Młodociani w przemyśle i rzemiośle

JÓZEF LESZCZYC.

Młodociani w przemyśle i rzemiośle

I.

Dziedziną najmniej znaną i badaną u nas jest praca dzieci, praca robotników nieletnich i młodocianych w przemyśle i rzemiośle. Nietylko szerokie warstwy społeczeństwa, wtem inteligencja pracująca, nic o tem nie wiedzą, ale nie mamy nawet żadnych książek, żadnych dzieł w tym zakresie, które mówiłyby o pracy fabrycznej dzieci w Polsce. 

Tymczasem - nie trudno zrozumieć, że jest to sprawa pierwszorzędnej wagi, sprawa, która powinna obchodzić państwo, rząd i całe społeczeństwo, bo tu wchodzi w grę byt i rozwój młodego pokolenia, sił twórczych, świeżych, wzrastających na terenie ojczyzny już niepodległej. Troska o znośne warunki rozwoju i egzystencji dla tych młodziutkich wytwórców materjalnej wartości naszego życia, o konserwację ich zdrowia, - obrona przed wyzyskiem ich pracy, grożącym nadwątleniem organizmów młodocianych - powinna zająć najpierwsze miejsce w naszem życiu społecznem.

Ale żeby tak się stało, żeby poruszyć umysły i serca, trzeba wkroczyć w tę dziedzinę, trzeba uchylić zasłony, tak szczelnie ją okrywającej.

Dzieci, zrodzone w klasie, pracującej fizycznie, idą do pracy zarobkowej bardzo wcześnie.  Wprawdzie ustawowa ochrona pracy młodocianych zakreśla (od r. 1924-ego) granice wieku, niżej których nie wolno zatrudniać dziecko w pracy zarobkowej: skończone 15 lat. Ale dziś jeszcze nawet w większych fabrykach spotykamy bardzo często dzieci czternastoletnie; - cóż dopiero mówić o małych warsztatach pracy, do których nie zagląda żadna kontrola, o rzemiośle, często nie rejestrowanem, ukrywającem się po różnych prywatnych mieszkaniach. Tam praca dzieci nieletnich (11-13 lat) jest zupełnie powszechną.

Obowiązek pójścia do szkoły niewiele zmienia w tej sytuacji, ponieważ szkoły powszechne warszawskie nie mogą dziś jeszcze objąć wszystkich dzieci; pozatem dla dzieci, spóźnionych z nauką, są wielkie trudności przy przyjęciu; rodzice bardzo często nie chcą lub nie mogą posyłać dziecka do szkoły: faktycznie nie mamy dziś jeszcze powszechnego nauczania.

Przemysł wielki zatrudnia przeważnie dzieci w wieku starszym niż w rzemiośle, w wieku, odpowiadającym mniej więcej skończeniu szkoły powszechnej. Dziecko takie (około 15-tu lat, 16, 17 lat) pracuje w przemyśle tę samą ilość godzin, co reszta robotników dorosłych. Nie jest tajemnicą, że ośmiogodzinny dzień pracy nie jest przestrzegany należycie nawet na wielkich fabrykach. Często młodociani pracują wraz z resztą robotników po dziesięć, dwanaście i więcej godzin na dobę. Na domiar złego bardzo często dziś pracuje się bez żadnej przerwy odpoczynkowej (obiadowej!) w przeciągu całego dnia roboczego, lub też z przerwą skróconą do pół godziny, do kwadransa. Nie trzeba tu chyba mówić, jak bardzo wyczerpuje siły praca wielogodzinna bez żadnego odpoczynku.

Jeżeli konstatujemy, że w przemyśle nie przestrzega się czasu pracy, normowanego przez prawo, to w rzemiośle, w małych warsztatach panuje pod tym względem zupełna samowola majstra. Dzień roboczy chłopca lub dziewczynki w krawiectwie, szewstwie, ślusarstwie i t. d. wydłużony jest stale i powszechnie do 12, 14, 16-tu godzin na dobę. Praca w warsztatach rozpoczyna się o 7-ej, 8-ej rano trwa do 9-tej, 10-ej, 11-ej wieczór, jeżeli tylko jest obstalunek. Dzieci, zatrudniane po małych warsztatach szczególnie w krawiectwie i szewstwie, bardzo  często mieszkają w warsztacie, a zawsze po ukończonej pracy muszą sprzątać warsztat, rozpoczynają zaś swój dzień - na długo przed rozpoczęciem pracy w warsztacie - sprzątaniem mieszkania majstra, spełnianiem rozmaitych posług i poleceń majstrowej i t. d.

Praca nadmiernie wydłużona, przechodząca wielokrotnie siły dziecka, nie może być dotąd u nas zwalczana skutecznie nietylko w rzemiośle, ale i nawet w wielkim przemyśle. Jeżeli nawet przyjmiemy, że inspektor pracy umie dzielnie i sprężyście dopilnować powierzonego mu zakładu (co, niestety, rzadko się zdarza!), to niema innej drogi tępienia wykroczeń przeciw ustawodawstwu, jak zaskarżyć przedsiębiorcę do sądu.

Do sprawy powrócimy w następnym numerze.

  "Kobieta współczesna" 3 kwietnia 1927, nr 1, str. 2-3.