O równe prawa

(Z walk, które minęły).

Jeszcze niedawno trwał w Indjach zwyczaj palenia na stosie żon, które przeżyły swojego męża. Jeszcze w 1810 r. po śmierci pewnego księcia hinduskiego spłonęło razem w ogniu aż 47 jego żon. Pięknie ubrane, w sukniach ponsowych, w kwiatach i drogich kamieniach, zbliżywszy się do stosu, kolejno odmawiały modlitwy, całowały zwłoki męża i z płomiennem zapamiętaniem rzucały się w paszczę ognistą.

Na krańcach dżungli - w mało dostępnych dla kultury zachodu wsiach i osadach trwa po dzień dzisiejszy pogański zabobon. Nieraz interwencja misjonarzy chrześcijańskich, albo nagłe zjawienie się policji wyrywa struchlałą wdowę z paszczy płomieni. Ale - w zasadzie - przepadł szatański obyczaj.

Jeszcze pięć wieków temu (co dla kontemplacyjnych Indji jest jak jedno wątłe półwiecze) młoda Jagiellonka, córka królewska i siostra trzech królów, zaręczona wbrew swej woli z księciem niemieckim, barbarzyńskim drapieżnikiem i wyuzdańcem, klęcząc na ślubnym kobiercu w atłasach, perłach, djamentach, zanosiła się od płaczu, bo widziała przed sobą noc długą, ponurą. Za jakąś wymówkę z powodu nieludzkich grabieży księcia Jerzego, za przeciwstawianie się nędznym jego miłostkom została wrzucona do lochu, którego strzegł szereg najeżonych dział olbrzymich. Był tam skarbiec książąt bawarskich. Stosy złota, płyty srebra, bryły drogich kamieni patrzyły martwemi oczami na mękę niewolnicy, wyrwanej własnym dzieciom. Nagle - po siedemnastu latach - rozchodzi się wieść o śmierci Jadwigi, córki Kaźmierza Jagiellończyka, - śmierci tajemniczej, jak życie tej męczennicy w zaryglowanym nad rzeką Innem Sezamie. Racja stanu nie pozwoliła upomnieć się o ciało jej po skonie, jak za życia nie pozwoliła odryglować wrót skarbca-więzienia.

W czasie, kiedy na stosie księcia hinduskiego spłonęło 47 strojnych żon, - zażądali panowie polscy od dziewczątka, które nosiło szumne miano pani szambelanowej na Walewicach, ale nie przestało być skromną, cichą, obcą wielkiemu światu, wychowaną w cnocie i pobożności szlachcianeczką, - żeby została kochanką “Orła z pod Austerlitz”. Tego wymagała racja stanu. Ta ofiara czci, honoru kobiecego, to wiarołomstwo ślubnej przysiędze, to zaparcie się kanonów etycznych, wpajanych w czyste serduszko od zarania życia, - to podeptanie obowiązków żony i matki miało zbawić Polskę.

Walczyła z sobą, opierała się długo śliczna szambelanowa - dziecko, mimo tytułów, herbów i pałacowych dostojeństw. Aż drżącą, spłakaną, rzucono w objęcia “boga wojny”, z których wyszła, jak ptak okaleczony, jak ranna w samo serce gołębica. Prawie nic nie dała Polsce, a wszystko zabrała samej sobie.

❋        ❋         ❋

Lista biernych ofiar kobiety na różnych ołtarzach nie ma końca. Z miljona krzywd powstało wołanie: “tak dalej być nie może”. I wszczął się ruch w kierunku przyznania równych praw kobiecie.

Krzywda trwała długie stulecia. Walka - jeden wiek niespełna. Już jej niema. Już tylko jest, jak głuchy pomruk po burzy - coraz dalszy, coraz cichszy.

Jeszcze światami kołaczą się protesty. Jeszcze… Ale już tylko tam, gdzie pokrzywdzenia swoje odczuwa garstka, a tłum tonie w rozkosznem obezwładnieniu.

