Rodzina Państwa Bille cz. 5

Rozdział III-ci.

KĄPIEL.

Emma wyszukała odpowiednią trzcinę. Przedziurawiła oba jej końce szydłem, przewlekła przez otwory różową wstążeczkę, którą cukiernik obwiązał placek z truskawkami, zgięła trzcinę jak mogła najsilniej. Utworzył się wcale znośny łuk. Krótkie gałązki, ozdobione piórami kurzemi, zaostrzone scyzorykiem, stanowiły strzały dość niepewne by można było celować niemi w zuchwałe wróble, które nakształt gęstej chmury unosiły się nad grządkami bobu i zielonego groszku. Prawdę mówiąc nie była to zabawa odpowiednia dla małej dziewczynki! A jednak pomysł ten pochodził od osoby wytwornej, szanowanej, której pani Bille co rano nader starannie własnoręcznie okurzała kark, piersi, ramiona.

Djana Łowczyni, którą los umieścił na kuli zegarowej, pochylała swe drobne piersi z bronzu nad areokarją. Oczy jej szukały celu, którego niepodobna było dojrzeć. Do nóg jej tulił się lubieżnie chart. Emma zaniedbała cukiernika i lalki. Ukryta w cieniu czerwonych orzechów, wzgardziła cudowną galopadą poprzez zagony kapusty i fryzowanej cykorji.

Tydzień zbiegł jakoś do czwartku. Zrana pani Bille wydała rozporządzenie:

- Kasiu, przygotuj rzeczy małej. O dziesiątej pójdziecie do kąpieli.

Emmę ogarnęła tkliwość – otoczyła ramionami szyję Kasi.

Kasia rozłożyła numer „Pont sur Loir”. Położyła na gazetę ręczniki, mydło, gąbkę, parę pływaków korkowych, parę papierowych łódek, a nawet starą gumową lalkę. Emma śledziła te przygotowania. Z pod fartuszka wyciągnęła łuk i strzały.

- Proszę cię – jeszcze i to!

Kasia podskoczyła.

- Po co? To nie ma sensu.

-Moja Kasieńko…

Kasia włożyła łuk, zrobiła paczkę. Była to poczciwa dziewczyna. Niedbale zawiązała sznurek. Rzuciła okiem w lustro, szukając pochlebnej odbitki. Pozwoliła sobie na lekki uśmiech.

Emma zawołała:

- O, wyglądasz bardzo ładnie!

Ruszono w drogę.

Szły w upał, w lekkich sukienkach, przez które przenikały krople słońca. Emma pociągała nogami, podnosiła tumany kurzu. Spotkała panią Conseil.

- Idę do kąpieli – oznajmiła.

Okoliczność ta napełniała ją dumą.

Katarzyna burczała:

-Idź spokojnie. Zgrzejesz się. Kąpiel ci zaszkodzi.

Minęły katedrę. Zegar wydzwonił godzinę. Dziesięć uderzeń spadło ciężko, jak żelazo.

-Mój Boże! A to będzie ci przyjemnie w tej wodzie! – westchnęła Kasia.

Przeszły próg zakładu kąpielowego. W poczekalni było pełno ludzi.

Emma zażądała:

- Łazienka z geranjami.

Lubiła tę kabinę obszerną i jasną, której firanki, niezupełnie zasunięte, pozwalały dojrzeć czerwone i różowe krzewy. Co więcej, przyzwyczaiła się do niej. Lubiła pisać na jej ścianach. A co się tyczy kurków do wody – odczuwała do nich wyjątkową i osobliwą słabość.

Chłopiec potrząsnął głową.

- Zajęta.

- Poczekamy – postanowiła Emma.

Kasia rozgniewała się.

- Co to – to nie! dobre sobie!

- To się nie rozbiorę!

- Poskarżę się Mamie!

- Nic mnie to nie obchodzi!

Czekano.

Obie usiadły na ławeczce. Kasia wpatrywała się w zawiniątko. W ten sposób mogła odczytać niektóre ustępy felietonu. Emma przyglądała się wchodzącym i wychodzącym. Ludzie wchodzili ze wzrokiem mętnym, z miną zmęczoną, z trudem dźwigając zawiniątka. Wychodzili z twarzami zaróżowionemi, wilgotnemi włosami, w lekkich jasnych ubraniach, które na wietrze szybko opadały. Zjawiła się stara dama. Miała niebieskie okulary i podpierała się laską.

- Numer piąty wolny! – zawołał posługacz.

- Też kaprysy – szemrała służąca.

