Działaczka społeczna, polityk, "posełka" na sejm, nauczycielka, założycielka kół kobiecych, edukatorka, żona, matka, gospodyni domowa. Żywo i prężnie działająca na co dzień, dziś w cieniu wielkich męskich nazwisk, których sława nie byłaby może tak wiekopomna, gdyby nie ona i kobiety jej podobne.

(1873 - 1958)

Zofia Moraczewska, z domu Gostkowska. Informacja ta jest o tyle istotne, że jej ojciec był rektorem Politechniki Lwowskiej, a więc Zosia i jej siostry wywodziły się z bardzo charakterystycznego środowiska. Odebrała najpierw domowe, później dalsze wykształcenie w Zakładzie Wyższym Naukowym Żeńskim W. Niedziałkowskiej oraz Seminarium Nauczycielskim Żeńskim we Lwowie. Najpierw zarabiała na swój byt, wykonując pracę nauczycielki, później obowiązek utrzymania rodziny przejął mąż - Jędrzej Moraczewski.

"Zdaje mi się, że kocham"

Paradoksalnie, biorąc pod uwagę do czego obydwoje państwo Moraczewscy w przyszłości doszli, rodzice Zofii nie byli zbytnio zadowoleni z jej życiowego wyboru. Tym bardziej, że na początku ich córka doprowadziła nieomal do skandalu towarzyskiego. Przed jednym z kinderbali poznała pana Andrzeja, którego postanowiła kokietować. Zagadywała, dała bilecik oraz największy order dla dobrze tańczących, choć wszyscy wiedzieli, że z Jędrzeja to żaden tancerz. Przysiadła obok na kolacji i pierwsza wszczęła rozmowę, choć to absolutnie nie uchodziło. Tak samo jak później, gdy wybranek odwzajemnił uwagę i po dłuższym czasie znajomości zaproponował, że listownie podzieli się z nią wrażeniami z wakacji. A dorosłej pannie pod żadnym pozorem nie wolno było korespondować bez kontroli z mężczyzną. Ha, co Wy na to współczesne dwudziestolatki?! Zofia się nie zgadza. Za pierwszym razem, bo za drugim przestaje już przejmować się konwenansami;) Dużo rozmawiają, wspólnie interesują się polityką, wstępują do partii. W październiku 1896 roku biorą ślub.

Zofia i Jędrzej Moraczewscy, fot. Edward Trzemeski, 1896, Biblioteka Narodowa

Dolce far niente

Dzięki pracy Jędrzeja, który nadzoruje budowę odcinków kolei, dużo jeżdżą. Nie tylko po Galicji. W listopadzie 1899 roku przeprowadzają się do Dalmacji (wówczas część Austro-Węgier). Zamieszkują w Splicie i będzie to jeden z najpiękniejszych okresów w życiu Zofii. Bo wszystko jest niedrogie, nie trzeba palić w piecu, przez okno widać morze. Zamiast pasztetów i legumin, zdrowo się odżywiają dorodnymi warzywami, owocami, świeżymi rybami i smaczną oliwą. Jędrzej dużo pracuje, dlatego Zofia codziennie rano wychodzi z książką nad morze i "całe dnie spędza dryfując po Adriatyku zatopiona w czytaniu i zachwycie". Czas spędzony w Spalato, to chyba jedyny okres w jej życiu pełen beztroski i codziennego, śródziemnomorskiego spokoju. Niestety praca męża dobiega końca i czas wracać do domu.

"Bardzo mi dziwno"

Zofia rodzi pierwsze dziecko w 1901 roku. Niespełna rok później mały Tadzio umiera. "Lekarz od razu rozpoznaje szkarlatynę - we wsi zachorowało już kilkoro dzieci, ale państwo Moraczewscy o tym nie wiedzieli. Medyk nawet nie chce zbliżyć się do dziecka - na twarzy pojawiły się już sine plamy - z odległości kilku metrów stwierdza zgon i wychodzi." Zofia nie najlepiej znosi stratę, Jędrzej wcale nie lepiej. wyjeżdżają na urlop do Włoch na dwa tygodnie. Rok później rodzi się Kazik.

Jędrzej dostaje awans, a więc kolejne przenosiny. I kolejna ciąża. Wanda rodzi się latem 1905 roku. Dwa lata później ukochany mąż zostaje wybrany na posła do austriackiego parlamentu. A trzydziestoletnia Zofia rodzi czwarte dziecko - "Adaś przychodzi na świat tego samego dnia, w którym zatwierdzono kandydaturę jego ojca". Zajmuje się domem i dziećmi. Męża prawie nie widuje. Sama o swoim życiu pisze w liście do siostry:

"Mój Boże - ja sama nie wiem, co to jest - czym jest moje życie - gdzie się czas podziewa - wiem tylko - a raczej odczuwam, że gdzieś lecę bez pamięci - że ludzie, rzeczy, wrażenia, godziny przemykają mi się przed oczyma z bajeczną jakąś szybkością... Co dziś robiłam? Rano o siódmej gotowałam kawę, grzałam śmietankę i mleko. Potem rozdawałam dzieciom śniadanie, sprzątałam na gwałt w pokojach - o dziesiątej byłam już na mieście, na poczcie, nadawałam rozmaite pieniądze i listy w sprawach publicznych, przyleciałam do domu, gotowałam na gwałt sama obiad. Po obiedzie leżałam na kanapie dosłownie pięć minut, po czym zerwałam się, myłam z Hanią naczynia, garnki i wyszorowałam kuchnię. Przed chwilą rozpaliłam w piecu w sypialni, ponieważ pozimniało na dworze.

