawdziwego luksusu stało się wszystko, co unikatowe, co sprzyja “życiu slow”.

Więc jeśli od dziecka marzyłaś w skrytości o sukience z koronek, spektakularnej złotej biżuterii albo kwiatach od stóp do głowy, to może być właśnie Twój czas.

Definicja kobiety z klasą według Beaty Tyszkiewicz - pierwszej damy polskiego kina

Aktorka filmowa, telewizyjna i teatralna. Ikona kobiety z klasą. Pełna wdzięku, gracji i elegancji. Nazywana polską Sophią Loren. Grała w wielkich produkcjach zagranicznych: niemieckich, rosyjskich, francuskich, węgierskich, a nawet w hollywoodzkim filmie "Aleksander i Chanakaya".

Do jej najsłynniejszych kreacji należą rola Izabeli Łęckiej w "Lalce", Marii Walewskiej w "Marysi i Napoleonie" Leonarda Buczkowskiego oraz Donny Rebeki Uzedy w "Rękopisie znalezionym w Saragossie". Pracowała z Wajdą, Machulskim, Konwickim, Hasem, Meszaros, Gavrasem. Na deskach teatralnych pojawiła się tylko w dwóch sztukach: "Karierze Artura Ui" w reż. Erwina Axera na deskach Teatru Współczesnego w Warszawie  oraz w "Za rzekę, w cień drzew" w reż. Jacka Woszczerowicza w warszawskim Teatrze Ateneum.

Z każdą rolą zyskiwała coraz większą sympatię publiczności i krytyków filmowych oraz kolejne zaszczytne tytuły: "Catherine Deneuve Wschodu", "Gwiazda stylowego kostiumu", "Caryca kina słowiańskiego" czy "Anioł PRL-u". Z pewnością jest pierwszą damą polskiego kina, ale również niekwestionowaną kobietą z klasą.

Redakcja: Pani Beato, jeśli miałaby Pani opisać "Kobietę z klasą", to co pierwsze przychodzi Pani na myśl? Jaki portret damy rysuje się przed Panią?

Beata Tyszkiewicz: Dzisiejsza kobieta z klasą jest niezależna mimo związku z mężczyzną. Kobieta z klasą nie demonstruje klasy... dobre wychowanie to jest to, czego pozornie nie widać. Tak jak nie widać zmytych naczyń lub pościelonego łóżka. To widać tylko kiedy nie jest zrobione. Kobieta z klasą nie zachowuje się wyzywająco w zachowaniu i ubiorze. Jest stonowana.

Redakcja: Kobieta zmienną jest. Ale czy opis "kobiety z klasą" zmienił się na przestrzeni lat? Jeśli tak, to w jaki sposób? Zauważyła Pani brak pewnych cech, które kiedyś były "marką" damy? Może pojawiły się nowe, które bardziej Pani ceni?

Beata Tyszkiewicz: Nowe cechy to niezależność finansowa. Sama może decydować o sobie. Nie popada w konfliktowe sytuacje. Jest panią sama dla siebie.

Redakcja: Co kobieta z klasą zawsze nosi w torebce? Jakie atrybuty posiada dama?

Beata Tyszkiewicz: Kobieta z klasa ma zawsze w torebce pieniądze na taksówkę, by nie być zależna od kogoś, kto ma ja odwieźć. Poza tym ma potrzebne według niej kosmetyki.

Redakcja: Jak stać się damą? Co doradziłaby Pani jako matka dwóch córek, w jaki sposób od najmłodszych lat wychować córkę, by w przyszłości stała się prawdziwą damą i wyróżniała się z tłumu? Jakie rady dawała Pani babcia i mama, by być kobietą wyjątkowa?

Beata Tyszkiewicz: Nawet nie przyszło mi to do głowy. Sama też nie uważam się za damę. Przylgnęło do mnie to określenie, chyba sprawiły to role kostiumowe w filmach. W takich filmach wszyscy starają się być dobrze wychowani. Smoking i długa suknia wymaga innego zachowania. Wychowanie przez moją Matkę mnie i mojego młodszego brata wypadło w najtrudniejszych latach powojennych. Żyliśmy bardzo skromnie, ale Matka uczyła nas manier przy stole i w zachowaniu. Była bardzo wymagająca. Moja babka została po wojnie zakonnicą, więc dbała o nasze wychowanie pod kątem religijnym.

Redakcja: Jakie ma Pani zdanie na temat kobiet coraz bardziej wyemancypowanych, o feministkach? Zwłaszcza w relacjach damsko-męskich. Czy Pani zdaniem kobieta z klasą "nosi spodnie" w związku?

Beata Tyszkiewicz: Cóż kobiety się usamodzielniły i nie przestają walczyć o swoje prawa i to jest wspaniałe, a czy noszą spodnie czy spódnicę to już nie ma żadnego znaczenia według mnie.

Redakcja: Dama może pozwolić sobie na wykazanie inicjatywy?

Beata Tyszkiewicz: To kobiety przejmują inicjatywę i to one wybierają sobie mężczyzn. Znam przypadki kiedy na przyjęciu kobieta sama dawała kontakt do siebie mężczyźnie. Nie ma w tym nic złego. Jedynie to jest ryzykowne. Ważne, żeby nasza inicjatywa była zgodna z instynktem.