Kobieta polska w ciągu jednej doby (nie kalendarzowej) została posłanką, senatorką, radną. Nie zdążyła powiedzieć: “Sezamie równości, otwórz się!”, gdy już wyrosły przed nią wszystkie mównice publiczne. Już nie będzie Boną Sforza, ani Marysieńką, ani siostrą, ani przyjaciółką, kochanką królewską, prowadzącą politykę ślepych drzwi za plecami koronowanych głów i wielkich mężów stanu. I nie będzie szła dla racji państwowych - na powolne konanie w lochach podziemnych. Stanie, przemówi za siebie i za tych, co powołali ją do głosu.

Zaklęty pierścień przesunął się na palcu i stworzył cud.

❋        ❋         ❋

Tak wam się zdaje, wy najmłodsi, którzy oglądacie żywemi oczami zjawę, jak z bajki. Tak wam się zdaje. Nie wiecie, że droga do niej - pierścień zaczarowany, hasło Sezamu - to trud bezmierny, wysiłek i nieustępliwa wola kilku pokoleń.

Cztery okresy przeszła walka kobiety polskiej o prawa polityczne, społeczne, zawodowe, a wstęp do nich stanowi pytanie “Krystyny” Hoffmanowej: “Czyżbym ja miała być zerem, które tylko postawione obok jedynki coś znaczy?” - Było to jednak słabe majaczenie zaledwie, gdyż pani Tańska nie schodziła ze stanowiska, że kobieta jest drugą w społeczeństwie i raczej pomaga niż działa.

Zasadę “samoistnienia” kobiety sformułowała pierwsza Jaraczewska, nie wskazawszy jednak sposobów i dróg, prowadzących do zdobycia go.

Znacznie wyraźniej wystąpiły Entuzjastki, żądając ekonomicznej niezależności kobiet i swobody w społeczno-prawnych stosunkach. Dzwonili na alarm zgrupowani dokoła nich najwybitniejsi literaci współcześni - Hipolit Skimborowicz, Edward Dembowski, Karol Baliński, Teofil Lenartowicz, Juljan Bartoszewicz i inni współpracownicy “Przeglądu Naukowego”.

Jakkolwiek i tu brakło jeszcze ścisłych programów i drogowskazów, można uważać ruch ten za pierwszy etap bojów wyzwoleńczych. Utorował on drogę głośnej pracy Edwarda Prądzyńskiego “O prawach kobiety” (1873r.), która rozpoczyna drugi, jeszcze bardziej wojowniczy okres walk o równouprawnienie.

Ale i tu mowy nie było jeszcze o pełnych prawach kobiety. Władzę męża uważał Prądzyński za nietykalną, a o bezpośredni udział kobiet przy wyborach upominał się gorąco, nawet żądał go, jednak - z dodatkiem kompromisowej grzeczności “jeżeli można” .

Równocześnie z książką Prądzyńskiego padła w tłum “Marta” Orzeszkowej, - powieść, która stała się hasłem sztandarowem nietylko u nas, ale i w sąsiednich Niemczech, gdzie przetłumaczono ją natychmiast i włączono do bibljotek propagandowych stowarzyszenia “ Frauenbildung”.

“Źle się dzieje z nami. Co uzbierała sobie każda z nas w przeszłości? - Jakie oręże wiedzy, woli, doświadczenia służyć nam mogły w walce z biedą, trafem, samotnością?”

Krzyk ofiary pańskiego wychowania na laleczkę salonową wstrząsnął społeczeństwem. Porwały się do pracy ręce kobiet. Wszedł pierwszy zastęp, a po nim tysiące do sklepów, biur, kantorów, gdy dotąd tylko nauczycielstwo prywatne było jedynym tolerowanym dla szanującej się panienki zawodem.

“Marta” zaczyna trzeci okres walki, który w połączeniu z hasłami Prądzyńskiego stanowi echo prądów zachodniej Europy - Milla, St. Simon’a.

