Close up portrait of attractive beautiful gorgeous gentle cute h

Wybierz laser dopasowany do swoich potrzeb!

Alma Harmony to niezwykły laser, który pomaga uporać się z wieloma problemami. Zabiegi pozwalają zlikwidować cellulit, rozstępy, usunąć blizny czy przebarwienia. Można je wykorzystywać jako kurację liftingującą, odmładzającą i poprawiającą kondycję. Alma Harmony posiada kilka różnych głowic, dobieranych w zależności od problemu, jaki nam dokucza. Zabiegi mogą być przeprowadzone u osób w różnym wieku i z różnymi problemami estetycznymi oraz na wszystkie partie ciała i dla każdego rodzaju skóry. Dzięki temu jest wielofunkcyjnym i skutecznym urządzeniem.Kopiuj HTML Kopiuj tekst

Wybierz laser dopasowany do swoich potrzeb! 

Spośród stosowanych na rynku laserów Alma Harmony możemy wyróżnić:

  • Alma Harmony iPixel - laser frakcyjny ablacyjny, jego działanie prowadzi do powstania na skórze uszkodzeń wielkości pixeli. W ten sposób rozpoczyna się proces regeneracji. Wszelkie niedoskonałości skóry zostają spłycone, skóra odzyskuje jędrność, a w głębszych warstwach zaczynają zachodzić procesy naprawcze. Z tego typu lasera powinny skorzystać osoby borykające się z rozstępami, bliznami potrądzikowymi, drobnymi zmarszczkami, przebarwieniami i rozszerzonymi porami.
  • Alma Harmony Clear Lift - laser frakcyjny nieablacyjny, jego działanie nie narusza ciągłości naskórka, dzięki czemu zewnętrzna warstwa nie zostaje uszkodzona. Powstałe mikrouszkodzenia zachodzą w głębszych warstwach skóry, wskutek czego zaczyna zachodzić produkcja nowego kolagenu i elastyny. Na skórze nie są widoczne żadne uszkodzenie. Jego sekret polega na połączeniu dwóch rodzajów lasera: Nd:Yag i Pixel Q Switch, których działanie wywołuje w tkance efekt fotoakustyczny, przez co w mechaniczny sposób stymulują komórki do regeneracji. Przeznaczony jest dla osób, które chciałyby odmłodzić okolice oczu, czoła, szyi, policzków i dekoltu. Pomaga wyleczyć blizny i rozstępy oraz przyczynia się do poprawy kolorytu, napięcia i gęstości skóry. Jego dodatkowym atutem jest możliwość usunięcia niechcianego tatuażu lub nieudanego makijażu permanentnego.
  • Alma Harmony Dye-VL - laser wykorzystuje siłę trzech filtrów, utrzymując światło w jednym zakresie (500-600 nm), a następnie kieruje je bezpośrednio do chromoforów. Wiązka lasera dociera do głębszych warstw skóry, a przy tym nie narusza naskórka. Oddziaływuje w ten sposób na melaninę i hemoglobinę, co pozytywnie wpływa na wyrównanie kolorytu skóry. Zabiegi z wykorzystaniem lasera pomagają leczyć zmiany naczyniowe i trądzikowe oraz rumień. Pomagają  zlikwidować przebarwienia, rozjaśniają i wygładzają skórę oraz redukują drobne zmarszczki. 

Same zalety! 

Wielofunkcyjność i skuteczność to nie wszystko, czym mogą pochwalić się zabiegi wykonywane laserem Alma Harmony XL PRO. Eksperci z kliniki Arte Derm wyróżniają kilka wyjątkowych zalet zabiegu: 

  • duża skuteczność usuwania niedoskonałości,
  • niskie ryzyko wystąpienia powikłań,
  • krótki okres rekonwalescencji,
  • zastosowanie systemu chłodzącego w trakcie zabiegu,
  • pierwsze efekty widoczne już kilka dni po wykonaniu zabiegu. 

Jeśli jesteś zainteresowana zabiegiem z wykorzystaniem lasera Alma Harmony XL PRO, zajrzyj na stronę kliniki Atre Derm w Warszawie! Znajdziesz tam najpotrzebniejsze informacje! 

shutterstock_1521682595

Był opiekuńczy, szarmancki - a później zaczęło się piekło

Historia jakich wiele, ale ta jest moja i niestety ciągle jeszcze w niej tkwię. Reszta równie ,,przyjemnych to już historia ,,

Dziś, po 12 tygodniach terapii na oddziale leczenia nerwic, po tych wszystkich dniach wiem że takich facetów wybierałam, że to mechanizm i że wszystko ze mną w porządku .

Kiedy odchodzisz z toksycznego związku nawet kiedy już myślisz ze jesteś wolna to myśli zostają. Może gdybym się bardziej postarała albo gdybym wtedy zamknęła buzie. No właśnie , zostaje to uporczywe „gdybym". Dzisiaj rozumiem, jak bardzo ważne jest dowiedzieć się, że nie mamy na to wpływu i że nie mamy takiej mocy by to się udało .

Marcina poznałam 5 lat temu w mojej rodzinnym Wrocławiu. Ja miałam szkolenie, on przyjechał na jakieś sympozjum. Wpadliśmy na siebie na śniadaniu w hotelowej restauracji . Nie zwróciłam na niego uwagi totalnie! Nie mój typ. Zajadałam swoją kaszankę kiedy spytał czy może się przysiąść . Zamieniliśmy kilka zdań , nic specjalnego . Na przerwie znów się na niego natknęłam. Kiedy wychodziłam z hotelu do domu, zagadnął mnie i zapytał czy zjem z nim kolacje. Odmówiłam.  Bardzo nalegał wiec dałam mu swój numer telefonu. Był bardzo wytrwały i w końcu się z nim umówiłam, później drugi raz i  nie wiem kiedy kompletnie straciłam głowę . Teraz widzę jaki był sprytny, jak dobrze wiedział czego w tamtym momencie potrzebowałam .

A po 10 latach bycia samą potrzebowałam uwierzyć że miłość istnieje .

Był opiekuńczy, szarmancki. Kiedy rozładował mi się telefon podczas kolacji wysłał taksówkarza do sklepu po ładowarkę dla mnie . Innym razem dostałam 500 róż pocztą kwiatową. Kiedy potłukłam telefon dostałam kurierem nowy. Wtedy nie miałam pojęcia, że tak to się właśnie dzieje, że to jest wyrachowana gra . W styczniu się poznaliśmy, w lutym się oświadczył, a w czerwcu braliśmy ślub . Zabrałam moich synów (Aleksander 14, Franek 4) i przeprowadziliśmy się do Krakowa.

Niby wszystko było jak z bajki to dziś dopiero rozumiem ze sen, w  który zapadłam na 3 doby po ślubie, przez który musieliśmy odwołać podróż poślubną to były sygnały które mój organizm mi dawał . Przez kolejne 5 lat było różnie. Były momenty noszenia na rękach i spełniania wszystkich moich zachcianek, a były też momenty zimnej obojętności .

Nigdy nie było przemocy fizycznej, nigdy na mnie nie krzyczał, wszystko działo się po cichu we mnie. Nie mogłam mieć koleżanek, a raczej nie miałam czasu bo on ciągle był przy mnie. Dzieci miały mieć nianie, a ja miałam być do dyspozycji . Wydawał fortunę na wyjazdy do 5 gwiazdkowych hoteli , na prezenty, biżuterię bieliznę. Dziś wiem, że wszystko co robił było dla niego, a nie dla mnie. W ten sposób się karmił .

Marcin miał dwa oblicza:  jedno to ciepły spolegliwy miś który robił wszystko co chciałam, drugie  to zimny i bezwzględny kat. Były okresy kiedy pił i wtedy się zmieniał , potrafił być okrutny  , starał się za wszelka cenę pokazać ze jestem dla niego nikim. Kiedy pił znikał w burdelach. Zawsze to był taki zestaw wódka =burdel. Potem przepraszał, opowiadał ze to nic, że tam nic nie robi, że to po prostu taki mechanizm jak pije itd. A ja to wytrzymywałam. Po którymś ciągu spakowałem się u wróciłam do Wrocławia. Wtedy się przestraszył. Pojechał do kliniki i po powrocie nie pił prawie dwa lata. To wtedy zaszłam w ciąże i urodziłam naszą córeczkę .

Jeszcze zanim to nastąpiło podjęłam prace w jego firmie. Po długim nalegania w końcu zgodził się bym pracowała. Nie było mowy żebym czegoś szukała przecież niczego mi nie brakuje . Po kilku miesiącach pracy wylądowałam na zwolnieniu psychiatrycznym. Ja, manager z 10 letnim stażem nagle nie radziłam sobie z prostymi sprawami . Dziś wiem ze cała firma pracowała na to bym się załamała . Leczył mnie jego psychiatra. W pewnym momencie dostawałam 3 antydepresanty i Xanax. Miałam fobię społeczną, panicznie bałam się ludzi z jego firmy, czułam się głupia i nic nie warta. Kiedy zaszłam w ciąże odstawiłam wszystkie leki i czułam się świetnie. Dziś wiem, że byłam celowo wprowadzana w stan depresji .

Kiedy nasza córka skończyła rok znów zaczął popijać i znów zdarzył się jakiś wypad na noc. Potem znów przeprosiny i znów sielanka . Któregoś dnia natknęłam się na dokumenty finansowe z których wynikało ze ma ogromny dług we własnej firmie . Wpadłam w szał, zagroziłam rozwodem, wyparł się.  Kiedy zaczęłam drążyć, a cała księgowość siedziała ze mną i przeglądała papiery to czułam, że robili wszystko bym nic nie zrozumiała i po kilku dniach się poddałam.

Wtedy coś jednak we mnie pękło. 

On znów zaczął pić i znikać. Któregoś dnia jak wrócił mnie i dzieci już nie było. Wynajęłam mieszkanie i się wyprowadziłam. Wersja mojego męża jest taka, że porzuciłam go.  Myślałam ze będzie walczył o nas, że nas kocha i coś zrozumie.  Miesiąc po tym jak się wyprowadziłam już spotykał się z kimś innym 

Właśnie mija półtora roku od mojego odejścia. Niestety ten czas pokazał jak naiwna byłam sądząc, że wystarczy się wyprowadzić by skończyć ten koszmar. Wyprowadziłam się w czerwcu 2018 roku tuż przed naszą 4 rocznica ślubu. Jak już pisałam on natychmiast znalazł moją, jak ją nazywam zmienniczkę , wyjechali na urlop ja w tym czasie z dziećmi również. Brakowało mi go tak cholernie , mój chory, zatruty przez niego mózg domagał się go jak narkotyku. On też po pewnym czasie zaczął odczuwać brak ulubionej zabawki bo nagle zaczął pisać, nagle zatęsknił za dziećmi. Dziś wiem że spotkania z dziećmi były tylko pretekstem by znów zbliżyć się do mnie. Za którymś razem odwożąc dzieci rozpłakał się wyznając jak bardzo mnie kocha i jak nie może żyć bez nas, a ja …uwierzyłam. Odwołałam pełnomocnictwo i zrezygnowałam ze złożenia pozwu o rozwód .

Wprowadził się do nas, do wynajętego mieszkania. Znów przez chwile było jak w bajce.  Nie pamiętam już co się wydarzyło, że go wyrzuciłam. W ciągu tego roku kilka razy wracał do mnie i odchodził. Zawsze do tamtej kobiety. Po powrocie mówił mi jak to szukał ukojenia u niej, ale tylko ja się liczę . Któregoś dnia upił się i wtedy kazałam mu się wynosić. Był na moim terenie, w moim mieszkaniu i tutaj miałam odwagę postawić granice . Przez 8 miesięcy się nie odzywał, nie dzwonił, nie pisał, nie interesowały go dzieci. W styczniu złożyłam pozew o rozwód z orzekaniem o winie i wniosek o zabezpieczenie alimentów dla mnie j dla córki. 

W lutym znów się pojawił, znów płakał i wyznawał miłość. W efekcie wrócił, który to już raz… . Jak się później okazało tylko po to by mataczyć w sprawie i doprowadzić mnie do kolejnego załamania nerwowego, licząc na to ze skłoni mnie do ugody. W którymś momencie się ocknęłam zaczęłam słuchać swojej intuicji, włożyłam mu podsłuch do samochodu i w końcu miałam dowód.  Przez cały ten czas był z tamtą kobietą! Chciał zamknąć mnie w psychiatryku i odebrać córkę. Nie udało mu się. Po tych nagraniach zmieniłam zamki w drzwiach j i to był koniec. Nie reaguję na żadne maile ani inne próby kontaktu. Leczę się. Wiem ze czeka mnie długa droga. Wiem ze nie będzie łatwo. 

Komentarz naszych specjalistów:

Anna Klaus - Zielińska - Psycholog / Coach/Doradca Rozwoju Osobistego

Każda z nas ma siłę żeby wygrać siebie.

Dokładnie taka myśl jako pierwsza przyszła mi do głowy po przeczytaniu historii opisanej przez czytelniczkę. Druga myśl to refleksja o wielkim braku. Braku jakiegokolwiek wsparcia zewnętrznego, które przy wychodzeniu z „przemocowego” związku jest kluczowe. Mamy tu wszystkie charakterystyczne elementy takiej relacji; odcięcie kobiety od jej środowiska, ograniczenie niezależności, okresy miodowe w trakcie których gromadzi się napięcie któremu agresor w końcu musi dać ujście. Chwile sielanki (hotele, kwiaty, biżuteria) są coraz krótsze, wybuchy agresji coraz częstsze i silniejsze. Ofiara jest coraz słabsza. Na tyle słaba, że nie ma nawet siły bronić dzieci które w całej tej historii schodzą siłą rzeczy na plan dalszy. Z takiego związku jest ogromnie trudno się wydostać. Nasze w nim bytowanie często same przed sobą usprawiedliwiamy za pomocą Wielkiego Uczucia. Wizja Wielkiej Miłości którą od małego karmią nas przekazy medialne, której tak bardzo szukamy i za którą tak niesamowicie tęsknimy zamyka nam na początku relacji oczy na realność, a potem powoduje, że trwamy w toksycznym związku latami, w jej imię właśnie. Tworzeniu narracji o Wielkiej Miłości sprzyjają takie przekazy kulturowe jak np. prawdziwa miłość wszystko pokona, warto cierpieć dla miłości, cierpienie uszlachetnia itp. Paradoksalnie więc, im partner jest człowiekiem trudniejszym w relacji tym większą mamy często skłonność wierzyć w to, że jest to właśnie wielka miłość. A jeżeli mężczyzna ma np. nałogi, czy skłonności psychopatyczne to ta nasza wielka miłość go wyleczy. Z całym szacunkiem - nie wyleczy! Mit wielkiej miłości fatalnie robi kobietom właściwie na wszystko; na tworzenie bliskich relacji, na odczuwaną satysfakcję z aktualnego wystarczająco dobrego związku, i na umiejętność ochrony własnych granic w toksycznym związku zwłaszcza. Kobiety uwikłane w związki z obniżonym poczuciem wartości, z piętnem niemocy własnej, które partner przez lata w nich intensywnie buduje, mogą się wydostać w zasadzie wyłącznie dzięki zasobom zewnętrznym. Dopiero takie zasoby (rodzina, przyjaciele, środowisko pracy, praca jako taka) mają szansę uruchomić zasoby wewnętrzne i dać siłę do podjęcia decyzji. Wracając do początku wątku – w liście bohaterka o tych zewnętrznych zasobach nie wspomniała, a zatem albo ich nie było albo nie były dla niej dostępne.  Wyszła więc z tej niezwykle, trudnej sytuacji sama, korzystając z własnych zasobów, a to, powtórzę, oznacza że każda, naprawdę każda z nas ma siłę żeby wygrać siebie. I jeszcze jedno. Proszę pamiętać że ofiara NIGDY nie jest winna przemocy. ZAWSZE winien jest TYLKO sprawca. Co prawda jak pokazują badania około 75% sprawców przemocy domowej doświadczało przemocy w domu, a więc sami są ofiarami, ale to osobna historia. To nie wy Drogie Panie powinnyście im pomagać stanąć na nogi i uporać się z własnymi traumami, tylko psychoterapeuci i psychologowie. Nie odbierajcie nam pracy 🙂

Dr Anna Rustecka - Krawczyk - psycholog dla dzieci i młodzieży, pedagog.

