Savoir-vivre jako źródło stresu

Taką myślą podzielił się ze mną uczestnik studiów podyplomowych, który interesował się stresem i znajdował w savoir-vivrze jedną z jego przyczyn. Warto więc pochylić się nad zależnościami tych dwóch pojęć.

Wszyscy mają świadomość istnienia zasad savoir-vivre’u, nawet dzieci, choć i dorośli, i maluchy, niekoniecznie muszą wiedzieć, że grzeczność może się tak nazywać. Bo przecież odpowiednie, grzeczne zachowanie to właśnie savoir-vivre, czyli wiedza o tym, jak żyć.

Jak więc grzeczność, uprzejmość i kurtuazja mogą być stresogenne? Otóż – jak się okazuje – mogą. Wczoraj byłam na obiedzie z przemiłą nastolatką Emilką. Kiedy pochwaliła się przyjaciółce, że będzie jadła ze mną lunch w hotelowej restauracji (przypadkowo w tej samej, w której gościły panie z Projektu Lady), to przyjaciółka Emilki wyraziła współczucie, ponieważ wyobraziła sobie ten wielki stres, jaki może powodować moje towarzystwo i krytyczne uwagi przy jedzeniu.

Krytyczne uwagi z całą pewnością do miłych nie należą, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie ich wyrażał w stosunku do gościa. Zasady savoir-vivre’u mówią o tym jasno. Korygowanie zachowania gościa przy stole może się zdarzyć jedynie w niektórych wypadkach: kiedy ktoś o to prosi w celach edukacyjnych, w programach rozrywkowych oraz przy wychowywaniu dzieci. W innych wypadkach możemy się liczyć z tym, że nasz gość już nigdy nas nie odwiedzi. I również nie ma co liczyć na zaproszenie z jego strony.

Przy dobrej znajomości zasad grzeczności błędy popełniane przez innych oczywiście rzucają się w oczy, ale wtedy trzeba robić wrażenie, że wszystko jest w porządku. Przecież etykieta jest właśnie po to, żeby inni w naszym towarzystwie czuli się dobrze i swobodnie.

Stres może jednak pojawić się z powodu etykiety w sytuacji, kiedy ktoś zdaje sobie sprawę, że pozbawiony jest dobrych manier i może być narażony na ośmieszenie w kulturalnym towarzystwie. Nerwowe napięcie można przeżywać również wtedy, kiedy ma się pewną wiedzę z zakresu savoir-vivre’u, ale nie wypróbowaną, nie wcieloną w życie jeszcze ani razu. Sama teoria zwykle na niewiele się zda, ponieważ niemal każda sytuacja towarzyska wymagałaby wtedy niezwykłej koncentracji na konwenansach, co odbywałoby się kosztem swobody w kontaktach. Taka osoba odbierana byłaby jako spięta, niepewna i sztuczna. Sama teoria usztywnia zamiast przynosi korzyści.

Jeśli ktoś chciałby nabyć swobody przy jednoczesnym zachowaniu zasad, oczywiście może to osiągnąć. Jest to jednak możliwe tylko pod takim warunkiem, że zasady te staną się częścią jego tożsamości. Wtedy podświadomość i intuicja podpowiedzą właściwe zachowania. 

Trzeba sobie jeszcze odpowiedzieć na pytanie, jak osiągnąć taki stan, w którym nie trzeba będzie zastanawiać się nad odpowiednim zachowaniem w towarzystwie, ale to jest akurat bardzo proste. Wystarczy po prostu się tych zasad… nauczyć i zacząć je stosować:) Nie przejmować pierwszymi niepowodzeniami i cieszyć się, kiedy po kilkunastu latach będą już zauważalne efekty.

Żartowałam! Przy dobrych chęciach i zaangażowaniu już w krótkim czasie można stać się lepszą wersją siebie!:)

dr Irena Kamińska-Radomska


Poprzedni artykuł


Następny artykuł