Redakcja: Kobieta z klasą daje mężczyźnie drugą szansę? Jak powinna zachować się dama, która nakryła męża na zdradzie? Gdyby to mało miejsce z Pani przyjaciółką? Jakie słowa padłby z Pani ust w stosunku do męża, a jakie do przyjaciółki? Może milczenie i zachowanie zimne krwi to domena kobiety z klasą?

Beata Tyszkiewicz: Cóż ze zdradą zawsze trzeba się liczyć, ale uważam, że wszystkie rozmowy z mężem w takiej sprawie są zbędne, bo on wie co zrobił. Jeśli chodzi o przyjaciółkę powiedziałabym: "Droga moja przedłożyłaś miłość ponad przyjaźń. Twoja decyzja i życzę powodzenia".

Redakcja: Dama przeklina? Pije mocny alkohol? Wychodzi przed szereg?

Beata Tyszkiewicz: Zdarzyło mi się w filmie " Zakochani " powiedzieć takie właśnie zdanie, że dama pije... pali... i przeklina. To miało w filmie swoje wewnętrzne uzasadnienie. Wydawało mi się to zabawne. A od swojego wuja usłyszałam kiedyś, że dama nigdy się nie spieszy... Też zabawne.

Redakcja: Czy przeżyła Pani jakaś sytuację, w której nie zachowała się jak dama? I w jaki sposób udało się Pani wybrnąć?

Beata Tyszkiewicz: Z gafy trudno dobrze wybrnąć. Kiedyś zagadnęłam o planowany poród pewną tłuściutką panią; wiedziałam, że jest w ciąży. Okazało się, że jej synek ma już dwa miesiące... Jak z tego wybrnąć?... Trudno, uśmiechnęłam się, ucieszyłam się bardzo i pogratulowałam.

klejnoty

Klejnoty marzeń dawniej i dziś

Najcenniejsze jest zawsze to, czego nie można kupić. Rekordowe kwoty padają za kamienie tak rzadkie, że dostępne tylko dla nielicznych, ale również za dzieła dawnych epok i twórców. Wszak czas, to najbardziej bezcenna rzecz na świecie i raz miniony nigdy nie powróci.

Blask dawnych epok

Chociaż z każdym rokiem przybywa wytwórców biżuterii, co sezon pojawiają się setki nowych kolekcji, a na dodatek całe to bogactwo staje się dostępne za pomocą kilku kliknięć, to biżuteria dawna nie ma konkurencji. Komisy i antykwariaty to miejsca cenione nie tylko przez znawców i miłośników historii, ale również poszukiwaczy unikatowego piękna. Obecnie najbardziej ceni się jubilerstwo przypadające na okres międzywojenny. To prawdziwy rozkwit złotniczego rzemiosła. Czas, kiedy liczył się kunszt wykonania oraz cenny materiał. Jednocześnie biżuteryjne ozdoby nie były już zarezerwowane dla głów koronowanych i nielicznych osób o zawrotnych majątkach.

Sny na jawie

Początek XX-ego stulecia to triumf przepychu i fantazji w duchu belle epoque. W złotnictwie królują dwa nurty o odmiennym pochodzeniu, oba ozdobne i niezwykle kobiece. Biżuteria edwardiańska nawiązuje do klejnotów Marii Antoniny i stylu dworskiego. Szlachetne materiały odgrywają rolę równie istotną, co misterne koronkowe wzory i ich kunsztowne wykonanie. Ideał sztuki secesyjnej eksponuje zaś przede wszystkim niezwykłą wyobraźnię artysty i jego fascynację naturą. Giętkie linie, jasne, pełne blasku barwy i ornamenty tworzą istnie bajeczne ogrody, wypełnione bujną roślinnością oraz owadami. To bogactwo fantazji dla mistrzów secesji jest cenniejsze niż drogie kruszce i wielokaratowe kamienie.

Ideał nowoczesności

Jednak fascynacja sztuką secesyjną i stylem edwardiańskim nie przetrwała długo. Wszystko zmieniła paryska wystawa z 1925 r. zatytułowana Exposition Internationales des Arts Decoratifs et Industriels  Modernes, która oficjalnie zapoczątkowała styl art deco. Na pierwszy plan wysunęły się geometria i funkcjonalność. Wiodącą inspiracją dla artystów od sztuk złotniczych po architekturę były wynalazki techniczne. Dominowała prostota i rygor kompozycji, a nowoczesne piękno wyrażało się przede wszystkim w proporcjach i kunszcie wykonania. Oprócz szlachetnych kamieni powszechnie stosowano również te półszlachetne, a nawet tańsze, wówczas bardzo nowoczesne zamienniki. Wszystko najchętniej w wyrazistych, mocno skontrastowanych kolorach.

źródło: lookrecyadreamjewelry.com

Kunsztowne, a przy tym bardzo funkcjonalne art deco odcisnęło piętno na całym następnym stuleciu i wciąż ma wierne grono miłośników i naśladowców. Ponadczasowość i nowoczesność w biżuterii doceniona przez wyzwolone kobiety lat 20-tych i 30-tych ubiegłego wieku będzie od tamtej pory panować w biżuterii. Do dziś najbardziej pożądane jest jubilerstwo tamtych czasów, a na aukcjach dominuje biżuteria vintage w stylu art deco. 