Stanisław Lem napisał kiedyś: "Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś".

Cytat ten skojarzył mi się z opisaną historią. Bohaterce udało się po wielu, niewyobrażalnie trudnych momentach odciąć od męża o socjopatycznych cechach, pracuje nad sobą, uczestniczy w terapii, dostrzega mechanizmy działania. Nadszedł moment, w którym już mogła, była w stanie wziąć życie w swoje ręce. Historia głównej Bohaterki to także historia jej dzieci. Domyślam się, że to one mogły stanowić motywację do poszukiwania zmian. Równocześnie w takich sytuacjach dzieci często są wykorzystywane do uwikłania kobiety w toksycznej relacji. To bardzo ważny moment, aby wspomóc się konsultacją u specjalisty, podjąć decyzję o terapii. Dostrzegać swoje możliwości, ale obwarować się zewnętrznym wsparciem. Jeśli możemy liczyć na bliskich, prośmy, przyjmujmy ich pomoc, konsultujmy, rozmawiajmy. To może dać tak ważne, w tej i podobnych sytuacjach, poczucie dystansu. Odejście z tak toksycznego związku daje dzieciom szansę na prawidłowy rozwój i nabranie odporności. Mimo iż zmiany są trudne i wymagają ponownej adaptacji. Bez względu na to, jak dobre zamiary w relacjach mamy, nie mamy wpływu na zachowania innych ludzi, nie mówiąc już o wpływaniu na ich charakter. Warto o tym pamiętać i nie przypisywać sobie odpowiedzialności za zachowania innych.


Anna Klaus - Zielińska

Psycholog społeczny (Uniwersytet Warszawski), coach i trener warsztatów psychoedukacyjnych (Uniwersytet Warszawski) Absolwentka podyplomowych studiów "Psychologia zachowań" (UW), oraz „Pomoc psychologiczna i interwencje systemowe w rodzinie“ (SWPS).
Ukończyła liczne szkolenia m.in z dialogu motywującego, uważności i współczucia, pomocy psychologicznej osób zgłaszających niepowodzenie w związkach. A także wywiadu, pracy z genogramem, i diagnozy w systemowej terapii rodzin. Od kilkunastu lat pracuje, słuchając i zadając pytania, które pozwalają klientom odkryć, że mają w sobie wszystko, co jest im potrzebne do osiągnięcia poczucia satysfakcjonującego życia.
Ma szerokie doświadczenie w pracy coachingowej również ze starszymi nastolatkami (wybory ścieżki życiowej).
Szkoleniowiec i trener warsztatów z kompetencji miękkich (m.in; komunikacji werbalnej i niewerbalnej, asertywności, odporności na stres), autoprezentacji (firmy prywatne, Fundacja Polsko – Amerykańska, Szkoła Liderów) i warsztatów dla rodziców. Prowadzi też różnego rodzaju grupy rozwojowe. Pracowała jako wykładowca w Akademii Leona Koźmińskiego. Podróżnik, żeglarz, szczęśliwa żona i mama. Założycielka Wise Mind - gabinetu kompleksowej pomocy dla osób z problemami w związkach.

Dr Anna Rustecka - Krawczyk

Psycholog dla dzieci i młodzieży, pedagog. Na Uniwersytecie SWPS prowadzi zajęcia dotyczące znaczenia bliskich związków. Prowadzi konsultacje wychowawcze dla rodziców, wspiera psychologicznie dzieci i młodzież w Centrum Pomocy Rodzinie i prywatnym gabinecie Wise Mind.

shutterstock_1504807880

Cierpienie, a nadzieja w długiej walce z chorobą. Jak czerpać siłę do walki.

Choroba przytrafia się nam w jakimś celu. Coś potrzebujemy zrozumieć, nauczyć się, czasem przystopować.


Cierpienie fizyczne jest jedną stroną choroby. Cierpienie emocjonalne i bezsilność ma większą moc nad życiem w chorobie.
O ile z cierpieniem fizycznym jesteśmy sobie w stanie poradzić, bo mamy leki przeciwbólowe, to z bezsilnością i brakiem nadziei już jest trudniej.
Dlaczego tak się dzieje?
Choroba jest stanem kryzysowym, gdy spotyka człowieka, to musi on przejść przez nią według kilku etapów.

Pierwszy to zaprzeczenie sytuacji i wyparcie jej. To nie możliwe, że ja jestem chora. To zdarza się innym ale nie mnie.
W przypadku zaprzeczania nieprzyjemne fakty są ignorowane, realistyczna interpretacja tego co się dzieje zostaje zastąpiona łagodniejszą, choć nietrafną. Mechanizm ten pozwala na stopniowe oswajanie się z trudną sytuacją. Jednak po pewnym czasie potrzebne jest uznanie obecności bolesnych uczuć, aby uniknąć pojawienia się dalszych problemów natury psychologicznej czy emocjonalnej.
Wyparcie może przyjmować postać od chwilowych luk w pamięci po całkowitą amnezję (niepamięć) w przypadku bardzo bolesnych doświadczeń.

Druga faza to gniew. Osoba chora jest pełna buntu, drażliwości, pretensji do rodziny. Bez powodu może wybuchać gniewem, jest pełna pretensji co do leczenia. Wini niesprawiedliwy los, który go spotkał, a w niczym sobie na niego nie zasłużył. To etap pytania: „Dlaczego właśnie ja?”

Trzecia faza to targowanie się. Osoba chora zastanawia się nad chorobą i swoim otoczeniem. „Postaram się być miła i zdyscyplinowana, ale w zamian przyrzeknijcie mi, że będę zdrowa”. To czas na pertraktacje z lekarzem i Panem Bogiem, składa obietnice, że jeśli wyzdrowieje to poświęci resztę życia Bogu. Obiecuje, że o nic więcej już nie będzie prosił. Składanie tego typu obietnic może być powiązane z poczuciem winy.

Czwarta faza to depresja. Nastrój depresyjny może pojawić się już w pierwszym etapie. Chorzy płaczą, mówią o samobójstwie, są zrozpaczeni, smutni, czują się bezużyteczni. W tej fazie może towarzyszyć poczucie ogromnej straty, np. z powodu deformacji ciała. Chorego może dręczyć poczucie winy, odczytuje on chorobę jako karę za popełnione błędy.

Piąta faza i ostania to pogodzenie się. Osoba jest pogodzona z losem i ze spokojem akceptuje go. Na tym etapie następuje pogodzenie się z chorobą.

Najważniejszym jest zrozumieć mechanizm przechodzenia przez chorobę.
Akceptacja sytuacji jest najważniejszym elementem w poradzeniu sobie z nią. Unikałabym określenia „walki z chorobą”. Walka ma ciężki ładunek emocjonalny. Raczej „radzenie sobie z chorobą”.
Dlaczego to takie ważne? Chodzi o nasze nastawienie. A to jak wiadomo 90 procent sukcesu. Akceptacja to również odpuszczenie tego co tak bardzo trzymamy. Czyli złości, bezsilności, oskarżania siebie i innych. Wszystkie te emocje blokują nas przed miłością.
No dobrze, powiesz, jak tu myśleć o miłości, gdy choroba dziesiątkuje ciało?
Pewnie, że nie jest łatwo. Jak jesteś w chorobie i wszystko stanęło na głowie.
Jednak, w tym zaprzeczaniu i buntowaniu się znajdź chwilę i pomyśl o sobie dobrze. Właśnie z miłością. Możesz zrobić medytację. Porozmawiać ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Choroba jeśli się pojawiła, to przyjmij ją jako informację dla siebie. Pewnie popukasz się w głowę. Co ta kobieta mówi? Jaka informacja? Jaka lekcja?
Chora jestem, cierpię i mam gdzieś to gadanie o miłości. Boli mnie wszystko i nie mam ochoty na nic!
I to jest normalne, że tak masz. Choroba to nie wczasy.
Pamiętaj, nic nie musisz. Ewentualnie możesz.
Nawet w tak trudnej sytuacji, możesz zdecydować jak będziesz się czuć. Na ile ból fizyczny może wpłynąć na Twoje samopoczucie. Ile mu pozwolisz rządzić sobą. Są choroby, gdzie tego bólu fizycznego jest ogrom. Jednak bywają momenty względnie spokojne. Warto zapamiętać sobie swój stan z tych momentów i przywoływać, gdy boli jak cholera.
Jak napisałam na początku, choroba w życiu pojawia się po coś. Ma nas
uświadomić, czasem ostrzec. Jednak należy tutaj wystrzegać się myślenia, że choruję za karę. A niby, kto miałby dać tę karę? Bóg? Ty sama? Rodzice?
Mała zmiana tematu. Zdarza mi się jechać za szybko samochodem. Śpieszę się zazwyczaj i pędzę tam gdzie trzeba wolniej. I wtedy z bocznej ulicy wytacza się małe „pierdzikóko”, a za kierownicą Pan w czapce. Wyjeżdża przed moje auto i wlecze się
niemiłosiernie.
Kiedyś wściekałam się na takie sytuacje, bo przecież ja muszę gdzieś, na godzinę…
Teraz biorę głęboki oddech i myślę sobie, że właśnie tak miało być. To ma mnie ochronić. Być może przed wypadkiem?

Zakończę cytatem: „Wszystko, co w życiu otrzymujemy, wcześniej powstało w naszej duszy.”

Karolina

Można wytańczyć albo wyśpiewać marzenia, a wyjogować?

Wywiad z Karoliną Erdmann - kiedyś pracoholiczką korporacji, dziś założycielką Yoga Beat Studio w Warszawie oraz Magdaleną Gnot, pomysłodawczynią aplikacji Fitnoteq i projektu  "Joga dla mężczyzn"

"W moim treningu jest miejsce zarówno na te dynamiczne, płynne, głośne elementy jogi, ale również momenty przeznaczone wyciszeniu, koncentracji na oddechu, jak i maksymalnej relaksacji. Yoga Beat to duży wysiłek dla ciała, ale też cudowna terapia dla głowy." - mówi kobieta, która z dnia na dzień rzuciła swoje dotychczasowe życie, wyjechała do Stanów praktykować yogę. Wróciła i wpadła na autorski pomysł programu yogi dla kobiet. Poznajcie Karolinę Erdmann!

Czy kluczem do sukcesu jest spontaniczność i szaleństwo? Rzucenie stabilnej pracy w korporacji i wyjechanie w siną dal, na odległy kontynent, żeby się trochę porozciągać? Bo tak przecież Pani zrobiła?;D

Karolina Erdmann: Tak, tak to właśnie wygląda. Myślę, jednak, że kluczem do sukcesu jest wsłuchiwanie się we własne potrzeby. Stabilna praca w korporacji bardzo mnie ograniczała i tym samym unieszczęśliwiała. Dlatego zaczęłam poszukiwać swojej drogi – padło na USA. Wiedziałam, że ta decyzja wiele zmieni w moim życiu. Byłam pewna, że będą to zmiany na lepsze. Tak się też stało, wyjazd wywrócił moje życie do góry nogami. Cieszę się, że podjęłam tak odważną decyzję, bo dzięki niej teraz spełniam się i jestem szczęśliwa.

Jak to się stało, że trafiła Pani do znanej joginki, modelki i twórczyni metody Strala Yoga, Tary Stiles? Proszę wybaczyć, ale nie była Pani trochę osobą znikąd, zwykłym śmiertelnikiem, nie było trudno się Pani dostać na jej kurs? A może po prostu słono kosztował?

Karolina Erdmann: Obserwowałam Tarę Stiles już przez długi czas. Jednym z moich marzeń było wyjechać do Stanów i wziąć udział w jej szkoleniu. Przed tym pomysłem hamowały mnie praca i inne zobowiązania na miejscu, w Polsce. Kolejne sytuacje zbliżały mnie jednak do myśli, że najwyższy czas zmienić coś w swoim życiu. Podświadomie czułam, że wyjazd i kurs u Tary to odpowiedni kierunek. Sprawdziłam dostępność miejsc i okazało się, że zostało kilka wolnych. Zapisałam się, zapłaciłam. Miałam ten plus, że moja znajoma mieszka w okolicy i mogłam na czas kursu zatrzymać się u niej. 

Dlaczego joga? Dlaczego nie fitness, taniec, bieganie?

Karolina Erdmann: Yoga Beat to nie taka sama joga, jaką zna wiele osób. Jestem bardzo dynamiczną osobą i taka jest moja metoda treningowa. Łączy w sobie wiele elementów, które wynikają z mojego doświadczenia i wsłuchiwania się w potrzeby ciała i umysłu. Joga daje naprawdę szerokie spektrum możliwości. To nie tylko medytacja i spokojne trwanie w pozycji, ale także silne bodźce dla naszego ciała, które wzmacniają, poprawiają sylwetkę, pozwalają pozbyć się niechcianej tkanki tłuszczowej. A to przecież te same efekty, których oczekujemy po fitnessie, tańcu czy bieganiu. 

Można chyba śmiało powiedzieć, że wprowadziła Pani strala jogę do Polski. Cóż kryje się za tą przedziwną nazwą?

Karolina Erdmann: Strala Yoga to joga z dużą ilością naturalnego ruchu i swobody. Zawiera się na nią wiele dynamicznych sekwencji, które płynnie przechodzą pomiędzy sobą. Strala była moją ogromną inspiracją, ale wciąż czymś niewystarczającym. Dlatego też dodałam kilka swoich zasad i elementów, tworząc własną interpretację jogi, czyli moją metodę − Yoga Beat. Zależało mi na tym, aby mój trening był pełny − dawał nam wszystko, czego potrzebuje nasze ciało i umysł. Dlatego yoga beat zawiera dynamiczne pozycje i wzmocnienia, które nie tylko modelują sylwetkę, mobilizują oraz uelastyczniają ciało, ale także wpływają relaksująco na nasz umysł. 

Joga kojarzy się raczej z wyciszeniem, spokojnym oddechem, relaksacyjną muzyką, a w Pani szkole chyba nie do końca tak właśnie wyglądają zajęcia. Podobno można się głośno śmiać, trening zawiera elementy fitnessu i muzyka też jakaś taka bardziej energiczna?