Ale Zofia nie narzeka. Odnalazła lekarstwo na nieobecność męża i oderwanie się od dzieci - sprawę społeczną.

"Zaczynam być naprawdę całym człowiekiem"

Cały czas zamieszkująca w Stryju Zofia organizuje przedsiębiorstwa spółdzielcze - piekarnię, masarnię i szwalnię. W piekarni jest dostawczynią, w szwalni skarbniczką. Jest też suflerką w teatrzyku amatorskim. Organizuje wykłady i spotkania patriotyczne, na których sama przemawia. Zaangażowała się w powstanie galicyjskiego czasopisma "Głos kobiet". Wybuch wojny w niczym jej nie przeszkadza, tylko na moment zmusza do przeorganizowania. Pomimo że musiała uciekać ze Stryja i wylądowała na Śląsku, nie przeszkodziło jej to w zajęciu się finansowaniem Legionów. "Polska formacja działająca w ramach armii austriackiej pieniędzy ma na razie tylko tyle, ile uzbierają dla niej kobiety - te z Królestwa, i te z Galicji. Pieką ciasta, robią słodycze i chodzą z nimi po domach, zbierając fundusze."

Posłanki na posiedzeniu klubu parlamentarnego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem w sejmie (Zofia Moraczewska siedzi trzecia od prawej), 26 listopada 1930, Narodowe Archiwum Cyfrowe

W 1915 roku powstaje Liga Kobiet. Od 1916 roku Zofia staje na jej czele i robi z organizacji prawdziwą potęgę. Liga zbierała olbrzymie fundusze dla Legionów. Szeregi Ligi rozrosły się do trzynastu tysięcy członkiń (Jeżeli wydaje Wam się, że to niewiele, spróbujcie stworzyć dziś taki ruch. I weźcie pod uwagę niezwykle sprzyjające organizowaniu się kobiet ówczesne warunki społeczne i kwestię rozbiorów). Pomimo represji prowadzonych przez administrację austriacką, które doprowadziły w 1917 r. do rozwiązania Ligi, Zofia zorganizowała przejście do działalności konspiracyjnej. Władze austriackie miały nawet wszcząć śledztwo w sprawie antypaństwowej działalności tworzących go kobiet. Nie zdążyły.

"Gdybym mogła zacząć życie na nowo - oddałabym wszystkie myśli i całą duszę moją tej sprawie"

Zofia Moraczewska startowała w uzupełniających wyborach z okręgów na obszarach włączonych do odrodzonego państwa w 1922 roku. Została posełką z okręgu krakowskiego i dołączyła do grona pięciu posłanek wybranych trzy lata wcześniej. Nie owijała w bawełnę. Doskonale znała się na tym, czym się zajęła, a więc kwestią edukacji, warunkami pracy kobiet i służbą zdrowia. Jej niezależność wielokrotnie doprowadziła do odchodzenia z partii, do których należała i odchodzenia z polityki w ogóle na dłuższy czas. Ale zawsze wracała. Nawet po tragedii, jaka dotknęła Moraczewskich w 1920 roku. W walkach z bolszewikami zginął ich najstarszy syn, siedemnastoletni Kazimierz.

Zofia Moraczewska za walkę o niepodległość ojczyzny i niepodległość kobiet zapłaciła najwyższą cenę. Poświęciła nie tylko całe swoje życie zawodowe, ale i rodzinne. Przeżyła swoich rodziców, siostry, męża i czwórkę dzieci.

Jędrzej zginął 5 sierpnia 1944 r., ugodzony odłamkiem pocisku w czasie niemiecko-sowieckich walk o Sulejówek. Wanda została aresztowana przez Niemców i zmarła na Pawiaku w 1942 r. Najmłodszy syn, Adam, doktor historii, działał w Związku Walki Zbrojnej. Zajmował się kontaktami z polskimi placówkami na Węgrzech. W trakcie trzeciej wyprawy został aresztowany, poddany śledztwu i wysłany z jedną z pierwszych grup więźniów do obozu w Oświęcimiu, gdzie zmarł z wycieńczenia 31 października 1941 r.

Do końca życia mieszkała w Sulejówku. Pracowała nad biogramami działaczek kobiecych międzywojnia, m.in. Marii Piłsudskiej. Planowała wydanie „Encyklopedii polskiego ruchu kobiecego”. Zmarła w 1958 roku.

Odznaczona Krzyżem Kawalerskim (1927), Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (1930) i Krzyżem Niepodległości (1931).