Alchemiczna materia

Nowy modny styl oprócz rewolucji we wzornictwie szlachetnych ozdób przyniósł popularyzację biżuterii wśród kobiet o mniej zasobnych portfelach. Szalone lata 20-te i 30-te z licznymi balami i wystawnymi sukniami o głębokich dekoltach aż prosiły się o ozdoby. Bezcenne klejnoty przestały być w biżuterii konieczne, a w ciężko doświadczonej przez wojenną historię Polsce, były rzadkie i nie do końca mile widziane. Rozpoczął się triumf biżuterii sztucznej, nowoczesnej i bardziej dostępnej. Rozmaite stopy, szkiełka i sztuczne tworzywa początkowo imponowały nowatorstwem, a przystępną ceną i ogromem możliwości ugruntowały swoją pozycję na rynku.

Skradzione naturze

Kamienie naturalne, jako drogie i nie tak doskonałe jak syntetyki, a dodatkowo okryte złą sławą dzięki rabunkowym formom wydobycia, przez lata były cenione wyłącznie przez koneserów. Ich powrót do powszechnej świadomości zawdzięczamy dwóm czynnikom. Pierwszy z nich to ogólnoświatowa moda na wszystko, co naturalne, eco, slow. Cenimy przedmioty powstałe przy maksymalnym ograniczeniu chemikaliów oraz takie, które nie stracą uroku po jednym sezonie, a być może służyć będą kolejnym pokoleniom.

Oprócz tego co rusz dobiegają nas informacje o wyczerpujących się złożach. Niektóre z kamieni, albo ich odmiany jak różowy diament, błękitny turmalin lub złocisty szafir, z natury występują w bardzo ograniczonej ilości. Inne zasoby, jak choćby tanzanitu, korali czy rodzimego bursztynu, przez lata stosowanych w masowej produkcji, coraz szybciej topnieją. Malejącej dostępności towarzyszy ciągły wzrost cen surowca, a spragnieni zysku producenci nie kryją, że złoża są na wyczerpaniu i mamią zawrotną stopą zwrotu, kiedy surowca zabraknie.

źródło: lookrecyadreamjewelry.com

Korona za unikat

Biżuteria od plemion pierwotnych i czasów starożytnych, przez pałace monarchów, aż po wizerunki współczesnych fashionistek była i jest sposobem wyrazu. Pozawerbalnym sygnałem dla otoczenia – kim jestem, co dla mnie ważne, z czym się utożsamiam. Mogła świadczyć o statusie społecznym i majątkowym, przynależności do grupy lub odwrotnie - o oryginalności i indywidualizmie.

Te ostatnie zdają się być obecnie najbardziej cenione. Biżuteria może pomóc w wyrażeniu naszej indywidualnej osoby nawet na kilka różnych sposobów. Po pierwsze poprzez wyjątkowe kamienie stworzone ręką natury w jedynym egzemplarzu. Poprzez niepowtarzalne wzory vintage, które przetrwały z minionych epok do dziś tylko w pojedynczych sztukach. Wreszcie może być stworzona specjalnie z myślą o nas, czerpiąc obficie z wszystkiego, co najpiękniejsze w sztuce złotniczej.

Jedno jest pewne - prawdziwy klejnot to taki, który budzi zachwyt nie tylko urodą, ale przede wszystkim swoją wyjątkowością.

podrecznaMain

Nolite te bastardes carborundorum

Być może nie uwierzycie, że tak się złożyło, ale to naprawdę był przypadek. Miesiąc temu znajoma polecała mi serial. „Serial, który ogląda cały świat”, bo tak właśnie brzmi reklama usytuowana zaraz nad samym tytułem…książki, po którą sięgnęłam. Bo choć jestem równie serialowa, jak i książkowa, to tym razem książka, na podstawie której nakręcono serial, zyskała pierwszeństwo.

Z kolei na kilka dni przed pisaniem tekstu, który właśnie czytacie, przygotowywałam dla Was małe wprowadzenie i krótką historię „Kobiety współczesnej” z 1927 roku. Opisywałam Wam, o co na przestrzeni pięciu lat funkcjonowania tego międzywojennego kobiecego pisma walczyły Pełczyńska i Grocholska. O wolność kobiety, jej równouprawnienie, niezależność, prawo do decydowania o sobie. Wspominałam, że zabierały głos w sprawach, które dziś wydają nam się z jednej strony niewiarygodne, a z drugiej zaskakująco znajome. Głośno protestowały, kiedy w czasach „trudności gospodarczych” ówczesny polski rząd robił zakusy na podstawowe prawa kobiet: kiedy kobieta miała mieć od męża pozwolenie na pracę, kiedy jako nauczycielka automatycznie zwalniana była z pracy z chwilą zamążpójścia, kiedy w żeńskich szkołach chciano zrezygnować z przedmiotów ogólnokształcących na rzecz nauki gotowania, prowadzenia domu i zajmowania się dziećmi.

Nie uwierzycie, ale właśnie o tym jest polecona mi książka kanadyjskiej pisarki. Niemal dokładnie o tym! To niesamowite, jak postulaty świadomych i wykształconych kobiet z 1927 roku, nakładają się na wizję antyutopijnego świata stworzoną przez Margaret Atwood w 1985 roku w „Opowieści podręcznej”.