Karolina Erdmann: W moim treningu jest miejsce zarówno na te dynamiczne, płynne, głośne elementy, ale również momenty przeznaczone wyciszeniu, koncentracji na oddechu, jak i maksymalnej relaksacji. Yoga Beat to duży wysiłek dla ciała, ale też cudowna terapia dla głowy. Nie wyobrażam sobie treningu, który od A do Z wymaga od nas wykorzystania stu procent sił. Uważam, że musi znaleźć się w nim miejsce na uświadomienie sobie gdzie i po co jestem, a także podziękowanie sobie za to, co robię dla siebie.  Zależy mi na tym, aby ludzie, wychodząc z moich zajęć, byli fizycznie zmęczeni i wewnętrznie spokojni. Na treningu zużywamy energię zgromadzoną w naszym ciele, jednocześnie budując siłę, z którą wychodzimy pokonywać codzienne wyzwania.

Wspomniała Pani kiedyś, że inspiruje Panią to, co wokół; to, co Panią otacza i że część inspiracji czerpie Pani z podróży po świecie. Który kraj czy kultura były dla Pani najbardziej inspirujące? Gdzie poleciłaby Pani wybrać się komuś, kto właśnie złapał "zajawkę na jogę"? 

Karolina Erdmann: W głównej mierze tu nie chodzi o konkretny kraj czy kulturę, ale o podróżowanie samo w sobie. Ogromną wartość ma dla mnie to, że mogę wyjechać, odciąć się od codzienności, dać sobie chwilę głębszego oddechu oraz przestrzeni na poukładanie wielu spraw wewnątrz siebie. Takie warunki sprzyjają byciu ze sobą tu i teraz, a przecież o to właśnie walczy joga. Podczas podróży bardzo cenię sobie obcowanie z naturą − to mnie uspokaja, pozytywnie nastraja, inspiruje. Wiele szkoleń odbywałam w Stanach Zjednoczonych, jednak nie zainspirowały mnie one same w sobie. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie natomiast zmysłowość Meksyku. W grudniu z kolei wyruszam na Bali. Czuję, że to będzie totalna otchłań jogowych inspiracji!

Jaka jest Pani historia, pani Magdaleno? Skąd się wzięła joga w Pani życiu?

Magdalena Gnot, pomysłodawczyni projektu joga dla mężczyzn: Od wielu lat poszukuję swojej jogi. Próbowałam wszystkich statystycznych i dynamicznych praktyk jogicznych i zdecydowanie dynamiczna Vinyasa jest moją ulubioną praktyką. Ten rodzaj jogi nie tylko wzmacnia i uelastycznia ciało, ale relaksuje i odpręża. Tak zrodziła się moja miłość do jogi, którą cenię szczególnie ze względu na jej zbawienny wpływ na nasze ciało, ale także umysł. 

Skąd u kobiety pomysł na trening jogi dla mężczyzn? Chciała im dać Pani trochę popalić?;) 

Magdalena Gnot: Tworząc programy prozdrowotne dla dużych firm, dowiedziałam się, jak duży procent pracowników szczególnie płci męskiej ma problemy z górnym i dolnym odcinkiem kręgosłupa. Mężczyźni jako główną aktywność fizyczną wybierają: bieganie, trening siłowy oraz crossfit. Zapominają jednak o tym, jak istotne po treningu jest rozciąganie. Dlatego postawiłam na jogę, która niesie liczne korzyści m.in. pomaga wydłużyć mięśnie oraz wyeliminować napięcia, wzmacnia mięśnie posturalne stabilizujące kręgosłup. Myślę również, że mężczyźni mogą polubić yogę beat, ponieważ jest to jej dynamiczna odmiana zawierająca w sobie oprócz tradycyjnych asan również liczne uniesienia, wykopy czy podpory.

Joga dla mężczyzn nie brzmi chyba zbyt męsko? Czy panowie uwielbiający właśnie siłownię, spływający po plecach pot i napinanie mięśni odnajdą się w tego typu aktywności?

Magdalena Gnot: W naszej aplikacji treningowej Fitnoteq mamy kilka odmian yogi: klasyczną, dynamiczną oraz yogę beat. Yoga Beat to dynamiczna forma jogi, która polega przede wszystkim na połączeniu tradycyjnych, wzmacniających i poprawiających elastyczność asan z fitnessowymi ćwiczeniami o większej intensywności. Proszę mi wierzyć, że pot będzie spływał bardziej niż na siłowni. Yoga niesie liczne korzyści dla mężczyzn m.in. pomaga wydłużyć mięśnie oraz wyeliminować napięcia, poprawia wytrzymałość stawów poprzez wzmocnienie tkanki mięśniowej, a także wzmacnia mięśnie głębokie, utrzymujące kręgosłup. Monotonne ruchy wykonywane podczas ćwiczeń na siłowni mogą prowadzić do zmniejszenia zakresu ruchu w stawach. Choć powszechnie wiadomo, że po treningu należy wykonać rozciąganie, to jednak wielu mężczyzn nie podchodzi do tego elementu z należytą uwagą. Joga to sposób na uelastycznienie ciała i znaczne zwiększenie mobilności. Dlatego tak ważne jest włączenie tego rodzaju aktywności fizycznej do planu treningowego.

Czy zestaw ćwiczeń dla kobiet i mężczyzn zdecydowanie się różni? Dlaczego i na czym polegałaby różnica?

Magdalena Gnot: Trening Yoga Beat Men oraz Yoga Beat Women różni się tylko kilkoma elementami. Kobiece ciało jest genetycznie dużo bardziej elastyczne, dlatego mężczyźni muszą włożyć wiecej pracy, aby osiągnąć podobne rezultaty.  Yoga Beat Men zostały wybrane stosunkowo proste pozycje, które budują siłę, zwiększają elastyczność i są głeboko terapeutyczne. Trening dla mężczyzn wzmacnia mięśnie posturalne, czyli utrzymujące stabilność całego ciała oraz dodatkowo skupia się na rozluźnieniu problematycznych obszarów np. spiętej obręczy barkowej i sztywnych biodrach. Trening Yoga Beat Men można również wykonywać wspólnie ze swoją partnerką. Wykonywanie asan we dwoje to także szansa na osiąganie lepszych wyników i większej satysfakcji z wysiłku fizycznego. Jak pokazują wyniki badań opublikowane w Prevention Magazine, aż 94% par trzymało się planu treningowego, gdy wykonywało go razem. Ćwiczenia uwalniają także endorfiny i dopaminę, które odpowiadają za uczucie szczęścia i satysfakcji. Gdy dzielimy się tym szczęściem z drugą osobą, zaczynamy je kojarzyć ze spędzaniem wspólnych chwil.

Gdyby miała Pani przekonać do jogi przeciętnego Kowalskiego, który na oczy maty do ćwiczeń nie widział, a jego ulubioną rozrywką jest komputer albo telewizor, jakby go Pani próbowała zachęcić?

Magdalena Gnot:  Mężczyźni lubią wyzwania i yogę można potraktować jako nowe wyzwanie w planie treningowym. Chcemy dać panom okazję do sprawdzenia, jak wiele korzyści płynie z jej regularnego praktykowania. Joga ma zbawienny wpływ nie tylko na nasze ciało, ale także umysł. Pomaga zwiększyć koncentrację i zniwelować efekty codziennego stresu. Co więcej, z naszą aplikacją ćwiczenia można wykonywać w zaciszu domowym. 

reklama

Wstrząsający wywiad z autorką książki "Alkoholizm. Piekło kobiet" Moniką Sławecką

Kiedy słuchałam Moniki na jednym z ze spotkań kobiecych wiedziałam, że muszę z nią porozmawiać. Mówi o problemie globalnym w taki sposób jakby mówiła osobno do każdej z nas. Sam temat jest wstrząsający i niestety po raz kolejny uderza w nas kobiety, ale nie tylko w sensie samej choroby lecz również tym jak jest on postrzegany przez społeczeństwo. Kobieta pijąca to kobieta, która się nie szanuje, nie zna wstydu. Przecież to kobieta która "powinna" być idealna matką, żoną, przyjaciółką. I właśnie to słowo "powinna" ma tu kluczowe znaczenia, bo często to ono prowadzi nas do picia. Koniecznie przeczytajcie co na ten temat ma do powiedzenia autorka książki opowiadającej historie kobiet, które zmagają się z alkoholizmem.

Joanna Wenecka-Golik: Monika, poznałyśmy się przypadkiem na jednym ze spotkań kobiecych. Mówiłaś o swojej książce Alkoholizm - piekło kobiet. Porwałaś do dyskusji całą widownię kobiet, a kiedy Ty mówiłaś wszystkie wpatrywałyśmy się w Ciebie tak jakbyś miała nam do przekazania jakąś misję. Tak to dobre wyrażenie. Gdy się Ciebie słucha ma się wrażenie, że masz misję do spełnienia. Zgadzasz się z tym? Czy też to czujesz?

Monika Sławecka: Ojej, piękna słowa i mocno zobowiązujące. Chyba nie jestem w stanie przyjąć na siebie ciężaru takiej odpowiedzialności. Problem picia w naszym kraju jest galopujący. Pijemy więcej jak w słynnym okresie PRL-u, który wielu z nas kojarzy się właśnie z zakrapianymi dniami i nocami. Co alarmujące, według statystyk odpowiedzianych za zdrowie społeczne, codziennie jest sprzedawanych 3 miliony tzw. „małpek”. Największa sprzedawalność przypada na czas przed pójściem do pracy i w trakcie powrotu do domu. Znając te fakty i obserwując środowisko warszawskie, z którego się wywodzę, musiałam coś z tym zrobić. Sumienie nie pozwoliłoby mi żebym zignorowała tak poważny temat, a że kobiety właściwie na każdej płaszczyźnie życia zmagają się z brakiem taryfy ulgowej, postanowiłam skupić się na nich i ich historiach, przeżyciach, traumach.

JW-G: W którym momencie Twojego życia zdecydowałaś, że kolejną swoją książkę poświęcisz tematowi alkoholizmu u kobiet?

W zeszłym roku, na dzień przed swoimi urodzinami dowiedziałam się, że mój cudowny, przystojny, inteligentny brat zapił się na śmierć. Do dzisiaj nie mogę pogodzić się z jego stratą. Mając szansę napisać książkę w temacie, który sama wybiorę, decyzja była prosta. Poszukiwanie bohaterek, przekonanie ich do rozmowy a następnie zmierzenie się wraz z nimi z ich traumami, wywoływało często skrajne emocje u obu stron. Papier przyjmuje wszystko, łącznie z brutalną prawdą. Faktów, nie da się wyprzeć stąd później trud zmagania się z rzeczywistością.

JW-G: No właśnie Alkoholizm u kobiet, czy jest taki sam jak u mężczyzn? Jaki obraz kobiety rodzi Ci się w głowie kiedy słyszysz „alkoholiczka”?

Skojarzenie mocno pejoratywne. Alkoholizm rezonuje na całe nasze otoczenie, bliskich. Skoro kobieta jest przewodniczką stada, cudownym, czystym naczyniem w którym rośnie życie, myśl, że jest uzależnione od substancji toksycznej wręcz trucizny sprawia, że spychamy ją na margines społeczeństwa. A jak wiemy łatwo dzisiaj potępić drugiego człowieka. Myślimy i działamy niezwykle dynamicznie i skrótowo, często zapominając o tym co w życiu najistotniejsze czyli drugim człowieku.

JW-G: A jak się zaczyna ta choroba u kobiet. Są jakieś standardowe zachowania? Kiedy powinna nam się zaświecić czerwona lampka, że przestajemy już panować nad tym ile pijemy?

To jest moment w którym przestajemy kontrolować nasze picie, zaczynamy zawalać obowiązki dnia codziennego, pijemy dla lepszego samopoczucia, pijemy, bo towarzystwo jest nudne i przewidywalne. Najbardziej przeraził mnie schemat myślenia u niektórych osób z którymi się spotkałam: że alkohol to antydepresant. Przestańmy tak myśleć! Alkohol to wspaniały manipulant, przyczajone zło, zabija powoli, ale skutecznie. Najpierw infekując tak naprawdę psychikę a następnie cały organizm, niszcząc go od środka nieodwracalnie.

JW-G: Monika, przecież lampka wina przed snem to jeszcze nic. Przecież to tylko dla odprężenia, a wino tak elegancko się pije….

Ja się zgadzam! Cała kultura śródziemnomorska opiera się na spożywaniu alkoholu do posiłku, ale wszystko jest utrzymane w granicach normy. Czy przypominacie sobie Państwo sytuacje z podróży po Francji, Włoszech, gdzie spotkaliście się z osobami, na które alkohol wpływał destruująco? Może w pojedynczych przypadkach, ale przypadek potwierdza regułę.

JW-G: Czy według Ciebie alkoholizm wśród kobiet jest tematem tabu? Czym to jest spowodowane, jak myślisz? 

Wstydem. Wstydzimy się swojego zachowania po alkoholu, wstydzimy się za nasze pijane koleżanki, matki, ba! nawet szefowe. Dlatego stałyśmy się mistrzyniami kamuflażu, a w tym zawsze będziemy wyprzedać mężczyzn. Jednak przez tę zdolność, wpadamy w coraz większe sidła choroby.

JW-G: Dlaczego kobiety piją?

Trudno jest mi się wypowiadać za każdą obywatelkę tego kraju. Natomiast z mojego doświadczenia wynika, że kobiety piją… bo lubią. W drodze emancypacji zaczęłyśmy sięgać po alkohol w nadmiarze. Pijemy ze względu na ogromną ilość obowiązków, bodźców, żeby się wyciszyć, żeby się nagrodzić, bo czujemy się samotne. Tak naprawdę każde usprawiedliwienie czy wymówka na nasze picie jest dobra. Zastanówmy się tylko, czy jest dobre dla nas? Odpowiedzmy sobie tak szczerze, w duchu, na następujące pytania: czy alkohol daje nam szczęście, rekompensuje nam coś? Czy dzięki niemu jesteśmy fajniejsze? Czy przez alkohol zalazłam się kiedyś w sytuacji zagrażającej mojemu zdrowiu i życiu? Odpowiedzi na te proste pytania, wiele nam podpowiedzą.

JW-G: Pamiętam, że na naszym spotkaniu tak dobrze opisywałaś to jak nie możemy liczyć na mężczyzn w przypadku choroby. Zazwyczaj my otaczamy ich opieką a co się dzieje, kiedy my potrzebujemy pomocy - jako alkoholiczki? I jak powiedzieć drugiej połowie o tym, że mam problem. Jest jakiś dobry sposób? 

W filmie „Niebezpieczne związki” Glen Close wypowiada kwestie: „Mężczyźni potrafią cieszyć się szczęściem, jakie dostają, a my cieszymy się szczęściem, jakie dajemy”. Ten genialny cytat proszę przełożyć sobie na życie, a wiele spraw wyda się nam łatwiejszych do zrozumienia. Nie znam dobrego sposobu na powiedzenie bliskiej osobie o problemie alkoholowym, ze względu na to, że najczęściej ta choroba jest tak mocno zawoalowane, że to otoczenie wysyła silne sygnały, a później ostrzeżenia i jasne komunikaty. Osoba uzależniona od alkoholu to osoba słaba, z niskim poczuciem własnej wartości, która nie ma siły na walkę ze swoją słabością, dlatego tak ważna jest samoświadomość i kochanie siebie samej. Kobiety z założenia muszą być silne. Biorą na siebie niewyobrażalną ilość odpowiedzialności i obowiązków. Świat nam rzadko przebacza błędy. Statystyki mówią 9 na 10 małżeństw gdzie kobieta zmaga się z chorobą alkoholowa, kończy się rozwodem. W przypadku sytuacji odwrotnej… 1 na 10. Czy te fakty nie powodują od razu otrzeźwienia?

