Komunikacyjny savoir-vivre, czyli o pewnej historii rodem z autobusu

Znajoma wracała z pracy autobusem i swoim zwyczajem zanurzyła się w lekturze książki. Na jednym z przystanków dosiadła się młoda dziewczyna, która zajęła miejsce naprzeciw. Prowadziła ożywioną rozmowę przez telefon. Opowiadała komuś o swoich doświadczeniach z jakiejś imprezy. Komentowane doświadczenia obfitowały w emocje, więc rozmowa była na tyle głośna, że moja znajoma nie była w stanie skupić się na czytaniu. Przeczekała chwilę, ale rozmowie telefonicznej nie było końca. W pewnym momencie odłożyła książkę i poprosiła grzecznym tonem, żeby współpasażerka mówiła ciszej, ponieważ to przeszkadza w czytaniu. Prośba poskutkowała na dwie sekundy, po czym imprezowe opowiadanie potoczyło się równie głośno co poprzednio.

Wtedy znajoma wstała, otworzyła książkę ponownie i zaczęła czytać pełnym głosem. Młoda pasażerka oniemiała. Natychmiast zakończyła rozmowę telefoniczną i spojrzała na to, co się dzieje. Wtedy moja znajoma oderwała wzrok od książki i zapytała: „Przeszkadza, prawda? Tak jak mnie.”

To prawdziwa historia. Smutna, bo pokazuje, do jakich sposobów trzeba się uciekać, żeby dotarło do innych, że w miejscach publicznych należy zachować spokój. Że wszędzie tam, gdzie przyszło nam wspólnie przebywać, należałoby respektować potrzeby innych. To absolutna podstawa dobrego wychowania. Kiedy ktoś zachowuje się w środkach komunikacji publicznej głośno, dokonuje gwałtu na odczuciach współpasażerów. Będąc w zamkniętym pojeździe, pozostali pasażerowie nie mogą sobie pozwolić, by w dowolnym momencie wyjść, aby uniknąć agresji. A głośne zachowanie nie jest niczym innym, jak aktem agresji, ponieważ wywołuje negatywne emocje.

W ostatnich czasach dużo się mówi o asertywności, o dbaniu o również własne potrzeby. Bardzo dobrze. Trzeba pokochać siebie, żeby móc dzielić się miłością z innymi. Ale nie kosztem innych, ponieważ sprowadzałoby się to do zwykłego samolubstwa, będącego dokładnym zaprzeczeniem kultury osobistej. Wszelkie zasady prawdziwej kultury wynikają z myślenia również o innych. Wymaga to pewnego taktu i wyczuciu sytuacji, czego raczej nie brakuje ludziom inteligentnym. Pozostali potrzebują niestety specjalnych środków, żeby do nich dotarło przesłanie, jakie od czasu do czasu przytaczam: „Wolność jednego człowieka powinna kończyć się tam, gdzie zaczyna się wolność innych”. Także w autobusie.

dr Irena Kamińska-Radomska