Bowiem na oczach bohaterki Atwood, tytułowej „podręcznej”, kobiety pozbawiane są swojej podmiotowości. Niemal w jednym momencie tracą pracę, prawo do posiadania własnego mienia, między innymi w postaci pieniędzy, nie mogą podejmować żadnych decyzji, stają się totalnie uzależnione od mężczyzn. A to tylko początek rozpoczynającej się rewolucji.

Na bliżej niesprecyzowanym terenie północnych Stanów powstaje monoteokratyczne państwo Gilead. Ze względu na ogromny problem z płodnością przez wiele wcześniejszych lat zarządzający Gileadem organizują funkcjonowanie państwa w ten oto sposób, iż “rekrutuje się”, to znaczy wyłapuje, porywa i zniewala kobiety zdolne do zajścia w ciążę:

“[Główna bohaterka] musiała znaleźć się w pierwszej fali kobiet rekrutowanych do celów reprodukcyjnych i przydzielanych tym, którzy potrzebowali takich usług i jako członkowie elity mogli sobie na nie pozwolić. Reżim stworzył natychmiast taką pulę reproduktorek: unieważniono drugie małżeństwa i wszelkie związki nieformalne jako cudzołożne, aresztowano kobiety i pod pozorem braku kwalifikacji moralnych odebrano im dzieci, które adoptowali następnie bezdzietni prominenci.”

Imperium Gileadu koloruje świat na swój sposób. Dygnitarze nowego systemu mogą wybierać wśród “reproduktorek” te, które według nich spełniają najwięcej kryteriów, by jak najszybciej zajść i dotrzymać zdrową ciążę. Tak zwane Podręczne mają może z kolei o jeden “przywilej” więcej od Mart - kobiet prowadzących domy tychże Komendantów, to znaczy mogą wyjść na spacer, żeby zrobić zakupy i ukradkiem oglądać choć przez moment zewnętrzny świat. Marty nie muszą z kolei - w przeciwieństwie do Podręcznych - odbywać regularnych, mechanicznych stosunków z właścicielami domów, w których “mieszkają”. Co nie zmienia faktu, że i jedne i drugie nie mogą czytać, nie mogą się ze sobą porozumiewać, nie mogą prawie niczego dotykać, nie mają swoich imion, żadnych przedmiotów osobistych… nie mają podmiotowości ani godności.  Reżim nie tylko podzielił świat na grupy, przyporządkował im też kolory. I tak oto odziani w czarne garnitury Komendanci Wiernych przemieszczają się w swoich długich, czarnych limuzynach, podczas gdy obok zasiadają ubrane na niebiesko Żony i na biało zawoalowane Córki. Doglądające domu i sumiennie uczęszczające na uroczystości Wybawienia zielone Marty pilnują płodnych czerwonych Podręcznych. Strażnicy, jak i żołnierze, wiadomo w mundurach, a Gospożony należące do niższej kasty, a więc muszące równocześnie spełniać rolę żon i gospodyń, wyubierane w szare byle co. Każdy z kolorów przyporządkowany jest do konkretnej roli społecznej, ponieważ jak przystało na każde państwo totalitarne, Gilead to państwo przydatnego obywatela. Każdy za coś odpowiada, każdy ma swoje zadanie do wypełnienia.

 Lecz to, co chyba jeszcze bardziej w tej powieści niepokoi, to natychmiastowość zmiany, nagłość przekształcenia świata dotychczasowego w specyficzną totalitarną teokrację. Jeszcze bardziej przeraża fakt, iż korzenie, podwaliny dla tego typu świata tkwią w niedoskonałości naszego dzisiaj. Jak w wykładzie na temat Gileadu na końcu książki zostało to ujęte:

“Przyczyny tego spadku urodzin nie są dla nas do końca zrozumiałe; nie bez wpływu na to była z pewnością znaczna dostępność środków antykoncepcyjnych, jak również - w okresie pregileadzkim - legalność dokonywania aborcji. W niektórych więc przypadkach bezpłodność była zamierzona - i stąd różnice w statystykach aryjczyków i niearyjczyków - ale w innych nie. Nie muszę chyba Państwu przypominać, że były to czasy szerzenia się syfilisu i niesławnej epidemii AIDS, które objąwszy szerokie kręgi młodych, seksualnie aktywnych ludzi, zmniejszyły pulę reprodukcyjną. Duża śmiertelność niemowląt, poronienia, wady wrodzone były powszechne i miały tendencję zwyżkową. Były to skutki wypadków w elektrowniach atomowych, strajków, sabotaży, typowych dla tego okresu przecieków z magazynów broni chemicznej i biologicznej, liczne występowanie wysypisk odpadów toksycznych, których były wtedy tysiące, legalnych i nielegalnych, w niektórych bowiem wypadkach spuszczano te ścieki po prostu do kanalizacji, a wreszcie niekontrolowanego użycia środków owadobójczych, herbicydów i innych aerozoli.”