JW-G: Toksyczny związek - to chyba częsty powód do picia? 

Częsty. Znam, niestety, z autopsji. Dziewczyny, uciekajcie od toksycznych mężczyzn, tam nie czeka na Was nic dobrego!

JW-G: Ostatnio rozmawiałam z Panią Psycholog z Krakowa o alkoholizmie u kobiet i użyła bardzo ciekawego stwierdzenia. Kiedy zapytałam ją jakie kobiety najczęściej sięgają po alkohol odpowiedziała tzw. Kobiety wspierające czyli kobiety, które za wszelką cenę chcą wspierać swoich mężczyzn, dzieci, rodziców ale same nie mają nikogo kto by je wspierał. Mają silne poczucie robienia wszystkiego na 100% i spełniania się w każdej roli. A co Ty o tym myślisz?

Zgadzam się w 100 procentach, mówiłam o tym powyżej. Nagradzanie się alkoholem za zmaganie z trudami dnia codziennego, wpędziło w chorobę chociażby jedną z bohaterek mojej książki- Ilonę Felicjańską aktualnie Montanę. W pewnym momencie swojego życia straciła przez picie wszystko. Dzisiaj dziękuje za tę lekcję, ale wiele z nas nie poradziłoby sobie równie dobrze, jak Ilona.

JW-G: Pijąca matka =? Czyli czy dziecko, którego matka piła ma szanse na normalne życie?

To jest bardzo poważne pytanie, dlatego nie będę używała hipotez tylko podam fakty. Nasze życie dzieli się na trzy zależności:  w 20 procentach przemawiają za nas geny, kolejne 20 procent to wychowanie, a reszta to wpływ nas samych na zdrowie i funkcjonowanie jako niezależna komórka społeczna.

JW-G: Monika a co Ty czułaś kiedy docierały do Ciebie historie poszczególnych kobiet? Przypuszczam, że spore obciążenie. Chociaż to juz twoja druga książka pełna emocji i bólu. Czy można się do tego przyzwyczaić?

Jak pokazuje historia wielu lekarzy, policjantów, strażaków itp. do wszystkiego można się przyzwyczaić. Dlaczego świadomie biorę to na siebie? Bo interesuje mnie człowiek, ciemne oblicze naszej natury, bo temat alkoholizmu wśród kobiet jest mało medialny i zepchnięty na margines. Proszę mi wierzyć, że historie kobiet, które zgromadziłam w swojej książce, pokazują, jak piękny jest człowiek pełen słabości i wątpliwości.

JW-G: Historia, która wstrząsnęła Tobą najbardziej? Była taka? 

Każda historia jest dla mnie równie ważna, bo stoi za nią realny, czujący człowiek. Na pewno wielki ból wywołał we mnie fakt, że jedna z bohaterek książki nie dożyła autoryzacji wywiadu. Organizm się poddał wobec uzależnienia. Nie było z tego wraku czego ratować.

JW-G: Monika napisałaś mi, że zależy Ci aby wywiad ukazał się przed świętami. Wiem, że masz w tym swój cel. Powiedz jaki? Na co powinnyśmy zwrócić uwagę w ten świąteczny i pozornie spokojny czas świąt? 

Święta to dla kobiet czas szczególnie obciążający, wymaga od nas tak naprawdę ogromnej ilości pracy i poświęcenia. Skoro rodzina, partner nie wynagradzają mi tego, zrobi to butelka wina. Kochane, kochani, przystopujcie na czas świąt, pomyślcie i zadbajcie o siebie! Bez Was reszta się nie liczy, a to, że ryba będzie trochę za sucha albo nie podacie 12 potraw nie sprawi, że zawali się świat.. Zróbcie sobie jakiś prezent, którym same siebie nagrodzicie. Nie czekajcie aż zrobią to inni! Możecie się nie doczekać. Bez sensu gorycz, czy niesprawiedliwość tego świata, topić w butelce.

JW-G: Bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Według mnie bardzo potrzebną. Osobiście dziękuję Ci też za książkę, którą napisałaś. Wierzę, że pomoże podnieść koronę niejednej z nas.

Ładna klamra, pięknymi słowami mnie przywitałaś i takimi żegnasz. Dziękuję. To bardzo ważne by doceniać pracę drugiego człowieka, karmić go dobrymi słowami. Jak mantrę powtarzam znajomym, przyjaciołom, że za dobro należy wynagradzać, a za zło… karać, hehe.

shutterstock_292678880

Rozstanie - i co dalej?

Koniec związku nigdy nie jest łatwy. To pełen skrajnych emocji stan. Czujemy ból, żal, smutek i gniew. Wszystko naraz. Wydaje się, że złamane serce to koniec świata i po skończonym związku nie ma już nic. Prawda jest jednak taka, że to normalny stan, który należy przeżyć świadomie. To swojego rodzaju żałoba za czymś co było i co straciliśmy. Przeszukiwanie wspólnych zdjęć i płacz to zupełnie zdrowa reakcja, która minie – chociaż dzisiaj w to nie wierzysz.

Według badań opublikowanych w The Journal of Positive Psychology potrzeba 11 tygodni, aby poczuć się lepiej po zakończonym związku. Tymczasem inne badania wykazały, że potrzeba aż 18 miesięcy, żeby pogodzić się ze stratą i otworzyć na nową miłość.

Pamiętaj tylko, że przełamanie złamanego serca i przejście do następnego etapu jest procesem, który dla każdego wygląda inaczej. W związku z tym nie trzymaj się żadnych ustalonych ram czasowych. Istnieje wiele czynników, które wpłyną na to jak szybko Ty poradzisz sobie ze zmianą, w tym czas spędzony razem, wspomnienia i to co jeszcze dzisiaj Was łączy. Ale przejdziesz przez to i będziesz dużo mocniejsza niż dziś.

Dlaczego rozstanie tak bardzo boli?

Relacje z innymi stanowią podstawę życia danej osoby. W rezultacie gdy tracisz związek, który uważałaś za ważny dla swojego funkcjonowania to tak jakbyś straciła część siebie. Czasami czujesz się jakbyś straciła poczucie sensu i celu w życiu. Jeśli nie byliście małżeństwem to przecież mieliście plany. Może ślub, dzieci. A co teraz? Co dalej masz ze sobą zrobić? Możesz nawet czuć, że straciłaś dużą część siebie i w pewnym sensie tak się stało. Nie będziesz już tą sama osobą, którą byłaś w związku z nim. Ale jeśli pozwolisz by poczucie straty trwało zbyt długo to ryzykujesz rozpaczliwymi próbami naprawienia związku, abyś mogła odzyskać byłego i siebie samą. Jeśli zdecydowaliście się na rozstanie lepiej nie brać innych opcji pod uwagę, ale skoncentrować się na tym jak przetrwać rozstanie.

Jak przetrwać rozstanie

Przede wszystkim uświadom sobie, że rozstanie to nie cel, ale proces. Musisz uzbroić się w ogromne pokłady cierpliwości. Najlepsze co możesz teraz zrobić i nawet powinnaś to skoncentrować się na sobie. Pomyśl kim jesteś, kim byłaś w trakcie związku i czy na pewno byłaś sobą. Zastanów się też dlaczego Twój związek się nie udał. Nazwij to i wyciągnij wnioski na przyszłość. Uczenie się na podstawie tego doświadczenia nie tylko sprawi, ze będziesz silniejsza, ale także pomoże Ci dowiedzieć się czego chcesz od swojego życia i siłą rzeczy od Twojego przyszłego związku. Zrób to, żeby kolejna relację zbudować bardziej świadomie na podstawie Twoich oczekiwań i potrzeb. Żebyś nie stała już więcej razy przed dylematem czy to jest miłość czy to jest przyzwyczajenie. A oto kilka kroków, które pomogą Ci uporać się z rozstaniem i zacząć życie od nowa, po Twojemu.

Nie spiesz się

Rozstanie to proces. To nie jest czas na to by się spieszyć. Chociaż jeśli byliście razem kilka czy kilkanaście lat pewnie czujesz teraz oddech biegnącego czasu na karku. Bo przecież myśl, że straciłaś tyle czasu na to co i tak się skończyło wcale nie pomaga. Z czasem zrozumiesz, że to nie był czas stracony, a doświadczenia, które „wyniosłaś” z tego związku pomogą Ci w dalszym życiu. Wracając jednak do pośpiechu unikaj jak ognia randek, w których i tak będziesz teraz szukać „jego”. To nie jest czas na szukanie sobie zastępstwa. Możesz skrzywdzić nie tylko siebie ale i innych. Żałobę trzeba przeżyć. Zakładanie maski nie uleczy Twojego bólu. Musisz uczciwie i skutecznie zmierzyć się ze swoimi uczuciami. To nie będzie łatwe i będzie wymagało sporo pracy, ale wyjdziesz z tego mocniejsza i bardziej świadoma.

Pozwól się poczuć

Nikt nie lubi doświadczać bólu. Ale faktem jest, że musisz pozwolić sobie go poczuć jeśli zamierzasz go pokonać. Ignorowanie Twoich uczuć i udawanie, że ich niema lub próbowanie ich w jakiś sposób znieczulić  tylko opóźni proces powrotu do zdrowia. Bądź szczera w odniesieniu do bólu i odrzucenia, które odczuwasz. Bycie smutnym, zranionym to nie wstyd.

Możliwe, że byliście ze sobą bardzo długo i zerwanie wiąże się z silnymi emocjami. Tylko wtedy, gdy rzetelnie spojrzysz na to, jak czujesz się po rozstaniu, będziesz w stanie zdrowo nad nimi zapanować.

Zapytaj o pomoc

Rzadko zdarza się, aby ludzie podejmowali decyzję o zakończeniu związku w tym samym czasie. Kiedy dochodzi o rozstania jedna strona czuje się zraniona i zszokowana. W związku z tym uczucie szoku, odrzucenia, zranienia, a nawet zdrady mogą być trudne do opanowania szczególnie w pojedynkę.

Porozmawiaj ze znajomymi o swoich uczuciach. Uważaj jednak by nie zamknąć się w rozmowie tylko na rozstaniu. Postaraj się zainteresować życiem przyjaciela/ciółki. Chociaż Twoje myśli krążą wokół jednego to zainteresowanie życiem innych pomoże Ci w powrocie do normalności. Jeśli uznasz, że potrzebujesz większego wsparcia niż to co daje Ci przyjaciel/ółka rozważ rozmowę z terapeutą. Są przeszkoleni aby pomagać ludziom w opanowaniu emocji po rozstaniu i przejściu przez ten proces, a Ty nie będziesz mieć wyrzutów sumienia, że w czasie spotkania mówisz tylko o sobie i swoim rozstaniu.

Usuń byłego z mediów społecznościowych, nie wysyłaj kurtuazyjnych wiadomości

Nic nie oddali Cię od zdrowego myślenia bardziej niż prześladowanie Twojego byłego w mediach społecznościowych. Za każdym razem, gdy zobaczysz post z uśmiechniętą twarzą, będzie to jak zrywanie strupa z rany. Krwawienie i ból zaczną się od nowa. Przestań go obserwować i usuń z konta. Dla własnego zdrowia i komfortu. Ciekawość i pokusa sprawdzenia co robi Twój były jest wielka, ale w tym przypadku niewiedza da Ci spokój.

Nie myśl też o wysyłaniu przez najbliższe kilka miesięcy kurtuazyjnych wiadomości na święta, urodziny czy inne okazje. To oszukiwanie siebie. Najlepiej odciąć  Wasze relacje grubą linią i nie wysyłanie żadnych sprzecznych sygnałów drugiej osobie. Twoja kultura osobista nie ucierpi jeśli w tym roku nie złożysz mu życzeń świątecznych, a będziesz krok bliżej do pogodzenia się ze stratą.

Unikaj pijanej komunikacji

Nie ma nic gorszego niż upijanie się i pisanie sms-ów lub dzwonienie do byłego z pytaniami co poszło nie tak. Zwykle gdy ludzie są odurzeni tracą zahamowania i prawdopodobnie rano będziesz mocno żałowała tego co powiedziałaś. Ustal z jakąś bliską koleżanką/przyjaciółką, że możesz do niej zadzwonić za każdym razem kiedy najdzie Cię ochota na wybranie jego numeru telefonu. Pijane wybieranie numeru byłego nie przynosi oczekiwanych rezultatów, ale rano przyniesie wstyd i zażenowanie. Co więcej Twój były może pokazać Twoje wiadomości komuś innemu co jeszcze pogłębi Twoje zakłopotanie. Ze względu na siebie należy za wszelką cenę unikać takich sytuacji. Pamiętaj by nie zależnie od sytuacji unikać nadmiernego picia. To nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Jeśli czujesz, że problem Cię przerasta sięgnij po książkę: Alkoholizm – piekło kobiet autorstwa Moniki Sławeckiej. Wstrząsające historie innych kobiet jak mało co szybko Cię otrzeźwią.

Zobacz związek szczerze

Przyjrzyj się obiektywnie jak naprawdę wyglądał Twój związek. Aby to zrobić musisz przestać idealizować swojego byłego i przestać rozmyślać o dobrych wspomnieniach i doświadczeniach. Chociaż patrzenie w przeszłość przez różowe okulary jest naturalne, to nie jest to rzeczywistość.

Popatrz na swój związek rzetelnie. Przecież tyle rzeczy w Twoim byłym Cię denerwowało, a związek od dawna wydawał Ci się monotonny. Oczekiwałaś czegoś więcej. Skup się teraz na tym „więcej”. Nazwij to i dąż do tego. Wyjątkowo dzisiaj skup się na negatywach swojego byłego związku. To pomaga.

Dbaj o siebie

To, ze Twój partner zakończył związek nie oznacza, że jesteś już niekochana. Jesteś i powinnaś zawsze być kochana przede wszystkim  przez samą siebie. Skoncentruj się bardzo mocno na tym co możesz zrobić, żeby poczuć się lepiej teraz. Nie myśl co będzie za rok czy dwa. Liczy się tu i teraz. Rozpieszczaj się każdego dnia chociaż przez chwilę. Nie jest to jednak czas na nadmierne picie, objadanie się fast foodami lub zaniedbywanie pracy. Nie usprawiedliwiaj się. Te rzeczy nie sprawią, że poczujesz się lepiej. Wręcz spotęgują poczucie beznadziejności. Teraz jest czas na to żeby zadbać o siebie. Idź na siłownie i wyrzuć z siebie złe emocje, a przy okazji popracuj nad figurą. Załóż aparat na zęby przecież tak długo o tym mylisz, idź do kosmetyczki. A może zrób coś dla innych i zostać Honorowym Dawcą Krwi. Ważne żebyś czuła, że idziesz do przodu, a Twoje życie zmienia się – na lepsze.  

