Myślę tak, mówię nie, czyli po co nam ta cała asertywność?

Podobno asertywność się w Polsce nie przyjęła. Tak kiedyś znany trener stwierdził podczas wykładu w szkole trenerów i to jego stwierdzenie nieustannie wywołuje we mnie szczere bulgotanie ze zdziwienia. Jak to? Ta fajna, pozytywna, wyzwalająca asertywność, ta pożądana umiejętność komunikacji siebie w Polsce - NIE? Nie podoba się? Nie jest potrzebna? Niemodna? Ludzie nie chcą się jej nauczyć? Cały czas się zastanawiam, jak to możliwe, że bycie sobą, wyrażanie swojego zdania, odmawianie, komunikacja z szacunkiem dla drugiej strony i co? To nie jest trendy? A może po prostu mylą nam się definicje i postawy w całym tym zgiełku i zalewie różnej maści tekstów z rozwoju osobistego.

Podczas gdy hasło "O, jaka asertywna!" wciąż niesie za sobą niestety pejoratywne odczucia, to tym bardziej warto pamiętać, że czasem ludziom mylą się trudne słowa na "a". Bo na "a" jest i asertywna i agresywna.

Po co nam asertywność i czemu uważam ją za bezcenną umiejętność? Dam przykład z własnego podwórka, na długo zanim zaczęłam uczyć się jej sama dla siebie, a potem uczyć innych. Dobrych kilka lat temu przeprowadzałam się, kupiłam mieszkanie i urządzałam się całkiem od nowa. Znacie to zamieszanie, totalny zamęt i wyzwania: jaka kuchnia, czy na wymiar, jakie meble, co mam, co trzeba dokupić?! Ferwor małych i dużych decyzji, w słodko-gorzkim sosie komunikacyjnym z ekipą remontową. "Ale kto Pani to zrobił?!" -  tak kwitowali każdą fuszerkę poprzednika, a ja oszołomiona otaczającymi mnie pretensjami zdecydowanie za mało rozsądnie pilnowałam swoich granic i swojego komfortu.

"O, urządzasz się! To może kupisz od nas lodówkę, całkiem nową, bo my potrzebujemy większej" - zapytała przyjaciółka i wtedy naprawdę nic nie zwiastowało katastrofy. W decydującym momencie zabrakło mi własnego bilansu zysków i strat. Że nie wspomnę o braku całkiem miłego, małego "NIE, dziękuję". Nie zastanowiłam się, przyjęłam od razu, że skoro ona chce, to ok; ona sprzedaje, to ja kupię, no i trochę nie chciałam jej odmawiać. Bo przecież to rozsądne, prawda? Ona sprzedaje, ja kupuję, skoro nie mam lodówki. Nie dało mi nawet do myślenia, że przy projektowaniu kuchni stolarz trzy razy pytał, czemu nie chcę zabudowanej lodówki. No i przez brak jednego małego NIE, jednej małej odmawiającej, prawdziwej, zgodnej ze mną partykuły miałam: używaną, niewygodną, białą, niepasującą mi do niczego lodówkę. Przez X lat.

Jeszcze się zastanawiasz, po co Ci asertywność? A przecież to mała sprawa, taka lodóweczka. Pomyśl co z sytuacją, kiedy wychodzimy za mąż, bo trudno nam powiedzieć NIE. Kiedy zgadzamy się na zakres obowiązków w pracy, chociaż doskonale zdajemy sobie sprawę, że to nie dla nas. Kiedy nie mówimy NIE podczas zakupów i kolejny raz dajemy się naciągnąć na cud promocję.

Asertywność jest także sztuką radzenia sobie z odbieraniem krytyki, proszeniem o pomoc, przyjmowaniem komplementów. Tak, warto mówić nie. Czasem, żeby ochronić czy obronić siebie, często po to, by żyć w zgodzie z sobą, żeby móc decydować dla siebie i za siebie. I żeby mieć taką lodówkę, jaką się chce. I na pytanie, kto pani to zrobił, móc spokojnie powiedzieć. Nie, to nie ja.

Monika Chodyra -
Monika Chodyra, kobieta z pasją do życia i rozwoju. Współautorka książki „Energia Kobiet”. Doświadczony coach, trener i menedżer. Specjalizacja: coaching menedżerski.  

www.coachdlabiznesu.pl