Jak widać Atwood porusza tu ważny wątek ekologiczny, choć według mnie jest on tylko punktem wyjścia do głębszej etycznej analizy naszego współczesnego świata i rządzących nim praw. I choć mówiąc o “Opowieści podręczej”, wspomina się zwykle feministyczne zapatrywania samej autorki i historyczny kontekst czasu, w jakim ta powieść powstała (“głęboki reaganizm”, a więc mało liberalny czas w Stanach), to nie przypisywałabym Atwood aż tak wąskiego spojrzenia na opisywany przez nią problem. W sposób jawny i oczywisty krytykuje ona tyranię, ograniczanie praw i wolności człowieka, jednocześnie podśmiechuje się z religii i pokazuje do jak niszczących skutków może prowadzić jej polityczne użycie, lecz w moim odczuciu równie na serio głosami bohaterów  mówi o współczesnej samotności i egoizmie. Główna bohaterka, Frida, wspomina, że początkowo nie wiedziała, co ma myśleć o swoim związku w dawnym życiu, nie była pewna, czy jest darzona głębszym uczuciem czy jest tylko przygodą, ponieważ ludzie traktowali się przedmiotowo - “w tamtych czasach mężczyźni i kobiety dokonywali przymiarek, zwyczajnie, jak się przymierza ubranie, odrzucając to, co nie pasuje.” Równie smutną diagnozę przedstawia Komendant, który przyczyn upadku poprzedniego systemu upatrywał w tym, że:

“ (...) główny problem wcale nie dotyczył kobiet, tylko mężczyzn. Bo już nic dla nich nie zostało. Nie mieli nic do roboty. (...) Nie mówię o seksie. To tylko część zagadnienia, seks stał się zbyt dostępny. Każdy mógł go sobie kupić. Nie było się po co wysilać, o co walczyć. Mamy statystyki z tamtych czasów. Wiesz, na co się głównie skarżyli mężczyźni? Że nic nie czują. Uciekali od seksu. Uciekali od małżeństwa."

I to właśnie w tej powieści jest równie przerażające - nieczucie, wypranie z emocji, bierność. Nowostworzony świat nie tylko z nieczucia wynikał, lecz również na nim się opierał. A kobiety zadziwiająco łatwo zaczęły się do takiego stanu rzeczy przyzwyczajać. Co prawda za każde naruszenie zasad były surowo karane, lecz historia uczy nas, że w każdego tego rodzaju ustroju istniały ruchy oporu nie tylko w mniejszym bądź większym stopniu zorganizowane, lecz przede wszystkim oparte na zwykłych międzyludzkich empatycznych relacjach. Historia uczy nas jednak tak samo, że “w gruncie rzeczy każde imperium - czy to powstałe drogą przemocy, czy w jakikolwiek inny sposób - w celu podporządkowania sobie tubylców posługiwało się ich ziomkami”. Nie inaczej jest u Atwood - to kobiety same dla siebie stają się tak naprawdę największymi katami. Nie próbują w codziennych relacjach okazać sobie choć krztyny zrozumienia, wsparcia, pociechy, wręcz przeciwnie strofują i pilnują się nawzajem. Nie bez powodu też jak widać odpowiedzialnymi za wdrożenie nowego systemu stały się przede wszystkim kobiety. “Ciotki”, które wstępowały do służby w organizacji albo z autentycznej wiary w to, co nazywały “wartościami tradycyjnymi”, albo - jak to za często bywa - dla jakichś korzyści, były najlepszym i najefektywniejszym sposobem kontrolowania kobiet, przede wszystkim w sprawach reprodukcji.

Na sam koniec najbardziej chyba bolesne zdanie tej książki: “Człowiek się łatwo przystosowuje – mawiała moja matka.  To zdumiewające, do czego ludzie potrafią przywyknąć, jeśli tylko mogą to sobie jakoś powetować.” Pomimo że główna bohaterka doskonale pamięta swoje “wcześniejsze”, normalne życie, męża i dziecko, studia i pracę, zdaje się zaskakująco szybko o tym wszystkim zapominać. Tym bardziej kiedy na drodze jej zniewolonego życia pojawia się nowy mężczyzna. Nagle “miłość” zdaje się wszystko przyćmiewać, wyzwala od znieczulenia i sprawia, że egzystencja nawet w najgorszych warunkach staje się znośna. Trochę to naiwne? A na pewno w kontekście całej książki denerwujące. Bo cała Frida jest w ogóle denerwująca. De facto bierna, nieciekawa, nieintrygująca… lecz może właśnie taka miała być, ponieważ tym bardziej boli czytelnika ukazanie przez jej oczy świata, którego miejmy nadzieję nigdy nie będziemy świadkami.

P.S. Tytuł jest znaczącą frazą z powieści, ale nie zdradzę Wam, o co chodzi, dlaczego to łacina i co dokładnie oznacza! Same rozwikłajcie zagadkę, sięgając po książkę:)

P.S.1 Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Opowieść podręcznej" Margaret Atwood (Wydawnictwo Wielka Litera, tłumaczenie: Zofia Uhrynowska-Hanasz, data wydania: 28.04.2017, liczba stron: 368)

P.S.2 Polecam Wam też serdecznie do obejrzenia dobre, szersze omówienie książki:

fajans_main

Ale fajans!

Często zdarza się, że gdy czytamy teksty z danej epoki, mamy poczucie ich całkowitego niezrozumienia. Zwykle dzieje się tak, ponieważ nie znamy kontekstu bądź po prostu nie rozumiemy pojedynczych słów. Co w niektórych przypadkach jest zupełnie oczywiste i łatwo wytłumaczalne - przeróżne słowa wychodzą przecież z użycia lub zmieniają swoje znaczenie, a nie każdy ma obowiązek bycia na co dzień erudycyjnym etymologiem i nie musi w try miga rozwiązywać klasycznego już szkolnego problemu, o co chodziło Mickiewiczowi z tym burzanem, świerzopem i dzięcieliną.