Odkryj na nowo kim jesteś

Jeśli Twoja tożsamość była mocno uwarunkowana relacjami z byłym, teraz jest idealny czas na odkrycie kim naprawdę jesteś. Dowiedz się kim jesteś poza związkiem. Pośpiech w budowaniu nowej relacji tylko po to aby wypełnić pustkę po stracie to ogromny błąd! To idealny przepis na katastrofę i ostatecznie jeszcze większy ból.

Wiele par rozstaje się z powodu zupełnie innych potrzeb i celi. Wbrew pozorom to najlepszy finał takich relacji. Cierpią Ci, którzy tkwią w takich związkach przez całe życie. Jesteś więc szczęściarą bo udało Ci się tego uniknąć. Teraz poświęć trochę czasu na to żeby ponownie odkryć kim naprawdę jesteś i czego chcesz – TY.

Upuść gniew

Trzymanie gniewu w sobie nie jest zdrowe. Zje Cię od środka. Zamiast tego skup się na uwolnieniu emocji. Przypomnij sobie, że przebaczanie nie polega na zapominaniu. Chodzi o uwolnienie się od przywiązania do byłego. Kiedy trzymasz się gniewu i urazy lub obwiniasz siebie albo byłego o rozstanie to uczucie ciągle Cię przy nim trzyma. Zamiast tego odpuść. Nie masz już wpływu na to co się stało. Skup swoją energię na tym jak chcesz by Twoje życie wyglądało teraz.

Zamień rozstanie w pozytyw

Wbrew powszechnego przekonaniu rozstanie nie musi być złe. W rzeczywistości może być dobre zwłaszcza jeśli tkwiłaś w toksycznym związku albo już od dłuższego czasu się w nim męczyłaś. Zamiast skupiać się na tym jaka jesteś teraz nieszczęśliwa rozejrzyj się i zobacz nowe możliwości. Bycie singlem to więcej czasu. Możesz wybrać się na wycieczkę z przyjaciółką. Wreszcie będziesz miała dla niej więcej czasu. Zyskujesz weekendy, które dotychczas spędzaliście razem. Teraz możesz zapisać się na kurs, który zawsze chciałaś zrobić, albo zwyczajnie pójść na siłownię, żeby trochę popracować na ciałem. A może zastanów się nad własny rozwojem. Zawsze marzyłaś o swoim biznesie? Teraz jest ten czas. Szukaj sposobów aby być wdzięcznym, że związek się skończył zamiast rozmyślać  „co by było gdyby”. Kiedy to zrobisz zaczniesz widzieć światło w tunelu ,a bycie singlem nie będzie Ci się wydawało okropną rzeczą. Zobaczysz, dużo kobiet bardzo ceni sobie ten stan. Pamiętaj jednak , że lepiej pozostać świadomą swoich potrzeb singielką niż szukającą pocieszenie u innego desperatką.

Pamiętaj, że są tam inni

Chociaż dzisiaj o tym nie myślisz – i słusznie!- to kiedyś będziesz mieć inny, jeszcze lepszy związek. Jeśli tylko bycie singielką zbytnio Ci się nie spodoba. Nie możesz tylko uwierzyć w to, że ta osoba było Twoja bratnią duszą i teraz to już zawsze będziesz sama. Nie ma czegoś takiego jak idealna osoba, ta jedyna połówka. Wszystko to kwestia wspólnych celi, oczekiwań i chemii.

Słowo od nas

Twojego własnego „ja” nie definiuje stan, w którym się znajdujesz. Niezależnie czy jesteś w związku czy nie najważniejsze jest to kim jesteś i czego Ty chcesz. Ile znaczysz dla siebie samej. Poczucia wartości nie buduje się przez związek. Taka relacja jest z góry skazana na niepowodzenie. Do związku trzeba wejść świadomie, z podniesiona głową i z pewnością, że jesteś w z nim bo tego chcesz, a nie dlatego że musisz, albo się przyzwyczaiłaś.

shutterstock_469991750

Na jaki temat tak milczysz kochanie?

Nadchodzi taki moment, że w związku nastaje cisza.

Pół biedy, gdy jest ona wywołana chorobą gardła drugiej strony. A cała bieda, gdy coś wisi w powietrzu. Tak zwana cisza przed burzą. Są osoby, które na trudne sytuacje reagują ekspresyjnie. I to jest dobre, bo wyrzucają z siebie zbędne emocje. Są również takie, które sztukę milczenia opanowały do perfekcji. Albo nie odzywają się, bo nie. Albo nie odzywają się, bo nic się nie stało. A wzdychają ciężko, bo powietrze im szkodzi. Tutaj to ja bym uważała. Jest takie powiedzenie: „Strzeż się nie tego psa, co ujada, ale tego, co siedzi cicho”. Nie wiadomo, kiedy rzuci się do gardła. Z ludźmi jest podobnie. Siedzisz cicho, nie powiesz o co ci chodzi, bo powinien się domyślić. Akurat. To domyślanie się to jakaś zmora. Powinno się tego zakazać. Jest też inny rodzaj ciszy, którą sama bardzo lubię. To jest wtedy, gdy ludzie są obok siebie, ale nie odzywają się, bo pracują, czytają, zajmują się swoim hobby, ćwiczą itd. Nic nie mówią, żeby sobie nie przeszkadzać w zajęciach, ale doskonale wiedzą, że są razem i nie potrzebują słów. Czasem wystarczy tylko spojrzenie, uśmiech, „puszczenie oczka” i wiadomo o co chodzi.

Milczenie jest złotem. Tak mówią. Milczymy z wielu powodów. Bo boli nas gardło, nie mamy nic do powiedzenia, jesteśmy obrażeni na świat i nie chce nam się ust otwierać, boimy się oceniania naszej wypowiedzi, sytuacja wymaga milczenia albo jest taka, że lepiej ją przemilczeć. Możesz dopisać coś jeszcze, bo pewnie co osoba, to inne powody. Milczenie sprawdza się, gdy mamy do czynienia z osobą w emocjach, wyrzucającą nieparlamentarne słowa pod adresem naszym i całej ludzkości. Wchodzenie w dyskusję w takim momencie to klasyczny „strzał w stopę” i gotowa kłótnia. Jest też ryzyko milczenia w podanej sytuacji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że rozemocjonowana osoba jeszcze bardziej się rozzłości, bo my nic nie mówimy. Zalecam wtedy odzywać się tylko tak, aby miała poczucie, że ją słyszycie. Nie mówię o ignorowaniu, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Jeśli mówimy coś w emocjach do kogoś, trudno jest się kontrolować. Jednakże, mając świadomość, że słowa tną jak brzytwa, czasem lepiej ugryźć się w język i nie mówić tego, czego będziecie długo żałować. Ktoś może powiedzieć, że przecież należy być sobą, być autentycznym, mówić szczerze. Tak, zgadzam się z tym. Tylko, że w złości i w porywach emocjonalnych raczej nie bywamy sobą, tutaj odzywają się pierwotne instynkty, które mają za nic poprawność polityczną.

Wystarczy być, czyli rozumiemy się bez słów. Moim zdaniem jest to cudowna umiejętność. Wystarczy jedno konkretne spojrzenie lub gest i druga osoba wie, o co chodzi. Ten sposób porozumiewania się dotyczy osób, które znają się już na tyle, że potrafią czytać z mowy ciała drugiej osoby. Długoletnie pary tak mają, przyjaciele spędzający ze sobą sporo czasu lub dobrzy znajomi. Generalnie osoby, które są emocjonalnie blisko związane. Umiejętność taka świetnie podtrzymuje więź i tworzy między osobami specyficzny, trochę tajemy sposób porozumiewania.

A gdy już zawiodą wszystkie sposoby na poznanie przyczyny milczenia, można zadać magiczne pytanie:

Kochanie, a na jaki temat milczysz?

shutterstock_162783695

8 konkretnych porad psychologa na to jak zmniejszyć przedświąteczny stres.

Święta - dla większości z nas to ciepły i pełen radości czas, ale nadmiar obowiązków i spraw do załatwienia powoduje, że często jest też bardzo stresujący.

Oto osiem wskazówek, które pomogą zmniejszyć stres podczas przygotowań do świąt i w trakcie ich trwania.

1. Podziel się obowiązkami i planowaniem

Prezenty do kupienia, dekoracje, jedzenie i rozrywka. To tylko niektóre zadania z przedświątecznej listy. Ważne jest, żebyś nie brała sobie na głowę tego wszystkiego sama! Już zanim zaczniesz będziesz przytłoczona i wyczerpana. Zacznij więc od przygotowania listy przedświątecznych zadań i ZWRÓĆ SIĘ O POMOC. Deleguj nawet najdrobniejsze sprawy tam gdzie możesz. Pamiętaj, że nastolatkowie są wystarczająco duzi, aby pomagać, a partnerzy POWINNI dzielić obciążenia. Zachęcaj swoja rodzinę, aby przygotowania świąteczne były pracą zespołową - z korzyścią dla wszystkich.

2. Zarządzaj budżetem.

Finanse to główne źródło stresu dla wielu rodzin. Prezenty i uroczystości zwiększają wydatki. Czasami zupełnie niepotrzebnie. Być może warto przemyśleć sposób wręczania prezentów aby zmniejszyć obciążenia finansowe? Dobrym rozwiązaniem wydaje się być losowanie, kto komu kupuje i ustalenie wcześniej maksymalnej kwoty za prezent. Nie tylko osiągniemy limit wydatków, ale popracujemy również nad kreatywnością. Możesz też ograniczyć prezenty tylko dla dzieci. Niezależnie jaką opcję wybierzesz przygotuj listę wcześniej i kup prezenty z wyprzedzeniem, aby uniknąć stresu tłumów i paniki.

3. Zapomnij o "ideale"

Możemy mieć wysokie oczekiwania dotyczące Świąt Bożego Narodzenia i tego, jak to się potoczy. Skrupulatne dekoracje, ręcznie robione prezenty, harmonijna kolacja jak z reklam rzadko jest możliwa ( jeśli w ogóle!) w tak pracowitym czasie jak święta.

Uprość swoje oczekiwania - wobec siebie i innych. Z czego możesz zrezygnować by świat się nie zawalił? Czy musisz uczestniczyć w każdym wydarzeniu? Kiedy stawiamy sobie wysokie oczekiwania dotyczące "robienia wszystkiego i bycia wszystkim" ryzykujemy stres, niepokój i rozczarowanie. Pomyśl o tym, że Święta maja być przyjemnością również dla Ciebie. Pomyśl o swoim dobru i prawdziwym sensie świąt. Z pewnością ich celem nie jesteś Ty przemęczona i rozgoryczona. Takie podejście udzieli się tez pozostałym domownikom. Ty zmęczona = najbardziej oberwie się najbliższym.

4. Zrób to po swojemu

Bożonarodzeniowe tradycje są korzystne dla naszego szczęścia, poczucia więzi i dobrego samopoczucia. Jednak nie w każdej rodzinie. Nieporozumienia i spory rodzinne są wzmacniane przez wysiłek, alkohol, i oczekiwanie, że powinnismy spędzić święta razem, nawet jeśli będziemy się unikać przez resztę roku.

Jeśli wiesz, że Twoje rodzinne napięcia są wysokie, zastanów się nad tym czy warto mimo wszystko brnąć w rytuały, które tylko pogorszą sprawę. Może warto zrobić coś inaczej? A może to rok, w którym zarezerwujesz wycieczkę i spędzisz Święta Bożego Narodzenia gdzieś indziej?

5. Wyraź wdzięczność

Wyjdź na chwilę z aury świąt. Zatrzymaj się i przekieruj swoje myśli na to co przyjemne każdego dnia w ciągu roku. Zastanów się co jest najfajniejsze w Twoim świecie. Wyrażanie wdzięczności za najmniejsze rzeczy - kawę z przyjaciółką, samotna kąpiel z lampka wina, śmiech dzieci, ciepło w domu kiedy za oknem mróz - podnosi nas z codziennych zmartwień i zmniejsza stres. Delektuj się małymi pozytywami w okresie poprzedzającym Święta Bożego Narodzenia i nie pozwól by NIEPOTRZEBNY stres wygrał!

6. Uznaj emocje

Zima to bardzo emocjonująca pora roku. Jesteśmy zestresowani, nękani, radośni, samotni, nostalgiczni, mamy nadzieję i jesteśmy smutni. Jazda falami emocji jest męcząca, ale ISTNIEJE prosta strategia zarządzania swoimi emocjami tak aby Cie nie przytłoczyły.

Jeśli stajesz się rozdrażniona w ostatnich tygodniach przed Bożym Narodzeniem, poświęć chwilę aby poczuć swoje uczucia. Brzmi jak masło maślane, ale to prawda! Zauważ je! Jesteś zła? Przytłoczona? Zmartwiona? Smutna? Zrozumienie emocji i ich przyczyny działa oczyszczająco i pozwala nabrać dystansu do tego co się wkoło nas dzieje. Jednym słowem byle do marca!

7. Znajdź czas dla siebie

Pozostałe do Świąt dni to czas, który powinnaś przeznaczyć na SAMOOPIEKĘ Wiemy, jesteś zajęta i czujesz wyrzuty sumienia kiedy odkładasz sprawy na bok i koncentrujesz się na sobie, ale nie możesz troszczyć się tylko o innych jeśli sama toniesz. Zaplanuj kilka godzin w tygodniu tylko dla siebie. Idź na kawę z kimś z kim lubisz, obejrzyj film, który niekoniecznie musi podobać się innym - ważne, że Tobie się podoba! Potraktuj siebie jak zestresowanego przyjaciela - uprzejmie. Staniesz się odświeżona, gotowa do pracy i bardziej znośna dla otoczenia.

8. Po prostu bądź.

Kiedy juz nadejdzie dzień świąt ciesz się nim. Świadomie. Przy tylu wydarzeniach łatwo jest przyłapać się na konieczności kontrolowania wszystkiego tak by sprawnie działało. Zwolnij, zatrzymaj się, oddychaj i zauważ co się wkoło dzieje. Ciesz się usmiechami dzieci, świąteczną atmosferą i wspaniałym jedzeniem. I na koniec pogratuluj sobie dotarcia do tego punktu. Zasługujesz na to!

Źródło: potential.com

156J9667

"Dzięki tej decyzji od dziewięciu lat jestem szczęśliwą żoną i mamą" - o kompleksowym wsparciu w czasie rozwodu opowiada Anna Klaus-Zielińska

Pani Anna Klaus-Zielińska, twórczyni innowacyjnego projektu Wise Mind w kilku cyklicznych artykułach opowie nam o tym jak ważne jest kompleksowe wsparcie dla kobiet, które podjęły decyzję o rozwodzie i jak ważne jest by kobiety, które boją się jej podjąć wiedziały, że taka pomoc istnieje.

Joanna Wenecka-Golik: Pani Anno stworzyła Pani, no właśnie jak to nazwać? Projekt? Działalność? Wpierającą kobiety w czasie rozwodu. Proszę przybliżyć naszym czytelniczkom co to jest Wise Mind i skąd pomysł na jego stworzenie.