Czwarty okres - żądanie równouprawnienia bez zastrzeżeń - przypada około lat 80-tych. Twierdzi się, że wyszło ze strony pozytywizmu naszego. Jednak pierwszy jego krzewiciel w zakresie nauk społecznych, Józef Supiński, był nieubłaganym wrogiem ruchu kobiecego. Popierali równouprawnienie natomiast młodzi pozytywiści: Świętochowski, Chmielowski, Adam Wiślicki, Marjan Bohusz, Ludwik Krzywicki, Stan. Kempner, dr. R. Dybowski i inni. Ale główną pionierską, niezmordowaną rzeczniczką pełnych bezkompromisowych praw kobiety politycznych, społecznych, ekonomicznych i obyczajowych była Paulina Kuczalska-Reinschmidt, wytrwała bojownica, która - mimo miotane jej pod nogi głazy - nie przestawała rzucać w tłum haseł równouprawnienia, oswajając z niemi niechętne społeczeństwo i pociągając za sobą co dzielniejsze umysły kobiece, a przedewszystkiem wybitne autorki współczesne: Orzeszkową, Konopnicką, Rodziewiczównę, Mellerową, Marrénową, Szeligę, Dulębiankę i inne.

Powoli w niepamięć zapada nazwisko tej dzielnej niezwykłej kobiety. A jednak - gdyby nie jej fanatyczny prozelityzm - kto wie, czy Polska zdobyłaby się już teraz na wielki krok zrównania kobiety z mężczyzną we wszystkich dziedzinach prawno-politycznego i ekonomiczno-społecznego życia. Nie rozumiałaby może tej konieczności, opartej na ustrojach i wymogach państwa demokratycznego.

            Z wielkich międzynarodowych kongresów przywoziła P. Kuczalska-Reinschmidt szeroki dech żądzy wyzwolenia kobiet. Jakkolwiek hasła emancypacji w Polsce pod b. zaborem rosyjskim nie były uznawane za nielegalne, a artykułów z tej dziedziny nigdy nie wykreślał najsurowszy cenzor, to jednak dla rozpowszechniania ich trzeba było stwarzać odpowiednie placówki. Jedną z pierwszych zalegalizowanych było t. zw. “Koło pracy kobiet”, które trwało od 1891 do 1906 r.

            Z inicjatywy T. Męczkowskiej powstało w 1905 r. zorganizowane przez członków Koła pracy kobiet “Polskie Stowarzyszenie równouprawnienia kobiet”. P. Kuczalska-Reinschmidt po pewnym czasie odłączyła się wszakże od niego i stworzyła “Związek równouprawnienia kobiet polskich” hołdujący jedynie i wyłącznie hasłom emancypacyjnym, gdy wszystkie poprzednie usiłowały przemycać pod płaszczykiem jawnej roboty tajne prace oświatowe i społeczne.

            Teoretyczny nawskroś umysł hetmanki ruchu kobiecego nie czuł się dobrze na gruncie czysto praktycznych poczynań. Rzucając pomysły, które podsuwała jej pełna inicjatywy nieodstępna towarzyszka pracy p. J. Bojanowska, innym rękom zostawiała realizowanie ich. Ona sama bezpodzielnie oddała się idei sprawy kobiecej, służąc jej bez wytchnienia aż do chwil ostatnich życia.

Nikt przed nią i po niej nie zdobył się na ten fanatyzm, który bezkompromisowo dążył do jednej tylko mety. Bardzo wątła, zwalczając nadludzkim wysiłkiem ciężkie napady astmy, której podlegała od zarania życia, stawała na mównicach publicznych całej Polski. Za ciężko uciułane grosze jeździła na wszystkie większe międzynarodowe kongresy kobiece, podnosząc mądry, trzeźwy głos, poparty silną erudycją i głęboką wiarą w przyszłość sprawy. Nie zapominała przytem o Polsce - samorzutna emisariuszka - przedstawiając obcym żywotność i prężność narodu, który uważano już za dawno umarły.

I tym samym nadludzkim wysiłkiem, z jakim opanowywała chore płuca i zbierałą pieniądze na wyjazdy zagraniczne, podjęła wydawanie dwutygodnika (Lwów 1893-97). a później miesięcznika “Ster”, poświęconego wyłącznie kwestji równouprawnienia.

W każdym z b. trzech zaborów miał inny charakter ruch kobiecy. Ale każdemu przewodniczyła myśl programowa P. Kuczalskiej.

Z rąk jej wzięło buławę pokolenie żyjących po dzień dzisiejszy przodownic ruchu kobiecego, którym poświęcimy kartki następne.

Cześć i hołd należał się przedewszystkiem tej pierwszej, nieustraszonej bojownicy.

C. Walewska

“Kobieta współczesna” 3 kwietnia 1927, nr 1, str. 3-4.


Następny artykuł