Żywoty świętych.

Dziewczynki siedzą w ogrodzie sióstr, wokoło chropowatych stołów z niemalowanego drzewa. Drobne kropelki żywicy lepią się do palców. W cieniu olbrzymiego ligustra kryje się gipsowy posąg Najświętszej Dziewicy. Słońce pieści jej aureolę z pozłacanej miedzi. Lipy sieją wokoło swe delikatne kwiatki. Wiaterek rozwiewa włosy pięćdziesięciu główek. Siostra Aniela czyta głośno. Między dziewczynkami krążą piękne ilustracje.

Oto Blandyna. Rudawe lwy ogryzają jej palce u nóg. Oto Dionizy. W obu rękach niesie głowę. Oto Jerzy. Niedbałem uderzeniem lancy powala smoka. A tu Paweł, Piotr, Koletta, Cecylja, Barbara, Dionizja…

W drżącem świetle słonecznem wyraźnie odbijają postaci świętych dziewic, przybranych w białe lniane szaty. Postaci ich wynurzają się z gęstwiny krzewów, zarysowują na skrzyżowaniu ścieżek, biegnących ku małemu sadowi, w którym wiśnie zaczynają dojrzewać. Dziewice te gorąco kochały Jezusa. I dla niego śmierć poniosły. Niektóre z nich były niezmiernie bogate. Inne niezwykle piękne. Mogły poślubić pięknych rycerzy. Mogły stroić się w złote bransolety i kolje z pereł. Wystarczyło szepnąć słowo…

Ponieważ nie szepnęły tego słowa - bito je, krępowano im ramiona, wypalano te śliczne oczy. A potem ucięto im ich śliczne główki…

Siostra Aniela zapewnia:

-Kościół, który wyrósł na krzyżu, karmi się cierpieniem swoich dzieci. Kościół podobny jest winnicy, która ugina się pod ciężarem winnych gron dopiero wtedy, gdy przedrze ją żelazo.

Cud! Dziewice nie umarły! Dziewice przechadzają się po niebie: strojne są w białe róże. Suknie ich podtrzymują piękne srebrne pasy. Święte dziewice widzą przez szczeliny wszystko, co się dzieje na ziemi. Świeży ich oddech porusza liśćmi platanów i topoli. Oczy ich sieją blask. Dziewice krzyżują ramiona. Czasami śmieją się. Rzekłbyś, chór anielskich harf.

A więc dziewczynki rozumieją teraz, że i cierpienie może być błogosławieństwem. Słychać uderzenie skrzydeł. Szum sukien. Anioł Stróż mówi cichym głosem. Nie widzimy go, ale wargi jego mają zapach łąki, poziomek i słońca.

Pnące róże owijają pień poważnej sosny i czynią starość jej radosną. Z rowu, zarosłego białemi pokrzywami, bezustannie dochodzi cichy szmer. Widać szczyt muru. Ozdabiają go odłamki białego i czerwonego szkła. O, jakie dalekie jest miasto! Bezbożne miasto nie przenika do ogrodu klasztornego. Obecność jego zdradza zaledwie kilka cienkich smug dymu. Czyż za chwilę nie ujrzymy liktorów o zachmurzonych brwiach, zakutych w zbroję, strojnych w kaski, ozdobione czarnymi piórami? Czyż nie usłyszymy potężnego chrzęstu  ich broni? To znaczyłoby umrzeć!... Dobrze, więc umrzeć - mniejsza o to! Umrze się, szepnąc imię Jezusa; przecież niedługo nastąpi przebudzenie! białe chmury pieszczą stopy! białe róże… pasy srebrne...muzyka harf…

Zuzanna Lievin siedzi nieruchomo. Skrzyżowała ramiona. Źrenice jej błyszczą przedziwnie. Siostra Aniela zamilkła. Właśnie zadzwoniono na pauzę.

Zuzanna zebrała kilka przyjaciółek. Zaproponowała im:

-A gdybyśmy się tak nauczyły się cierpieć…

Wszystkie przyklasnęły tej myśli. Uczyniono kilka prób. Janka Sorel miała przez pięć minut stać na lewej nodze. Marta Dupin poprosiła jedną z koleżanek o wyrwanie jej kilku włosów. Zniosła to z uśmiechem. Tylko powieki drżały jej lekko. Klementynę Jacquot uszczypnięto do krwi. Nie była w stanie powstrzymać okrzyku bólu. Potraktowano ją z pogardą. Emma zniosła te same katusze z niewypowiedzianem bohaterstwem. Zuzanna Lievin chciała własnoręcznie zadać jej cierpienie. Zacisnęła zęby, by móc uszczypnąć silniej. Emma nie pisnęła nawet. Zuzanna zawołała:

-Jesteś dzielna!

Pochwała ta była bezcenna.

Sama zaś Zuzanna zakasała rękaw, wyjęła z fartuszka szpilkę. Uśmiechnęła się. Była spokojna. Dziewczynki zadrżały. Zamknęły oczy. Gdy otworzyły je, Zuzanna wciąż się uśmiechała. Wyciągnęła ramię, na którem błysnęła kropelka krwi.

Zuzanna po raz drugi zbliżyła szpilkę. Wołano na nią:

-Dosyć!

-Błagam cię!

-To boli!

Opuściła powieki, powiedziała głosem uroczystym:

-Czy Pan nasz nie cierpiał za nas?

I ciągnęła dalej:

-Czy Pan nasz nie cierpiał za nas?

I ciągnęła dalej:

-Bo wy nie wiecie jeszcze wszystkiego. Siostra Aniela nie powiedziała wam. Czy znacie historję Agnieszki?

-Nie.

-A więc Agnieszka była to dziewczynka niewiele co starsza od nas - o, nie tłoczcie się! Powiedziano jej: “Moja dziewcznko, będziesz służyła fałszywym bogom!”. Odrzekła: “Tak, tak, liczcie na to!” wtedy zaprowadzono ją do miejsc zakazanych…

-Dokąd?

-Do miejsc zakazanych… Nie mówię chyba do głuchych. Było tam tylu młodzieńców. Ale Agnieszka nie patrzyła na nich. Kpiła sobie poprostu z tych młodzików. Więc…

-Więc?...

-Wtedy poddano ją rozmaitym katuszom, a wreszcie ucięto głowę. No i tak…

Dziewczynki milczały. Może w duszy pragnęły, by złośliwie osy zadawały im śmiertelne ukłucia. Platany, topole, podobne do świętego Sebastjana, z rezygnacją przyjmowały grad strzał słonecznych. Gipsowy posąg Najświętszej Panienki wyciągał ramiona, wzywając błogosławieństwa niebios…

Gdy noc zapadła, Emma nie myślała o śnie. Z niewymownem bohaterstwem gryzła palce. Marzyła o Zuzannie. Co za szczęście, gdyby jutro mogła jej pokazać prawdziwą, wielką ranę!

Piotr Villetard

Przekład autoryzowany Zofji Popławskiej

“Kobieta współczesna” maj 1927, nr 9, str. 11/ nr 10, str. 14.