Anna Klaus-Zielińska: Wise Mind to projekt skupiający specjalistów z różnych dziedzin; prawników, mediatorów, psychologów, psychologa dla dzieci i młodzieży, psychoterapeutę i doradcę majątkowego. Wszyscy razem tworzą zespół który kompleksowo wspiera osoby w procesie rozstania i rozwodu. Pomysł zrodził się z naszych osobistych doświadczeń - większość z nas jest po rozwodzie. W tamtym, trudnym okresie sami szukaliśmy wsparcia i doradztwa u wielu specjalistów - ja np w trakcie rozwodu spotykałam się z psychologiem, a zaraz potem rozpoczęłam roczną psychoterapię. Z perspektywy czasu, oceniam decyzję o sięgnięciu po kompleksowe wsparcie jako najlepszą z możliwych. Jestem też przekonana, że decyzji tej zawdzięczam to, że od dziewięciu lat jestem szczęśliwą żoną i mamą. Tak więc wracając do pani pytania - stworzyłam miejsce, którego lata temu ja, i specjaliści z którymi pracuje, sami szukaliśmy, i o którego przydatności jesteśmy osobiście przekonani.

JW-G: W jednej z rozmów telefonicznych wspomniała Pani, że najwięcej wniosków rozwodowych wpływa w styczniu? Dlaczego tak jest? Może to Pani jakoś uzasadnić czy to przypadek?

AK-Z: Tak, to prawda. Dokładnie w pierwszej połowie stycznia - zwykle między trzecim a ósmym stycznia jest składanych w większości krajów europejskich najwięcej wniosków rozwodowych. Druga, podobnie duża fala wniosków nadchodzi pod koniec wakacji. Czy to przypadek? Nie. Oba te okresy; wakacje, ale szczególnie święta to czas wielkich oczekiwań i nadziei. Myślimy sobie; na codzień jest jak jest, mało rozmawiamy, i mijamy się sporym łukiem, ale magia choinki i kolęd spowoduje że.. no właśnie co? Sami do końca nie wiemy. Oglądamy kolorowe reklamy z idealnymi rodzinami gdzie mama ma długie blond włosy, wpatrzony w nią tata sweter z reniferem a dzieci (koniecznie dwoje) uśmiechnięte pieką pierniczki. Gdzieś tam z tyłu głowy lubimy mieć myśl że u nas też tak będzie; wyjątkowo, blisko, ciepło, serdecznie i harmonijnie. A potem nadchodzą święta i nawet nie jest tak jak zawsze, tylko znacznie gorzej, bo stres, bo sprzeczne oczekiwania i potrzeby których nie umiemy komunikować, bo nakładają się na to nieprzegadane kwestie dotyczące ról i obowiązków w domu ( kto i co sprząta, kto robi zakupy, kto gotuje, kto zajmuje się dziećmi?). Sytuacji nie poprawiają zwykle odmienne wzory spędzania świąt które mamy wyniesione ze swoich rodzin generacyjnych ("u mnie w domu zawsze mama robiła dziesięć makowców i cztery rodzaje pierogów i okna były umyte już tydzień przed wigilią" - "a u mnie w ogóle się nie piekło ciast - były symboliczne ryby na kolacje, a w pierwszy dzień świąt jechaliśmy na narty - domu nikt nie sprzątał bo nas w nim przez cały świąteczny tydzień i tak nie było"). I jak to pogodzić?

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jedna kwestia - w trakcie świąt zwykle spędzamy ze sobą dużo więcej czasu niż w normalnym tygodniu czy miesiącu. Jesteśmy nijako skazani na siebie i swoje towarzystwo. Już nie da rady się mijać w biegu. Do pracy nie wyjdę. Sklepy zamknięte. Znajomi spędzają czas z rodziną. Siadam więc z parterem w domu na kanapie/ przy stole. I nagle uderza cisza i pustka. To mocne bardzo doświadczenie.

JW-G: Jak już kobieta podejmie decyzję to zwykle skupia się tylko na jednej sferze i kieruje kroki do prawnika lub samodzielnie pisze pozew..

AK-Z: Tak, oczywiście, czasem jest to bardzo dobre rozwiązanie. Ale proszę pamiętać że prawnik jest reprezentantem jednej strony –wszystkie informacje i ogląd sytuacji jaki posiada jest subiektywnym oglądem tej jednej strony właśnie. W trakcie całego procesu komunikuje się z reprezentantem drugiej strony, też posiadającym siłą rzeczy fragmentaryczną wiedzę. W takiej sytuacji trudno o dobrą, efektywną komunikację, natomiast łatwo o zaostrzenie konfliktu który czasem ciągnie się latami oddziałując nie tylko na małżonków i ich dzieci, ale również na dalszą rodzinę i bliskich przyjaciół. Tworzą się koalicje, stronnictwa, są tematy tabu i frustrujące sytuacje społeczne. Cierpi wiele osób.

JW-G: Co zatem Państwo doradzacie kobiecie, która nie wie od czego zacząć cały ten "rozwód"?

AK-Z: W Wise Mind doradzamy naszym klientom jednorazowe skorzystanie z doradztwa prawnika – który przedstawi wszystkie aspekty prawne związane z procesem rozwodu, a następnie – udanie się na mediacje.

JW-G: Czyli przechodzimy do dbania o drugą sferę zmian rozwodowych – komunikację?

AK-Z: Dokładnie. Jeżeli para podjęła decyzje o rozwodzie, to z dużą dozą prawdopodobieństwa ich wzajemna komunikacja nie była dobra.  Niewypowiedziane, trudne emocje, narastając latami, często prowadzą do całkowitego zablokowania komunikacji i procesów decyzyjnych. I nagle teraz, małżonkowie muszą się porozumieć co do szeregu mniejszych i większych kwestii związanych z rozstaniem – podziału majątku, kredytu, wysokości alimentów. No i przede wszystkim – jesli mają dzieci – muszą stworzyć wspólnie plan wychowawczy.

JW-G: Dużo tego...

AK-Z: I są to wszystko tematy złożone i trudne, a pamiętajmy że poruszamy je w szczególnej sytuacji wielkiego poruszenia emocjonalnego, poczucia bycia w kryzysie  lub w trakcie doświadczania wielkiej złości na partnera.Tym bardziej nie do przecenienia jest tu rola mediatorów (zwykle pracują w parze żeby lepiej czuwać nad przebiegiem procesu). Mediatorzy są bezstronni i nie angażują się w żaden sposób w konflikt. Czuwają na straży niezakłóconego procesu komunikacji – pomagają nam dostrzec nasze potrzeby i wyrazić je w taki sposób żeby nie ranić drugiej osoby. Wreszcie, mediatorzy pomagają nam znaleźć kompromis z którego obie strony są zadowolone.Dodać należy że ugoda mediacyjna ma moc ugody sądowej.

JW-G: Czyli miałybyśmy tu pierwszy wymiar dobrego rozwodu – dobra komunikacja?

AK-Z: Tak, to paradoks, prawda? Para, która do tej pory miała problem z komunikacją, nagle uczy się porozumiewać bez przemocy, w duchu wzajemnego szacunku.

JW-G: Tylko że oni już się rozstają, ta umiejętność do niczego im się nie przyda..

AK-Z: Tu bym się mocno nie zgodziła. Rozstają się jako para, ale jeżeli mają dzieci to komunikować się jako rodzice będą musieli jeszcze bardzo, bardzo długo. Dlatego wzory dobrej komunikacji które sobie wypracują w trakcie mediacji będą dla ich dziecka bezpiecznym gruntem, na którym można spokojnie wzrastać. Jak pokazują różne badania, dzieci których rodzice dobrze współpracują po rozwodzie, zwykle wracają do dobrostanu emocjonalnego w przeciągu dwóch lat.

JW-G: A jeżeli para nie ma dzieci?

AK-Z: Wtedy nabyte w trakcie rozwodu kompetencje komunikacyjne można potraktować jako zasób rozwojowy. I zacząć się temu przyglądać głębiej – jak ja się z tym czuję że nagle potrafię głośno i wprost powiedzieć czego potrzebuje?

JW-G: Pani Anno proszę przybliżyć sylwetkę Pani klientek, jakie to są kobiety? Różne czy są jakieś schematy?

Myślę, że najczęściej pojawiającym się wzorem jest chwytanie się przez kobiety różnych złudzeń i fantazji dotyczących tego, że mąż/ parter się zmieni. Że dojrzeje, że weźmie na siebie część obowiązków domowych, że przestanie poniżać, że przestanie uciekać w nałogi, że zacznie odpowiedzialnie funkcjonować w roli ojca.. Czekamy, czekamy, tłumaczymy go przed rodziną i znajomymi, liczymy na wielki przełom który nastąpi; pewnie w wakacje, pewnie w te święta. Powiem brutalnie; raczej nienastąpi. Proszę mnie źle nie zrozumieć; nikogo nie namawiam do rozwodu. Ale samo trwanie w takim związku nic dobrego nikomu (a szczególnie dzieciom) nie przyniesie. Trzeba iść na terapię par, zacząć pracować nad komunikacją i definicjami ról w rodzinie. Jednym słowem trzeba COS robić. A jeśli te działania nie przyniosą poprawy relacji - trzeba podjąć decyzję o rozstaniu i przeprowadzić je w sposób spokojny i z poszanowaniem potrzeb i uczuć wszystkich stron. I nie bać się rozwodu. Rozwód to tylko wynik. Wynik nieudanego związku.

JW-G: A jak kobieta już trzyma rozwód, jest wolna. Jak zazwyczaj wygląda jej dalsze życie? Ma Pani kontakt z tymi kobietami?

AK-Z: Tak, niektóre z klientek jeszcze jakiś czas po rozwodzie nas odwiedzają. Spotykają się z psychologiem dla dzieci i młodzieży budując się w poczuciu wartości własnej jako mamy, korzystają z porady doradcy majątkowo / podatkowego bo zakładają swoje firmy. Sporo osób przechodzi po rozwodzie psychoterapię lub coaching.. To bardzo dobry życiowo moment na taką decyzję. Mamy szansę lepiej poznać i zrozumieć siebie, swoje potrzeby, i priorytety. Z czego w nowym związku nie będziemy w stanie zrezygnować, a co możemy odpuścić? Jakie obszary dotyczące ról mieliśmy w poprzednim związku niedoprecyzowane?  Jakie konflikty to generowało? Czego w związku z tym oczekuje od nowego związku? Jakie błędy popełniłam? CO ta informacja mi daje w perspektywie nowego związku? I kluczowe; jakie mam zasoby? Na czym mogę budować to moje nowe życie? Na te i inne pytania możemy sobie odpowiedzieć na psychoterapii lub sesjach coachingowych. To ciężka praca, ale z własnego doświadczenia wiem, że warta każdego wysiłku.

JW-G: Przypadek klientki, który najbardziej utkwił w Pani pamięci?

AK-Z: Każda Klientka jest wyjątkowa, i każda pisze swoją unikalną historię. Ale szczególnie pamiętam naszą najstarszą klientkę. Pani tuż po sześdziesiątce , szczupła, wysportowana (w młodości trenowała lekką atletykę). Przyszła i opowiedziała historię czterdziestoletniej wielkiej samotności w związku, który był w jej życiu pierwszym i jedynym. Do samotności się przyzwyczaiła, a gdy dzieci się wyprowadziły wszystkie swoje uczucia przelewała w grę na pianinie. I tak by pewnie już zostało, że pusty dom, samotność i muzyka, gdyby nie to, że pewnego dnia, mąż Pani to pianino umyślnie uszkodził, tak że grać już na nim nie mogła. Moja klientka podjęła wtedy decyzję do której zbierała się odkąd dzieci wyprowadziły się z domu - chcę tę część życia która mi została, spędzić na własnych warunkach. I jeśli w samotności, to z poczuciem że to samotność z wyboru.Pani po rozwodzie przeprowadziła się do Hiszpanii.

JW-G: Serdecznie dziękuję za rozmowę.

AK-Z: Dziękuję bardzo

W kolejnym miesiącu zapraszamy na kontynuację tematu. Porozmawiamy o emocjach, które występują w czasie rozwodu.

smog

Mamy w Polsce najgorsze powietrze w Europie! Okazuje się, że w zimie może nam pomóc tylko domowa dżungla

Jakoś powietrza w Polsce jesienią i zimą jest dramatyczna. Na mapie Europy tylko my, Słowacja, Czechy, Włochy i Bułgaria odznaczamy się czerwonym kolorem, jeśli chodzi o europejskie normy, które przekraczamy czasem nawet o kilkaset (!) procent. Oznacza to mniej więcej tyle, że nasza młodzież na co dzień funkcjonuje w warunkach, ze względu na które francuskie dzieci nie poszłyby do szkoły.

Polska jest największym trucicielem Europy. Najgorzej jest tam gdzie tereny są najbardziej zaludnione i gdzie najzimniej, a w związku z tym gdzie grzeje się w piecach najwięcej - a więc na południu Polski. Najgorsze normy powietrza mają takie miasta jak Pszczyna, Kraków, Rybnik, Zabrze, Nowy Targ, Nowy Sącz i Zakopane.

Co gorsza na walkę ze smogiem jesteśmy skazani raczej sami na siebie. W internecie można znaleźć wiele artykułów, które podają przeróżne sposoby na samodzielną walkę z trującymi pyłami znajdującymi się w powietrzu: wyposażenie się i dbanie o dobre systemy wentylacyjne, częste odkurzanie odkurzaczami ze szczelnymi filtrami HEPA zatrzymującymi zanieczyszczenia, zakup oczyszczaczy powietrza czy lamp solnych. Okazuje się jednak, że najlepszym, najzdrowszym i najbardziej ekologicznym sposobem na smog są... roślinki!

Rośliny zielone znakomicie wychwytują zanieczyszczenia i kurz, wzbogacając powietrze w domu o tlen. Ponadto rośliny potrzebują częstego zraszania, a więc kąpiąc je w mgiełce wody, dodatkowo nawilżamy domowe powietrze. Istnieje kilka gatunków roślin, które szczególnie rekomendowane są do jesiennego zakupu, ponieważ korzystnie wpłwają na jakoś powietrza. Oto kilka z nich:

Bluszcz

Powszechnie uważany przez niektórych za chwasta. Słusznie czy niesłusznie, prawada jest taka, że bluszcz potrafi zdziałać więcej niż niejeden drogi filtr. Według naukowców z NASA jest to najlepszy filtr powietrza wśród naszych zielonych sprzymierzeńców.  Oczyszcza powietrze z substancji takich jak trichloroetylen, benzen, formaldehyd, ksylen, toluen. Najlepsze w tej roślince jest także to, że jest ona całkowicie niewymagająca. Wystarczy, że ustawisz go na parapecie okna północnego, raz na tydzień będziesz podlewać i raz zraszać. Przyjmie się wszędzie: w doniczce, na balkonach, w ogrodach - sadźmy go więc na potęgę. Ciekawostka: istnieją trujące odmiany bluszczu, występują jednak głównie w Ameryce Północnej. W Polsce bluszcz jest rośliną znajdującą się częściowo pod ochroną.

Aloes

Koniecznie udekorujcie nim swój salon i sypialnię! Jeden, średniej wielkości aloes oczyszcza powietrze w tym samym stopniu co 9 odświeżaczy ze sklepowej półki! Oczywiście nocą zwiększa poziom tlenu w pomieszczeniu i doskonale absorbuje dwutlenek węgla oraz czad. Dobrze mieć go pod ręką, bo posiada także inne superwłaściwości - jest jak chłodzący opatrunek na wypadek oparzenia słonecznego, otarcia czy niewielkiego oparzenia w kuchni.

