Jubileusz Marji Rodziewiczówny

Pół żartem, pół serio - wyróżniony kursywą komentarz zza światów, a raczej z późniejszego o dokładnie 92 lata dziś 🙂

W sali Ratusza warszawskiego, w dwa rzędy ustawione chorągwie stowarzyszeń, szkół, oddziałów harcerstwa, sala, a zwłaszcza estrada, przybrana zielenią krzewów, kwiaty, światła, muzyka… na schodach harcerki w mundurowych bluzkach przyjmują gości. Zauważyliście, że niby sto lat minęło, ale pod tym kątem nic się nie zmieniło - zawsze na takie wydarzenia biegać muszą ludzie, którzy mają to wpisane w swoje zawodowe obowiązki, a więc oficjele, dzieci, harcerze i dziennikarze? Inaczej chyba nikt by nie przyszedł.

W tych miłych ramach odbyła się dnia 13 marca, o godz. 5 po południu uroczystość jubileuszowa Marji Rodziewiczówny. W tych miłych ramach - patrz: pompatycznej atmosferze.

Przed laty, z zapadłego Polesia, odciętego od świata, przygniecionego ciężką stopą wroga, odezwał się jej głos, wzywający do walki, już nie o niepodległy byt narodu, nie o skarb wolności obywatelskiej, ale choćby o ziemię, o tę podstawę, którą prawa wyjątkowe carskiego regimu postanowiły wyrwać Polakom z pod stóp. Przede wszystkim przepraszamy Polesie, to oni tak sto lat temu pisali, my tylko cytujemy, ale… szczerze? Nie oszukujmy się, i w tym przypadku niewiele się zmieniło.

I odtąd był to stały, powtarzający się nieustannie refren twórczości literackiej Marji Rodziewiczówny. To jedno zagadnienie stało się kanwą, na której szkicowała niestrudzenie silne i pełne uporu, posępne, głuche na wszystko inne postacie poleskich ascetów, bojowników twardych o ostatni fundament polskości w tamtych stronach. Społeczeństwo polskie ukochało tych Czertwanów i te różne Julki i Hanki, trochę cudaczne, bardzo śmiałe i zdecydowanie, z litewskim uporem, trwające przy ziemi. To wiele tłumaczy, na przykład to, że tylko moja babcia ochuje i achuje nad tymi refrenami i nieważne, że jedenasta powieść niemal taka jak druga tylko te Julki i Hanki zamieniają się kolejnością. A, i dla niewtajemniczonych - te jakieś Czertwany, to od nazwiska głównego bohatera jednej z powieści. Dewajtis, ale i tak Wam to nic nie powie :p

Nie zapomniano Rodziewiczównie istotnej zasługi, jaką oddała Polsce, budząc w tych niewymownie smutnych czasach, ideę, choćby tylko takiej walki. Niewymownie smutne czasy - urocza fraza, którą trzeba zapamiętać i której, mam wrażenie, chętnie nauczyłyby się dzisiejsze polskie nastolatki. Nie zapomniano jej nawet w nowych, zmienionych warunkach. I oto zbiegł się tłum, kochających gorącą jej duszę, by ze szczerem wzruszeniem wysłuchać wygłoszonych pod jej adresem przemówień, a zwłaszcza jej słów, istotnie najpiękniejszych, pełnych prostoty, skromności i powagi. Gdy mówiła, że odniesie w swoje strony tę dobrą wieść, iż “Polska swym wiernym sługom po królewsku płaci”, gdy wspomniała o tym ciężkim beznadziejnie okresie historycznym, w którym przyszło jej trwać na cichych, w milczeniu żujących chleb niewoli kresach dawnej ojczyzny, widziało się gorące łzy w oczach młodych kobiet i dziewczątek.

I dlaczego wieczni narzekacze mówią wciąż o braku uczciwości i entuzjazmu w młodem pokoleniu, o jego bezideowości?... Istnie wieczni narzekacze! Ja nie przyłączę się do tego zaszczytnego grona - nasza młodzież realizuje dziś z pasją współczesne idee. Jedno z moich ulubionych: fura, skóra, tablet i komóra! Nie dość, że ambitnie, to i rymy sklecać umieją, taką Rodziewiczównę to na łopatki rozkładają. Choć przyznam Wam się szczerze, że jak sprawdziłam w internetach z jakiej piosenki młodociani wzięli to hasło, to chyba jednak wolałabym na tym zapadłym Podlasiu z litewskim uporem wyrywać ziemię spod ciężkiej stopy carskiego oprawcy.

Przewodniczył uroczystemu zgromadzeniu Zenon Przesmyski. Charakteryzował działalność literacką Rodziewiczówny Zdzisław Dębicki, przemawiał przedstawiciel Ministerstwa W. R. i Ośw. Publicznego, delegaci stowarzyszeń, miast. Obecni byli: Minister Dobrucki, marszałkowie: Rataj i Trąmpczyński. Oczywiście nazwiska te nic nam nie mówią, oprócz tego, że z pompą! Wręczono jubilatce zamknięte w pięknej tece adresy stowarzyszeń miast i miasteczek. Odczytano depesze, z depeszą p. Prezydenta Rzeczpospolitej, na czele. Pompa na całego, dzieci już tam pewnie od godziny umierają z nudów, a harcerze gotują się w mundurach... Czynem, nietylko słowem uczcił autorkę Dewajtisa Sejmik Kobryński, ustanawiając 10 stypendjów dla uczniów niższych szkół rolniczych, pochodzących z pow. Kobryńskiego i dając im nazwę stypendjów im. Marji Rodziewiczówny. A to akurat nie ma co się śmiać, zawsze wzniosła i potrzebna inicjatywa dawać możliwość nauki tym, którzy jej faktycznie potrzebują, a i zapewne dużo lepiej z niej skorzystają niż ci, którzy mają wszystko od razu podsunięte pod nos.

Było na sali dużo, bardzo dużo młodzieży szkolnej. Wniosła ona z sobą to promieniowanie młodości, podobne do promieniowania słońca o wschodzie i ozłociła niem nastrój jubileuszu. Nie ma się co dziwić, przecież lekcji nie mieli.

“Kobieta współczesna” kwiecień 1927, nr 1, str. 15-16.


Poprzedni artykuł