Fragment bramy Isztar, Muzeum Pergamońskie, Berlin,
źródło: commons.wikimedia.org

Fajans to nic innego jak specyficzny rodzaj ceramiki, podobny do porcelany, lecz mniej szlachetny. Wytwarzany jest z zanieczyszczonego kaolinu (cokolwiek to znaczy) wypalanego w piekielnej niemal temperaturze 1000 stopni Celsjusza, choć efekt jest zwykle niebiańsko biały lub jasnokremowy, dlatego staje się idealną bazą pod kolorowe malowidła.


Tyle z technicznych informacji, przejdźmy do tych znacznie ciekawszych, bo związanych z podróżą fajansu niemal po całym świecie. Ta ceramiczna ozdoba znana była już bowiem w starożytnym Egipcie i Persji, gdzie produkowano barwnie polewane cegły, z których zbudowany był na przykład jeden z najbardziej znanych zabytków starożytnego Babilonu - brama Isztar.
A jak to zwykle bywa z rozprzestrzenianiem się mód i trendów, fajans szybko znalazł swoich amatorów w rejonach Azji Mniejszej, a potem z dzisiejszej Turcji przepłynął na kupieckich statkach do Hiszpanii i Włoch.

I tak oto w tym miejscu docieramy do rozwiązania zagadki, która sięga swoimi korzeniami czasów renesansu - jaki romans łączy fajans i majolikę? Czy te dwa terminy określają ten sam typ ceramiki? Otóż - i trochę nie, i bardzo tak. Obydwa określenia są jednak pochodzenia włoskiego. Około 1400 roku niejaki Luca Della Robia, włoski ceramik z Faenzy, wynalazł nowy gatunek szkliwa, który doskonale pokrywał chropowatą powierzchnię naczyń przewożonych przez Morze Śródziemne. Okazało się, że błyszczące, kolorowe szkliwo tak spodobało się ówczesnym użytkownikom przeróżnych przedmiotów, że fajans - nazwa od nazwy miasta, gdyby ktoś nie zauważył podobieństwa:) - zdecydowanym krokiem przekroczył granicę północnych Włoch i zyskał sobie fanów niemal w całej Europie. Sprawa jest etymologicznie prosta również ze słowem "majolika" - pierwotnie oznaczało ceramikę hiszpańską, która miała być przetransportowana do Włoch, a na swoją podróż oczekiwała na - Majorce. Podobno nazwy tej użył po raz pierwszy Cyprian Piccolpasso, który w 1548 roku, prawdopodobnie z braku lepszego zajęcia, stworzył opracowanie techniki wyrobów ceramicznych. Oprócz odgeograficznego pochodzenia nazwy, majolikę i fajans łączy również technika wyrobu i skład surowców szkliwa, które wypieka się w znacznie niższych temperaturach niż wyroby porcelanowe i kamionkowe. Kolorowa, zwykle fioletowa, granatowa i zielona, majolika produkowana była przede wszystkim w Orvieto, Sienie i Florencji.

   Fajansowa spluwaczka, 1740-1750, Delft, źródło: muzeum.gliwice.pl

Fajans zaczęto sprowadzać do Francji, Niemiec, Belgii i Holandii, a z czasem miejscowi inwestorzy otworzyli tam własne ośrodki ceramiczne, do których zaczęli sprowadzać się majolikowi rzemieślnicy i artyści. Najsłynniejszymi ośrodkami fajansu stały się niemieckie Hanau, francuski Lyon, Nevres, Strasburg i Marsylia oraz holenderska perełka Delft. To tam od XVII wieku zaczęto produkować tzw. fajans wschodni. Dlaczego akurat w tym mieście i dlaczego akurat wschodni? - moglibyście zapytać. Otóż z bardzo prozaicznego powodu. Delft był wtedy główną siedzibą Zjednoczonej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która importowała bardzo duże ilości dalekowschodniej ceramiki. Na początku więc sprzedawane na holenderskim rynku wazy, talerze, filiżanki, świeczniki, wazony przedstawiały oryginalne rodzajowe scenki chińskie i japońskie.

Dopiero w połowie wieku dzięki dwóm niemającym ze sobą nic wspólnego wybuchom wszystko się zmieniło. Najpierw w październiku 1654 roku wyleciał w powietrze magazyn prochu, który zniszczył znaczną i znaczącą część miasta, bo niemal całkowicie starł z powierzchni ziemi kilka manufaktur i browarów, których szczątki trzeba było zagospodarować. Z kolei po jakimś czasie od tego zdarzenia wybuchła w Chinach wojna domowa i do Holandii przestały nagle docierać tak delikatne i prestiżowe przedmioty jak rozchwytywana porcelana.

Fajansowe wyroby na targu w Szanghaju, Chiny, 2016

W związku z tym jakoś tak się złożyło, że zaczęto w Delft w miejsce wysadzonych fabryczek i piwiarni otwierać warsztaty specjalizujące się w sztuce wyrabiania fajansu. Nie był to jednak fajans byle jaki i taki jak wszystkie. Mistrzowie holenderscy, wzorując się na ceramikach chińskich i japońskich, postanowili ozdabiać białe szkliwo wyrobów tylko jednym - kobaltowym - kolorem. Z Dalekiego Wschodu zaczerpnęli też wzory, tematy i rozmach. Od tej pory produkowano nie tylko tace i półmiski, patery i talerze, ale także kafle, świeczniki, wachlarze, kałamarze, pojemniki, wazony, a fajans holenderski stał się rozpoznawalny na całym świecie, bijąc na głowę rozpoznawalność fajansu francuskiego czy angielskiego... jednak do pewnego momentu.