Nephrolepis obliterata i exaltata, czyli paprotki

Kolejna dobrze znana roślinka, którą zawsze najlepiej pielęgnowała babcia. Usuwa z powietrza ksyleny i formaldehydy. Zastępuje nie tylko oczyszczacz, ale i nawilżacz powietrza. Większość ogrodników i florystów twierdzi, że nie jest rośliną wymagającą - nie jest to do końca prawda. Paproć lubi wilgoć, równocześnie nie znosząc przelania, dlatego zimą często usycha lub wręcz przeciwnie gnije. Trzeba bardzo dobrze ją wyczuć i zbilansować podlewanie. A zdecydowanie warto, bo pięknie rozrośnięta paproć to nie tylko dobra jakoś powietrza w mieszkaniu, ale i ulga dla zmęczonych po pracy przy komputerze oczu.

Zielistka Sternberga

Niepozorna roślinna królowa PRL-u. Dawniej niedoceniana, teraz wróciła do łask dzięki niezwykłej zdolności do fotosyntezy przy minimalnym oświetleniu. Doskonale absorbuje toksyny z powietrza takie jak formaldehyd, styren, ksylen, tlenek węgla. Ma zdolność wyłapywania z powietrza kurzu. Zielistka zmniejsza szkodliwe promieniowanie elektromagnetyczne, dlatego warto ustawiać ją w pobliżu komputera lub telewizra. Roślinka ta bardzo aktywnie wytwarza fitoncydy, czyli substancje o działaniu antybakteryjnym, pierwotniakobójczym i grzybobójczym, które ograniczają żywotność chorobotwórczych drobnoustrojów nawet o 80%. Dlatego każdy alergik i osoba, która boryka się z chorobami płuc powinna sprawić sobie zielistkę. Mówi się, że jej jedna średniej wielkości szczepka może oczyścić powietrze nawet na 200 m2 - jest to raczej duża przesada;) Ale faktem jest, że zielistka jest niezwykle wydajna w oczyszczaniu powietrza, więc jedna, dwie na mieszkanie wystarczą.

Chamendora wytworna

Czyli palma koralowa. Pomimo że pierwotna nazwa sugerować może egzotyczność i trudnodostępność, można ją kupić niemal w każdym większym sklepie takim jak Ikea czy Leroy Merlin. Usuwa z powietrza formaldehydy, ksylen i toluen, trichloroetyleny, benzen i tlenek węgla. Numer 1 w rankingu opublikowanym przez NASA o roślinach najlepiej oczyszczających powietrze. Faktycznie łatwo się z nią żyje, nie zajmuje wiele miejsca... i kwitnie w mieszkaniu! Niewiele palm tak potrafi.

Wiadomo, że opieranie oczyszczania powietrza w domu wyłącznie na roślinach przy tak dramatycznych polskich normach jest pomysłem średnioskutecznym. Biorąc pod uwagę dane przedstawione przez NASA, aby oczyścić pokój o wielkości 10m2, potrzebowalibyśmy w tym celu około 25 dużych roślin. Raczej mało prawdopodobne, abyśmy wszyscy całą jedną ścianę pokoju pokryli wyżej wymienionymi roślinami. Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydowanie lepiej rośliny zielone w domu mieć, i to mieć w dużej ilości, i to właśnie TE;) Dlatego bawmy się w ogrodników!

Hepburn z papierosem

6 (nie)oczywistych powodów, dla których warto rzucić palenie

Audrey Hepburn, Greta Garbo, Cameron Diaz, Charlize Theron, a z naszego polskiego podwórka Beata Tyszkiewicz i Maria Czubaszek. Wszystkie damy, wszystkie palące. Niektórym z nich udało się rzucić palenie na zawsze. Gdy patrzy się na ich zdjęcia z papierosami, ma się wrażenie, że ten zabójczy atrybut dodaje im jakby powabu, wdzięku, kokieterii.

I być może tak jest. Wielu zwykłym, szarym kobietom papieros dodaje pewności siebie. To udowodnione! I dobrze, można i w ten sposób. Tyle tylko, że palenie naprawdę realnie skraca życie. Już nawet nie warto wspominać o nowotworach, o tym nawet małe dziecko w piaskownicy wie. Wróc, teraz powinno się już mówić małe dziecko przed komputerem, bo rzadko kiedy uświadczysz gdzieś piaskownicę, a co dopiero bawiące się w niej dzieci.

Specjaliści z warszawskiego Centrum Onkologii potwierdzają, że na skutek palenia przedwcześnie umiera 70 tys. Polaków. Nowotwór płuc zabija 20 tys. polskich palaczy w ciągu roku. Być może jak na 38 milionowy naród nie jest to dużo. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że taka śmierć jest nie tylko przedwczesna, ale przede wszystkim zwykle długa i bolesna.

Warto zatem pomyśleć o tym, by ten nałóg rzucić. Prezentujemy Wam kilka powodów, dla których zdecydowanie warto to zrobić. Nie są chyba one tak oczywiste jak nowotwór, przyspieszona śmierć, szara i brzydka cera, żółte zęby i nieświeży oddech, które dla kobiet już powinny być wystarczjącą zachętą, by przestać palić.

Sprawdźcie dlaczego Wasze codzienne życie nabierze kolorów po jakimś czasie od rzucenia tego zabójczego nałogu!

1. Odzyskasz smak i węch

Substancje smoliste, które zawierają papierosy stępiają wszystkie zmysły. Powoli, ale regularnie. Przede wszystkim smak i węch, choć wielu palaczy z czasem zaczyna też gorzej widzieć. Co więcej u wieloletnich palaczy dochodzi do rogowacenia języka (leukoplakia języka), co powoduje już nie stępienie, ale zanik zmysłu smaku i węchu. Jeżeli więc rzucisz palenie, świat stanie się dużo bardziej kolorowy, smaczniejszy, żywszy. Za darmo;)

2. Będziesz miała trzy razy więcej energii

Dym tytoniowy zawiera od 4 do 6 tysięcy różnych związków chemicznych, które są szkodliwe na wszystko, ale przede wszystkim które szkodzą Twoim płucom i sercu. Oskrzela palacza nie tylko zaczynają przyswajać mniej tlenu, czyli na co dzień funkcjonują wolniej i mniej wydolnie, ale zaczynają się też 2 razy szybciej starzeć. Na domiar złego palenie przyspiesz też zanik mięśni. Jeżeli rzucisz palenie, zaczniesz lepiej oddychać, czyli zaczniesz być lepiej dotleniona. Cała, cały Twój organizm, a więc lepsze dotlenienie to nie tylko ładniejsza skóra, lepsze spanie, ale także sprawniejsze funkcjonowanie mózgu - lepsze i szybsze myślenie oraz dużo więcej energii. Nagle okaże się, że robisz dużo więcej i wcale nie jesteś zmęczona! Ha, co więcej, będziesz miała znacznie lepszy humor i będziesz się znacznie lepiej czuła, bo - patrz punkt 3.

3. Palacze mają więcej problemów z zakresu zdrowia psychicznego

Papierosy tylko pozornie uspokajają, pomagają utrzymać nerwy na wodzy, dodają animuszu. Tak naprawdę prowokują do nawyku tłumienia uczuć poprzez zapalenie zamiast naturalnego rozładowywania emocji. Udowodniono, że osoby palące mają więcej poważnych problemów z zakresu zdrowia psychicznego - znacznie częściej przytrafia się im depresja, lęki, a nawet schizofrenia i narkomania. Prosty rachunek: niepalenie = naturalnie lepsze samopoczucie.

4. Zachowasz w portfelu około 5,5 tys. złotych rocznie

Tyle mniej więcej zostanie w Twoim porfelu, jeżeli wypalasz mniej więcej jedną paczkę dziennie. Albo nawet więcej, bo Sejm właśnie głosuje za podniesieniem cen alkoholu i papierosów. A to nie koniec wydatków poniesionych z powodu palenia. Niektórzy mężczyźni być może będą to mieli w nosie, ale kobieta zawsze chce ładnie wyglądać, być zadbana, ładnie pachnieć. Do ceny paczki dodaj więc jeszcze kilka złotych na dentystę - papierosy dramatycznie psują zęby i dziąsła, kilka złotych na wybielanie zębów, które nikotna doprowadza do żółknięcia, plus dodaj jeszcze kilka złotych na specyfiki, które spróbują zniwelować nieświeży oddech. No i perfumy. Bo jeżeli palisz, to naturalnie pachniesz... po prostu brzydko (Twój pot ma brzydszy zapach). Poza tym masz stępiony zmysł węchu, więc zużywasz więcej perfum niż byś mogła, nie paląc.

Tak więc około 6 tysięcy w portfelu więcej - pomyśl, co mogłabyś za to mieć?! Egzotyczne wakacje, wymarzone perfumy, lepsze ciuchy, operację wzroku, super kursy, które mogą polepszyć Twoje perspektywy zawodowe. Wybór zależy od Ciebie!

5. Zaczniesz się nieziemsko wysypiać

Dowiedziono, że nikotyna skraca fazę snu głębokiego. Uważana jest za średni stymulant, dlatego też, podobnie jak każdy inny, podwyższa ciśnienie krwi i zmusza serce do zwiększonej częstotliwości bicia. Mówiąc wprost - pomimo że uznawana jest za coś, co pomaga nam się zrelaksować, działa wręcz przeciwnie. Upośledza również nasz układ nerwowy, dlatego jeżeli palicie i źle śpicie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że to przez papierosy. Tu mamy dla Was jednak zdecydowanie dobrą wiadomość!

Eksperci z Ministerstwa Zdrowia podkreślają, że korzyści z rzucenia palenia są widoczne niemal od razu. W ciągu 20 minut zmniejsza się tętno i ciśnienie krwi, w ciągu 12 godzin stężenie tlenku węgla we krwi spada do normalnego poziomu. Dlatego rzuć i niemal od razu zacznij lepiej sypiać;)

6. Odzyskasz odporność

Nie chodzi tu nawet o zwykłe przeziębienia, katarek i kaszel, które są niemal nieodłącznym towarzyszem palacza. W grę wchodzą przede wszystkim różne zakażenia i zarażenia bakteriami i wirusami: na basenie, w saunie, od partnera podczas stosunku. Czasem możemy nawet o nich nie wiedzieć! Dopiero po jakimś czasie okazuje się, że jesteśmy chorzy. Dzieje się tak dlatego, że nikotyna i inne substancje smoliste upośledzają nasz układ immunologiczny, a więc powodują, że stajemy się słabsi, mniej odporni i mniej zdolni do zwalczania chorób.

rozmowa z seksuologiem

Problem nie tkwi w niskim libido, a w tym, że kobiety nie znają różnicy między pożądaniem responsywnym a spontanicznym

Wywiad z Joanną Niedzielą, seksuolożką, psycholożką, autorką bloga "Seksuolog bez tabu"

Trudno wymyślić dziś ciekawe, nieoklepane, owiane opinią tabu pytanie do seksuologa! Wychodzi pełno książek o takiej tematyce, mamy pełno przeróżnych artykułów na ogólne i szczegółowe tematy dotyczące seksu, pojawiły się naprawdę dobre blogi i strony prowadzone przez seksuologów i edukatorów seksualnych. Dlatego trochę na przekór i na odwrót zapytam: jakie pytanie Pani zadałaby seksuologowi?

Rzeczywiście wiele pytań się powtarza, dlatego zamiast zadawać kolejne, chciałabym zwrócić uwagę na kwestię patologizacji seksualności czy straszenia nią. Szczególnie mam tu na myśli seksualność kobiet, która postrzegana jest głównie przez pryzmat trudności, dysfunkcji, nakazów czy męskich potrzeb. Niewiele mówi się o rozwijaniu tej sfery życia, czerpaniu z niej przyjemności, cieszenia się nią. W konsekwencji wiele kobiet obawia się, że to, czego doświadczają czy co przeżywają, nie mieści się w normie, że coś jest z nimi nie tak. 

Naprawdę? A to ciekawe, bo ja powiedziałabym zupełnie co innego - że współczesne młode, ale i te dojrzałe, wykształcone kobiety wiedzą czego chcą, a przynajmniej doskonale wiedzą, czego nie chcą, co im się nie podoba. Zaczynają jasno mówić o swoich pragnieniach, fantazjach, są w sferze seksualnej bardzo czynne, a jeżeli mają jakieś problemy, odczuwają dysfunkcje, to od razu szukają rozwiązania - czy to w internecie, czy w książkach czy u specjalisty?

Myślę, że taki obraz rzeczywistości kreują media - obraz kobiety mającej nieziemskie orgazmy przy każdym zbliżeniu, zdrowej, wysportowanej, zawsze seksownie ubranej i wiedzącej czego chce. Tymczasem większość kobiet nie jest w stanie zbliżyć się do tego sztucznie wykreowanego ideału, co wpędza je w kompleksy. Powszechne podczas konsultacji są takie zdania jak: "chciałabym mieć orgazmy jak każda normalna kobieta" albo "kochać się tak często jak wszyscy". To bardzo ogólne stwierdzenia, bo nie wiemy, co to dokładnie znaczy dla tej osoby. Ale to nie bierze się znikąd - to właśnie wrażenia zaczerpnięte z mediów o tym, jak “powinno” wyglądać życie seksualne większości kobiet. 

Czy Polki w porównaniu do innych Europejek są dobrze wyedukowane seksualnie? Podobno jest tak, że Polki dużo wiedzą na temat seksu, ale to i tak nie sprawia, że doznają większej i częstszej satysfakcji w łóżku?

Nie chcę się wypowiadać na temat innych krajów europejskich, mogę jednak powiedzieć, jak to wygląda w przypadku Polek, które zgłaszają się do mnie na konsultacje seksuologiczne. W bardzo wielu przypadkach nieodłącznym jej elementem jest właśnie edukacja seksualna. Bardzo często polega ona np. na wyjaśnieniu jaka jest różnica między pożądaniem responsywnym (charakteryzującym przeważającą część kobiet) a pożądaniem spontanicznym. To pomaga wielu paniom zrozumieć (i odczuć ulgę), dlaczego nie inicjują seksu z same siebie - o co często obwiniają je partnerzy, twierdząc, że są oziębłe. Nierzadko pojawia się także temat orgazmu. Tu z kolei rozmawiamy o konieczności nauki jego doświadczania (np. podczas treningu masturbacyjnego), a także o tym, że kluczową rolę w drodze na szczyt odgrywa stymulacja łechtaczki a nie pochwy. Warto wiedzieć, że podczas penetracji regularnie szczytuje niewielki procent kobiet - i jest to normalne. Myślę, że w ogóle kluczową sprawą jest zmiana tego, jak postrzegamy seks. Seks to nie tylko stosunek waginalny - warto czasem z niego zrezygnować, aby poszerzyć seksualne horyzonty i doświadczyć czegoś nowego. Odpowiadając na Pani pytanie - widzę ogromne braki w edukacji seksualnej kobiet, ale także mężczyzn. Dlatego gorąco apeluję - sięgnijmy chociaż po jedną książkę na temat seksualności. To bardzo często wystarcza, aby zrozumieć, czego doświadczamy czy rozwiać nasze obawy i wątpliwości. Nie bójmy się też zgłaszać po pomoc do specjalistów.

Interesujące to naukowo brzmiące określenie: pożądanie responsywne. Opowiedzmy o nim nieco więcej, skoro charakteryzuje przeważającą część kobiet.