- Nic mię to nie obchodzi – powtórzyła Emma i weszła pierwsza.

Poznała kabinę. Palcami dotknęła swoich napisów. Co tydzień pisała ołówkiem „sentencję”. Można było wyczytać: „Jaki Pan taki kram”, „Ludwik XVI umarł na szafocie”, „Ludwiś jest świnią”. Szybko rozwierała paczkę, wyjęła korki, szerokim ruchem wrzuciła do wanny. Łódki miały czekać, aż się tam zainstaluje. Lalka poszła w ślad za korkami. I natychmiast popłynęła nieruchoma, jakby martwa. Zrzuciwszy fartuszek, Emma zabrała się do odkręcania kurków. Były to dwa wspaniałe łabędzie z zółtej miedzi. Oddawna nadała im imiona: Onezyna wlewała gorącą wodę, Celestyn wyrzucał strumienie wody zimnej; w istocie, była to para poczciwych koleżków, trochę hałaśliwych, ale posłusznych na najmniejsze skinienie palca. Wreszcie Emma zrzuciła koszulkę, klasnęła w dłonie, i oznajmiła, że chętnie pobawi się w dzikusa. Kasia schwyciła ją za ramiona.

- Wejdziesz do wody.

Wrzuciła ją nieomal. Rozległ się plusk. Mignęły różowe paluszki nóg.

- Uraziłaś mnie! Bydlę!

Zaczęto spuszczać łodzie. Padały jedne po drugiej, jak wielkie białe skoczki. Emma zasłaniała oczy wilgotnemi rękami. A jednak flota zajmowała ją. Ruchem ręki zmuszała ją do trzymania się ścian wanny. Powoli pogłaskała Onezynę. Później przyszła kolej na Celestyna. Woda leciała dwoma cienkiemi sznurkami. Za firanką, pochylone wiatrem, kwiaty geranium, podobne do mikroskopijnych człowieczków, wymieniały bezustannie ukłony. Kasia wzięła dziennik. Szybko odnalazłszy odcinek powieściowy, rozkoszowała się każdym zdaniem.

„Noc była ciemna. Markiz konno pędził przez las. Co się stanie z Margarytą? Myślał. I silniej kłuł ostrogami boki rumaka”.

- Kasiu!

- Co?

- Podaj mi łuk!

- A to po co?

- Tak sobie.

- Masz.

„Nagle spostrzegł zamek. Okna ziały mrokiem. Boże! Szepnął, przykładając dłoń do serca. Wtem usłyszał kroki. jakiś cień mignął w aleji”.

- Nie dałaś mi strzał.

- Masz, oto są, te twoje strzały.

Kasia z wściekłością wrzuciła je do wanny.

- Zamoczyłaś pióra. Nie będą leciały!

- Proszę cię, nie zawracaj mi głowy! Daj mi spokój. Mam dość twoich głupstw!

„Rozległ się wystrzał. Kula przeszyła kapelusz markiza. W tej samej chwili okrzyk rozdarł powietrze. Do mnie! wołała Genowefa!”

Emma obrzuciła Kasię szybkim spojrzeniem. Byłą pogrążona w czytaniu. Marszczyła czoło. Grdyka jej podnosiła się i opadała z regularnością metronomu. Powoli bardzo powoli Emma uniosła się w wannie. Wychyliła tułów, wyciągnęła kolanko, wypięła drobną pierś. Podniósłszy podbródek, -ujęła strzałę, potrzymała ją w palcach, pogardliwie wpatrzyła się w jakiś nieistniejący cel. Nagle Kasia krzyknęła:

- Oszalałaś?! Zaraz mi tu…

Emma broniła się.

- Daj mi spokój. Nie robię nic złego. Czy nie jestem tak piękna, jak tamta dama? Prawda, że jestem piękna, jak tamta dama?

Kasia wstała. Była gotowa wykonać jakiś brutalny gest. Emma spokojnie skrzyżowała ramiona.

- Jeżeli się zbliżysz – ochlapię cię wodą. Będziesz cała mokra. Ale nie na tem koniec – powiem mamie, że chłopiec od kupca cię całował.

- To nieprawda! Nieprawda! – ryknęła Kasia.

- Tak, to nieprawda. Wiem o tem równie dobrze jak ty. A jednak Mamusia mi uwierzy, bo ja jestem jej córką, a tobie nie uwierzy, bo ty jesteś tylko służącą!

d.c.n.

Piotr Villetard

Przekład autoryzowany Zofii Popławskiej

"Kobieta współczesna" 1927, nr 3, str. 17-18.