Rodzina Państwa Bille cz. 11

Po upływie dwudziestu czterech godzin zauważył chustkę. Nogi mu drżały. U wejścia jakiś chłopczyna czyścił szyby. Odwrócił się, uśmiechnął, mrugnął na pana Bille, że może go wpuścić do cyrku; pan Bille szedł ostrożnie, po wysypanej piaskiem ścieżce, oglądając się na prawo i lewo, czy nie ujrzy tam którego z bliskich znajomych. Pierwsze wrażenie było nieomal groźne. Światło dzienne z trudem przenikało do wnętrza. Pod ławkami leżały stosy papierów i łupin pomarańczowych. Arena była pusta i wysypana świeżym piaskiem.

Wreszcie zjawił się pan Stephenson. Był to mężczyzna wielki, brodaty, wyniosły. Mówił akcentem marsylskim. Postawił warunki niemożliwe do przyjęcia. Dobito wreszcie targu. Przez wązkie, nizkie drzwi zaprowadzono pana Bille aż do uśmiechu Miss Nelly.

Miss Nelly, bardzo piękna, bardzo powabna, powierzyła swą wiotką postać i drobną główkę stosom aksamitnych poduszek, zniszczonych długiem użyciem.

Pan Bille nie był człowiekiem wymagającym. Po godzinie kroczył do domu wesoło, gwiżdżąc jakąś lekką piosenkę. Wróciwszy od Toussel’ów, pani Bille i Emma zastały go w ogrodzie. Był w doskonałym humorze, łagodny, ubrany w słomkowy kapelusz, i usilnie gracował ścieżki w zapadającym mroku nocnym. Rodziny Toussel’ów i Bille’ów dzieliły się ze sobą wrażeniami z cyrku. I przez cały obiad pan Bille był zmuszony wysłuchiwać pochwał na temat cyrku!

Wreszcie powiedział:

-Przesadzasz, moja kochana.

Pani Bille uśmiechnęła się i zawołała niemal surowo:

-O, Gaspardzie!

Oczy ich się spotkały. Spojrzenie Julji sypało dziwne iskry. Gaspard nie mógł go wytrzymać.

Zmieszany spojrzał w sufit.

Czarne plamki zdraszały obecność pająków. Udał oburzenie, mruknąwszy:

-Co za niedbaluch z tej Kasi!

Pani Bille wzruszyła ramionami, nie odezwawszy się ani słowem. Gaspard z trudem tłumił ziewanie. Nagle Emma zaczęła nucić. Jej głosik dźwięczał coraz wyraźniej. Z obydwu stron krzyknięto na nią: “Przestań, nie trzeszcz mi nad głową!”

Emma przestała śpiewać…

To był nader ciężki wieczór.

Piotr Villetard

Przekład autoryzowany Zofji Popławskiej

“Kobieta współczesna” maj 1927, nr 7, str. 11.