Przewidywalne zwycięstwo i zaskakujące debiuty

Filmy z 43-ego Festiwalu Filmów Fabularnych  w Gdyni, które koniecznie musisz obejrzeć!

Emocje związane z 5-dniową ucztą dla pożeraczy kina powoli opadają, a więc nadszedł czas podsumowań. Gdynia przyjęła słoneczną pogodą najważniejszych polskich twórców filmowych, z których część mogła wrócić do pofestiwalowego życia z prestiżowym wyróżnieniem. Najważniejszą nagrodą Festiwalu Filmowego w Gdyni jest Złoty Lew, którego otrzymuje jeden spośród 16-stu filmów zakwalifikowanych w konkursie głównym. W tym roku bez większego zaskoczenia nagrodę otrzymała "Zimna Wojna" w reżyserii Pawła Pawlikowskiego. Historia o przeciwnościach losu, burzliwym rozstaniu, trudnej i pięknej miłości, ale i pustce, osadzona w ramach lat 50-tych i 60-tych XX wieku. Przepiękne, klimatyczne, czarno-białe zdjęcia w wykonaniu Łukasza Żala nadają filmu uduchowionego i estetycznego charakteru. Film otrzymał statuetki również za dźwięk i montaż, które zdecydowanie mu się należały.

Srebrny Lew trafił do Filipa Bajona za film "Kamerdyner".   Liryczno-dramatyczna opowieść o wymagającym uczuciu i trudnej relacji, czasie wojny, trudnych wyborach, kwestii przynależności i tożsamości - w tym wypadku do społeczności kaszubskiej. W rolach głównych aktorzy młodego pokolenia tacy jak Sebastian Fabijański czy Marianna Zydek, jednak to jednak Janusz Gajos oraz Adam Woronowicz (nagroda za najlepszą pierwszoplanową rolę męską) skupiają na sobie uwagę. Gajos w roli kaszuba Bazyliego Miotke skrada każdą scenę, w której występuje. Ciekawą kreację aktorską zaprezentował też Łukasz Simlat. Wcielił się w rolę zamkniętego nauczyciela muzyki przeistaczającego się w okrutnego i oschłego SS-mana, który zapomina o wyznawanych wcześniej wartościach.

Decyzja jury o przyznaniu nagrody za reżyserię Adrianowi Pankowi - który w tej kategorii mierzył się z tak uznanymi nazwiskami jak Smarzowski czy Koterski -  spotkała się z bardzo entuzjastyczną reakcją publiczności. Jego film "Wilkołak"  to produkcja w stylu horroru, czyli gatunku, który w Polsce realizuje się niezwykle rzadko. Czy było strasznie? To musicie ocenić sami, wybierając się do kina. Warto jednak zaznaczyć, nie zdradzając fabularnych smaczków, że głównymi bohaterami jest grupa dzieci, która zostaje wyzwolona z obozu koncentracyjnego i od tej pory musi polegać tylko na samych sobie.

43-cia edycja Festiwalu była czasem debiutów i wielkich powrotów. Na pewno uwagę widzów powinien przykuć "Eter" w reżyserii Krzysztofa Zanussiego. Twórca decyduje się przedstawić w nim kostiumową historię doktora z wielkimi ambicjami i potężna bronią, którą stara się opatentować - tytułowy tajemniczy eter. Kolejny interesujący powrót to Marek Koterski i jego "7 uczuć". Reżyser po raz kolejny przywołuje kultową już postać Adasia Miauczyńskiego (w tej roli syn reżysera - Michał Koterski) i przedstawia jego perypetie w szkole podstawowej. Klasa Adasia to aktorska śmietanka, ponieważ zobaczymy tam m.in; Marcina Dorocińskiego, Gabriele Muskałę, Andrzeja Mastalerza czy Katarzynę Figurę. Jeśli więc macie ochotę na styl Koterskiego, który zaskakuje i bawi przez łzy oraz chcecie zobaczyć niemal dwumetrowego Karolaka skaczącego na skakance, polecam wybrać się do kina właśnie na to.

Interesującym debiutem tegorocznego festiwalu był "Juliusz"  w reżyserii Aleksandra Pietrzaka. Stylowa komedia w stylu stand-upu o nauczycielu plastyki, mieszanka dobrze napisanych dialogów, żartów z puentą i świetnych aktorów. Niezwykle interesującą pozycją, do której zachęcam wszystkich z naciskiem na bardziej wymagającego widza, jest film w reżyserii Jagody Szelc "Monumen". Jest to filmowy dyplom studentów wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki, który swoim klimatem, niepokojącym stylem, brakiem jakichkolwiek barier narracyjnych sprawia, że po wyjściu z tego filmu widz spogląda na świat w bardziej metafizyczny i podejrzliwy sposób. Zanim jednak wybierzecie się na "Monument" zachęcam do zapoznania się z  "Wieżą. Jasnym dniem" z poprzedniego roku, którym to Jagoda Szelc nakreśliła swój bardzo konkretny, autorski styl.

No i nadeszła chwila na koniec na największą kontrowersję tegorocznego festiwalu - nowy film Wojciecha Smarzowskiego "Kler". Na czele z nazwiskami takimi jak Braciak, Jakubik oraz Gajos widz otrzymuje ważny społecznie głos o tym, co z człowiekiem robi władza, pieniądze i pożądanie. To nie jest film, który rozważa kwestię istnienia Boga lub który obraża ludzi wierzących. Jest to film o ludziach i społeczeństwie, które pozwoliło, by księża zyskali status "boskości". Niezależnie od poglądów bardzo polecam wybrać się, zobaczyć i wtedy dopiero samemu ocenić. Film otrzymał tegoroczną nagrodę publiczności. Ten werdykt również nie był zaskoczeniem, biorąc pod uwagę tłumy jakie przybywały do kina podczas całego trwania festiwalu. Zainteresowanie było tak duże, że organizatorzy zmuszeni byli zorganizować dodatkowe pokazy.

Koniec festiwalu zbiegł się z końcem lata. Wierni fani polskiego kina zobaczyli najważniejsze, niezwykle ciekawe i kontrowersyjne pod wieloma względami premiery najbliższych miesięcy. Kilka dni po zakończeniu festiwalu dowiedzieliśmy się o tym, że "Zimna Wojna" stała się polskim kandydatem do najbardziej prestiżowej i rozpoznawalnej nagrody filmowej na świecie, do lutowych Oscarów. Znów - nie jest to wielkie zaskoczenie, na pewno jednak radość i ogromna nadzieja. Mocno trzymamy kciuki, by po raz kolejny Paweł Pawlikowski mógł wygłosić przemówienie w Dolby Theatre w Hollywood. Kibicuję zarówno "Zimnej Wojnie", jak i kolejnemu sukcesowi przyszłorocznego festiwalu. Gdynio, widzimy się za rok! Ahoj!