Nasz holenderski bohater przebył bowiem niedaleką podróż do sąsiedniej Anglii i tam zaczął królować na dobre! Do tego stopnia, że pod koniec XVIII wieku masowa angielska produkcja fajansu niemal całkowicie wyparła z rynku tradycyjny styl z Delft/Dalekiego Wschodu.
W Rzeczpospolitej fajans nie był zbyt popularny. Dopiero od XVIII wieku, kiedy bardziej delikatna ceramika zaczęła zastępować cynowe garnce i kufle, fajans zagościł na szlacheckich stołach. Wcześniej jego pół-zastosowanie miało u nas miejsce, a i owszem mocium Panie, w kaflarstwie. Szkliwo ołowiowo-cynowe wykorzystywane było przede wszystkim od momentu rozbudowy Wawelu za panowania Zygmunta Starego, choć ze względu na częściowe tylko użycie tlenku cyny do szkliwa i fragmentaryczne pokrycie płytek nie możemy mówić w tym przypadku stricte o fajansie.

Ceramiczny pantofelek, w XVIII wieku zwyczajowy prezent ofiarowywanym narzeczonej, Delft,
1740- 1770,  źródło: muzeum.gliwice.pl

Polski okres "rozkwitu" fajansowej popularności przypada na późny XVIII i początek XIX wieku. Najsłynniejszymi polskimi wytwórniami fajansu były wtedy manufaktury Radziwiłłów w Białej Podlaskiej, manufaktura Wolffa i Bernardiego oraz Manufaktura Prószkowska na Śląsku. Warto wspomnieć też przede wszystkim o Królewskiej Manufakturze Fajansu i Majoliki w Belwederze. Założona przez ostatniego króla Polski produkowała fajanse o bardzo wysokim poziomie artystycznym. Bo czego jak czego, ale jak artystycznego byle czego to król by nie zniósł. Dlatego też zlecił sprowadzenie do swojej manufaktury fachowców niemieckich, francuskich i holenderskich, dzięki czemu zakład mógł nie tylko kopiować ichniejsze style i wzory, ale mieszać tradycję zagraniczną z polską. Najbardziej wartościowym wyrobem królewskiej fabryki był bogato zdobiony złotem serwis fajansowy dekorowany w stylu orientalnym, który został zawieziony jako dar sułtanowi tureckiemu w 1789 roku.

Fajansowy talerz z serwisu sułtańskiego,
kolekcja Zamku Królewskiego w Warszawie,
   źródło: porcelana.info/belweder-warszawa-sygnatury/

Obecnie fajans stracił niestety na swojej wartości, przede wszystkim tej artystycznej. Co prawda istnieją w Polsce fabryki fajansu, m.in. w Kole, Włocławku i Ćmielowie, ale używa się go już w mniejszym stopniu do wyrobów użytku domowego, na przykład talerzy, a w zamian wytwarza się z niego urządzenia sanitarne, takie jak umywalki czy muszle.


I może i smutno zakończylibyśmy historię podróży fajansu po Europie, gdyby nie to, że dzięki małej popularności tej ceramiki w Polsce, mamy zdecydowanie większą szansę na wygranie licytacji przepięknych waz i pater, zdybanie ich na jakiejś zakurzonej półce w sklepie ze starociami czy na odbycie przeuroczej wycieczki do Holandii i zakupienie ślicznej dekoracji do domu, która będzie nam umilała poranki i wieczory. Choć już co prawda nie w takim stopniu jak pani Bille, która hałasując fajansowym dzbanem, mogła wyrwać męża z czeluści snu.

kobieta patrząca w lustro

Ach, ta pewność siebie!

Pewność siebie czy poczucie własnej wartości? Jak myślisz, co jest ważniejsze dziś dla Ciebie?  A może zastanów się, czego bardziej potrzebujesz na co dzień? Gdzie jej szukać i jak odnaleźć sposoby, żeby ją dla siebie zdobyć i zapewnić ją sobie na dłużej?

Największa plaga i bardzo powszechna choroba naszych czasów, to jej BRAK. Występuje w różnym natężeniu: za wysoka, za niska, za mała, za duża; i to praktycznie we wszystkich regionach Polski. Czasami nie pojawia się wcale; a czasem, zbyt duża, zraża innych i bywa negatywnie odbierana. Rzadko zdarza się taka autentyczna, udana, wypracowana, dostępna na zawołanie, taka w sam raz - pewność siebie.

Trendy muszą być

Pewność siebie. Powszechny przedmiot pożądania. Marzy o niej wielu, a ja mam wrażenie, że ona sprytnie ukrywa się przed nami. No właśnie, gdzie ona się podziewa? I czy się spodziewa, jak częstym  tematem jest na warsztatach, w artykułach, na coachingach. Gdzie ona jest, dlaczego jej tak często nie ma, zwłaszcza wtedy, gdy jest tak bardzo potrzebna. W milionach sytuacji w życiu i w pracy; podczas prelekcji; po to, by powiedzieć swoje zdanie; po to by zareagować, gdy ktoś nas niesłusznie skrytykuje. Ale czy na pewno chodzi tylko o pewność siebie? W tych wszystkich sytuacjach? Pewność siebie czy poczucie własnej wartości?