Terapeutka seksualna dr Christine Hyde, wyjaśniając, czym jest pożądanie responsywne, użyła analogii z otrzymaniem zaproszenia na imprezę. Kiedy zaprasza nas dobra przyjaciółka, zazwyczaj takie zaproszenie akceptujemy bez większego namysłu. Jednak im bliżej do imprezy, niekoniecznie mamy na nią ochotę - musimy się przecież ładnie ubrać, umalować, dojechać tam, znaleźć opiekunkę do dziecka… Ostatecznie mimo wszystko postanawiamy wybrać się na imprezę, bo przecież to nasza dobra przyjaciółka. I co się okazuje? Że świetnie się na niej bawimy. Podobnie jest z pożądaniem responsywnym. Kobieta nabiera ochoty na seks, wraz z pogłębianiem się zaangażowania w stosunek zainicjowany przez partnera/kę, mimo że wcześniej sama z siebie nie odczuwała na niego ochoty. Nie mam tu jednak na myśli zmuszania się do seksu, to zupełnie co innego. W bardzo wielu przypadkach, w których kobiety zgłaszają się do mnie z powodu obniżonej ochoty na seks, okazuje się, że problem nie tkwi w niskim libido, a w tym, że nie znają różnicy między pożądaniem responsywnym a spontanicznym. Mają do siebie pretensje, że nigdy nie inicjują seksu samodzielnie, bo nie czują takiej potrzeby. Okazuje się jednak, że ten seks sprawia im przyjemność i się w niego angażują, gdy zainicjuje go druga osoba. Dlatego tak ważna jest komunikacja w związku. Warto też podkreślić, że oba rodzaje pożądania są jak najbardziej zdrowe i normalne. 

Problem właśnie tylko z tym, że zdecydowana większość badanych w przeróżnych ankietach chciałaby, aby to ta druga strona była bardziej pomysłowa i to ona inicjowała nowości w łóżku. Więc mamy mały impas - my nie inicjujemy, a chcemy, żeby inicjował nasz partner, tylko on może oczekiwać tego od nas... Co wtedy? Próbujemy się przełamać?

Głównym problemem wielu par jest brak komunikacji w sferze seksualnej. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest powszechne przekonanie, że o seksie się nie rozmawia, tylko się go uprawia. Znaczenie ma jednak także wstyd, obawa przed tym, jak odbierze nas druga osoba i co o nas pomyśli, a także brak pomysłu jak taką rozmowę w ogóle zacząć. Komunikacja jest jednak podstawą satysfakcjonującego życia seksualnego. To właśnie dzięki niej mamy szansę uzgodnić, kto inicjuje seks w związku i z czego to wynika. Brak rozmowy prowadzi do wielu nieporozumień, bo np. mężczyzna może pomyśleć, że skoro partnerka nie inicjuje, to pewnie jest oziębła, a ona z kolei, że skoro on nie inicjuje, to pewnie nie jest już dla niego atrakcyjna… W odpowiedzi na liczne pytania moich czytelników, obserwatorów w social mediach, jak i klientów na temat tego, jak o seksie rozmawiać, stworzyłam narzędzie, które takie rozmowy ma ułatwić. Jest nim Seksomównik - zbiór haseł, dzięki którym mamy możliwość porozmawiać na wiele istotnych tematów dotyczących życia intymnego. 

Wychodzi na to, że jak zwykle kobiety mają w życiu trudniej, nawet jeżeli chodzi o tak podstawowe odruchy, mechanizmy, o tak podstawową sferę jak seksualność. Nawet jeżeli idzie o orgazm  - u mężczyzn to coś wrodzonego, naturalnego, a kobiety muszą się go nauczyć...

To prawda, męski orgazm jest zjawiskiem fizjologicznym zazwyczaj pojawiającym się w momencie wytrysku (orgazm i wytrysk nie zawsze jednak idą ze sobą w parze). Kobiety natomiast, tak jak już mówiłam, muszą nauczyć się go doświadczać. Warto jednak zaznaczyć, że panie mają za to większe predyspozycje fizjologiczne, aby po jednym orgazmie osiągnąć w krótkim czasie kolejny (lub nawet kilka) - apetyt rośnie u nich w miarę jedzenia. Wracając do nauki szczytowania - nie jest ono możliwe bez poznania swojego ciała i jego reakcji, tego jaki rodzaj dotyku sprawia nam przyjemność, gdzie są nasze strefy erogenne, czy warunków, które mu sprzyjają. Bardzo ważna jest także umiejętność zatracenia się w chwili obecnej, odpuszczenie ciągłej kontroli, poddanie się doświadczanej przyjemności, bycie w kontakcie z ciałem. Warto także wiedzieć, że dużo częściej do orgazmu prowadzi stymulacja łechtaczki, a nie pochwy. Przez długi czas uważano, głównie za sprawą Freuda, że orgazmy łechtaczkowe są niedojrzałe czy po prostu gorsze. Jest tu zupełna nieprawda. Orgazm jest jeden, różne są natomiast drogi jego osiągania - żadna nie jest lepsza, ani gorsza. Na szczyt może zaprowadzić nas nawet sama wyobraźnia. 

Przeglądałam niektóre statystyki - większość Polek deklaruje zadowolenie z seksualnych doznań, ale realnie okazuje się, że ponad połowa z nich udaje orgazm albo żeby skrócić nudny stosunek, albo nie urazić partnera?

Kobieca seksualność często postrzegana jest z perspektywy męskich potrzeb. Wiele pań nie domaga się zaspokojenia ich własnych (np. doprowadzenia ich do orgazmu oralnie, dłonią czy wibratorem, jeśli partner osiągnął orgazm wcześniej), bo nie mówi się głośno o tym, że mają do tego takie same prawo jak mężczyźni. W ankiecie, którą przeprowadziłam na moim instagramowym profilu (@seksuologbeztabu), do udawania orgazmu przyznały się 1223 osoby, a zaprzeczyło 1168. Wynika z tego, to co Pani powiedziała, że połowa (51%) kobiet chociaż raz w życiu z jakiegoś powodu symulowała szczytowanie. Spytałam także o powody, dla których panie to robiły. I rzeczywiście pojawiły się wśród nich takie odpowiedzi, jak chęć skrócenia nudnego stosunku czy nagrodzenie starań partnera. Dla mnie te dane są zatrważające. Według moich obserwacji przyczyną wielu trudności u kobiet w sferze seksualnej jest to, że nie potrafią zauważyć w niej źródła przyjemności. Jest ona głównie postrzegana jako (nierzadko przykry) obowiązek. A przecież seks powinien być zabawą, okazją do poznania siebie, odkrywania swoich potrzeb, doznawania rozkoszy - czy to podczas sesji samomiłości, czy igraszek z partnerem. Zmuszanie się do seksu może mieć wiele negatywnych konsekwencji - problemy z libido, obniżenie nastroju, pochwica, pogorszenie relacji partnerskiej itd. A przede wszystkim odbieramy sobie w ten sposób prawo do przyjemności.

Tylko 13% Polek praktykuje seks oralny? Dlaczego tylko co dziesiąta z nas?

Uprawianie seksu oralnego nie jest obowiązkiem - nie każdemu musi się on podobać i nie ma w tym nic złego. Jeśli tak jest, warto znaleźć inne techniki seksualne, które odpowiadają obydwu stronom zaangażowanym w relację intymną. Czasem się jednak zdarza, że niechęć do seksu oralnego wynika z niewiedzy na temat miłości francuskiej czy pewnych obaw z nią związanych. Myślę, że z jednej strony powodem może być to, że seks oralny przez długi czas uważany był za zboczenie czy grzech. Dla wielu kobiet nie do przyjęcia jest też pozycja, w jakiej dają rozkosz partnerowi. Klęczenie u stóp drugiej osoby kojarzy im się z uległością, poniżeniem czy wręcz odbiera im podmiotowość. Panie często mają też trudność z tym, aby w pełni oddać się drugiej osobie i być biorcą przyjemność. Często hamuje je obawa przed tym, czy aby na pewno dobrze pachną i smakują. Nierzadko wstydzą się swoich wagin i ich wydzielin, nie akceptują ich wyglądu. Ale problemem bywa także higiena drugiej osoby. Przede wszystkim warto zauważyć, że seks oralny jest techniką niezwykle intymną - można nawet pokusić się o stwierdzenie, że bardziej intymną niż penetracja. Z pewnością wymaga on otwarcia się na drugą osobę, zaufania do niej, poczucia bezpieczeństwa. Często nie jest to możliwe do osiągnięcia, gdy relacja między partnerami jest zaburzona. 

Mam wrażenie, że to jedna z najczęstszych sytuacji-problemów dla kobiet: "Kocham swojego mężczyznę, on mnie też. Czuję się przy nim bezpieczna, ufam mu, nie wstydzę się go. On w łóżku bardzo się stara (osiągając satysfakcję), zresztą ja też (już orgazmu nie osiągając). Doczytuję, dopytuję, edukuję się, próbujemy różnych pozycji, zmian tempa itd. Fizycznie jestem zdrowa. Na co dzień świetnie się dogadujemy. I dalej nic, nie jestem w stanie osiągnąć orgazmu". Co się dzieje, jak zaradzić?

Po pierwsze należałoby poznać cały kontekst tej sytuacji. Takie stwierdzenia jak "stara się" czy "dogadują się" są bardzo ogólne. Para może się dogadywać na podstawowym poziomie codziennego funkcjonowania, jednocześnie nie rozmawiając ze sobą o swoich potrzebach, emocjach, pragnieniach. Nie wiemy też jak ich zbliżenia faktycznie wyglądają. Czy ich kluczowym elementem jest penetracja, czy sięgają też po inne techniki sztuki miłosnej, czy kobieta jest wystarczająco rozbudzona, czy jest w stanie oddać się chwili obecnej... Kolejnym pytaniem jest, czy kobieta nie osiąga orgazmu jedynie podczas seksu partnerowanego, czy także podczas samomiłości. Ważne jest także to, co robi na rzecz swojego orgazmu podczas zbliżenia z partnerem. A może robić wiele - np. pokazać drugiej osobie, jaki rodzaj dotyku jest dla niej przyjemny, sięgnąć po gadżety, doprowadzić się do orgazmu sama, czy stymulować samodzielnie łechtaczkę, gdy partner ją penetruje. Warto także wyzbyć się myślenia, że bez orgazmu seks nie jest satysfakcjonujący. Seks bardzo często jest źródłem szczęścia i spełnienia - pozwala zaspokoić potrzebę bliskości, pogłębić więź z druga osobą czy być formą relaksu. Paradoksalnie, gdy kobieta przestanie usilnie dążyć do orgazmu, ma szansę pozwolić rozkoszy na zawładnięcie jej ciałem, a w konsekwencji osiągnąć szczyt. 

Trzy największe mity na temat seksu, w które uparcie wierzą Polacy?

Pierwszym takim mitem jest przekonanie, że penetracja jest głównym i nieodłącznym elementem seksu. Takie myślenie, które jest oczywiście błędne, bo seks to cały wachlarz różnych technik i aktywności, może mieć wiele negatywnych konsekwencji. Jedną z nich jest pojawienie się różnych dysfunkcji seksualnych - np. pochwicy (skurcz mięśni uniemożliwiający odbycie stosunku) czy zaburzeń erekcji. Warto czasem z penetracji zrezygnować, aby odkryć nowe seksualne horyzonty. Zaprzestanie traktowania jej jako dania głównego zdejmuje też z wielu mężczyzn presję związaną z koniecznością sprawdzenia się. Drugim mitem, o którym warto wspomnieć, jest przekonanie, że seks czasem boli. Jeśli jakiś rodzaj seksu jest bolesny koniecznie zgłośmy się na konsultację lekarską! Seks powinien dostarczać przyjemności a nie cierpienia. Trzecim mitem jest myślenie, że seks musi zakończyć się orgazmem (mam tu na myśli szczególnie orgazm kobiecy), aby był satysfakcjonujący - o czym zdążyłam już powiedzieć. Dlatego dodam jeszcze czwarty mit, w który często wierzymy. Jest nim przekonanie, że mężczyźni mają zawsze ochotę na seks, co oczywiście nie jest prawdą. 

A czego większość kobiet nie wie na temat męskiej seksualności, choć zdecydowanie powinna?

Tego, że trudności z osiągnięciem erekcji są sygnałem ostrzegawczym, że mężczyzna może mieć jakieś problemy ze zdrowiem. Zaburzenia wzwodu (szczególnie wtedy, gdy brak jest porannych erekcji, jak i erekcji podczas masturbacji) nawet o wiele lat mogą wyprzedzać pojawienie się choroby układu krążenia. Dlatego powinny skłaniać do wizyty u specjalisty. Na trudności z uzyskaniem erekcji może mieć także wpływ styl życia - brak aktywności fizycznej, niezrównoważona dieta, stres, przemęczenie, sięganie po używki. 

W jednym z artykułów na swoim blogu pisze Pani o seksualnym self-care? Cóż to takiego i dlaczego warto się tym terminem zainteresować?

Seksualne self-care to czynności, które wykonujemy po to, aby zatroszczyć się o sferę seksualną, a w konsekwencji, by dobrze się z nią czuć. Chodzi tu przede wszystkim o działania, które podejmujemy dla przyjemności, a nie z poczucia obowiązku czy przymusu. Dla każdego z nas będzie to oczywiście coś odmiennego, ponieważ na dobre samopoczucie nie ma uniwersalnej recepty. Jedną z takich czynności może być samomiłość, którą warto potraktować jako randkę z samym sobą. Dzięki niej możemy skupić się jedynie na własnej przyjemności i o nią zatroszczyć - np. znajdując różne sposoby jej doświadczania. 

Podobno w większości badań na temat fantazji seksualnych europejskich kobiet zawsze w pierwszej 5-tce pojawiają się fantazje homoseksualne. Czy to "normalne", że wiele kobiet heteroseksualnych  fantazjuje o innych kobietach?

Oczywiście! Fantazje erotyczne to zupełnie normalna część naszego życia seksualnego. Są wytworem naszej wyobraźni, który nas podnieca i stymuluje. A ponieważ dzieją się w głowie - stanowią bezpieczną przestrzeń do eksploracji swojej seksualności. Warto podkreślić, że nie podlegają one wartościowaniu - nie ma lepszych, ani gorszych fantazji. Nie zawsze muszą być one odbiciem ukrytych pragnień czy deficytów. Wiele osób nie chce też wcale realizować ich w rzeczywistości - i jest to zupełnie naturalne. 

Bardzo dziękuję za pouczające słowa!

O nas

Kobieta z klasą to miejsce dla nieidealnych kobiet, które chcą prawdziwie i szczęśliwie żyć, ciesząc się najdrobniejszymi rzeczami. Pokazujemy Wam inspirujące książki, filmy, publikacje i inne „babskie zajęcia', które być może skłonią was do wyjścia, z często pozornej, strefy komfortu i rozpoczęcia życia na własnych warunkach. Bo w życiu nie zawsze chodzi o to by było stabilnie. Ważne żeby żyć prawdziwie i w zgodzie z własnym ja.

Kontakt

Kontakt:
Joanna Wenecka-Golik
kontakt@kobietazklasa.pl
+48 600 326 398

Copyright 2019 WebSystems ©  All Rights Reserved