Porządek w definicjach

Mam na myśli pewność siebie, od której wszystko się zaczyna. Czasem to ona jest pierwszym krokiem do cudownie pozytywnej asertywności, która z kolei nieodmiennie prowadzi do poczucia własnej wartości. Warto zatem zapoznać się z kilkoma podstawowymi pojęciami rozwoju osobistego, i po prostu poznać właściwe definicje: pewności siebie, poczucia własnej wartości czy samooceny.

Pewność siebie - rodzaj zachowania lub postawy w danej sytuacji, jest swego rodzaju subiektywną oceną tegoż zachowania czy postawy;  podlega ocenom, jest sytuacyjna i zmienna- może ulec zmianie w zależności od wielu zewnętrznych zmiennych; np. otoczenia, nastroju, innych, bywa cele wielu dążeń i aspiracji a czasem okazuje się, że osiągnięcie jej to dopiero początek drogi. Więc: ciesz się, gdy ją masz, nie rozpaczaj , gdy jej nie masz, i tak w każdym przypadku ona jest tylko zewnętrznym przejawem Twojego JA .

Poczucie własnej wartości - najgłębszy i najsilniejszy, bo wewnętrzny przejaw Twojego JA, kompletny, choć rozwijający się podczas całego życia aspekt naszej osobowości, nazywam go jądrem sukcesu  i mam głębokie przekonanie, że od niego wiele zależy i wiele się zaczyna. Źródło Twojej Mocy, Twoich myśli i przekonań, które z kolei napędzają Twoje działania.

Samoocena - indywidualny sposób oceniania siebie; swoich cech i zachowa, zbiór całkiem subiektywnych przekonań na własny temat, pamiętając o tym, że mogą być one wspierające lub ograniczające.

Różnica miedzy pewnością siebie a poczuciem własnej wartości

Pozornie niewidoczna, istotna tylko na poziomie semantyki, faktycznie ukrywa  wielką różnicę która jest przepaścią: pewność siebie to ZACHOWANIE. Można być pewnym siebie w określonych sytuacjach, co ważne nie jest to stan stały, ciągły, permanentny, niestety nie dotyczy wszystkich sytuacjach życiowych. Pewny siebie  zawiera w sobie odwagę, energię, swego rodzaju mobilizację, pewny siebie człowiek jest nim, w określonych sytuacjach: na zebraniu, na poczcie, na imprezie. Pewność siebie nie jest tożsama z poczuciem własnej wartości. Nie ma tu znaku równości. To co podobnie brzmi i kojarzy się z tym samym, tak naprawdę oznacza zupełnie coś innego.

A poczucie własnej wartości jest lub może być: totalną akceptacją siebie, świadomością siebie na różnych poziomach np. emocjonalnym, duchowym, fizycznym, świadomością swoich zalet wad, radością z sukcesów, i wnioskami z porażek, szacunkiem dla samego siebie i swoich wyborów decyzji, pozytywnym dialogiem z samym sobą, zaufaniem do siebie i wiarą w siebie. Czujesz różnicę?

Poczucie własnej wartości jako strój na co dzień

Jest jak super sukienka od najlepszego projektanta, a zarazem uniwersalnie modna, taka ponadczasowa, o której wszyscy marzą, i niezależnie od figury, jest pewność, że wszystkim będzie pasować. Paradoksalnie, nie dotyczy wszystkich pokoleń, najbardziej doskwiera X-om, czyli ludziom dobrze po 30-tce i 40-tce. Ta cholerna pewność siebie, a raczej jej permanentny brak. Brak akceptacji siebie, brak wiary we własną moc, brak świadomości własnych talentów, znajomość swoich mocnych i słabszych stron; a przecież każdy je ma. Pomyśl, o tym, że pewność siebie jest Twoją niewidzialną sukienką, którą masz przecież w swojej szafie i wkładasz codziennie, gdy wychodzisz w świat. Zapewniam Cię, ona jest w Twojej szafie i jest uszyta przez całe Twoje dotychczasowe doświadczenie, niezależnie od tego Ile masz lat. Każde pokonywanie trudności, każda porażka i każde, nawet małe zwycięstwo się na nią składa. Ta Twoja sukienka, jest wyjątkowa i bezcenna, zgadzasz się?

O nas

Kobieta z klasą to miejsce dla nieidealnych kobiet, które chcą prawdziwie i szczęśliwie żyć, ciesząc się najdrobniejszymi rzeczami. Pokazujemy Wam inspirujące książki, filmy, publikacje i inne „babskie zajęcia', które być może skłonią was do wyjścia, z często pozornej, strefy komfortu i rozpoczęcia życia na własnych warunkach. Bo w życiu nie zawsze chodzi o to by było stabilnie. Ważne żeby żyć prawdziwie i w zgodzie z własnym ja.

Kontakt

Kontakt:
Joanna Wenecka-Golik
kontakt@kobietazklasa.pl
+48 600 326 398

Copyright 2019 WebSystems ©  All Rights Reserved