Ale fajans!

Często zdarza się, że gdy czytamy teksty z danej epoki, mamy poczucie ich całkowitego niezrozumienia. Zwykle dzieje się tak, ponieważ nie znamy kontekstu bądź po prostu nie rozumiemy pojedynczych słów. Co w niektórych przypadkach jest zupełnie oczywiste i łatwo wytłumaczalne - przeróżne słowa wychodzą przecież z użycia lub zmieniają swoje znaczenie, a nie każdy ma obowiązek bycia na co dzień erudycyjnym etymologiem i nie musi w try miga rozwiązywać klasycznego już szkolnego problemu, o co chodziło Mickiewiczowi z tym burzanem, świerzopem i dzięcieliną.

Fragment bramy Isztar, Muzeum Pergamońskie, Berlin,
źródło: commons.wikimedia.org

Fajans to nic innego jak specyficzny rodzaj ceramiki, podobny do porcelany, lecz mniej szlachetny. Wytwarzany jest z zanieczyszczonego kaolinu (cokolwiek to znaczy) wypalanego w piekielnej niemal temperaturze 1000 stopni Celsjusza, choć efekt jest zwykle niebiańsko biały lub jasnokremowy, dlatego staje się idealną bazą pod kolorowe malowidła.


Tyle z technicznych informacji, przejdźmy do tych znacznie ciekawszych, bo związanych z podróżą fajansu niemal po całym świecie. Ta ceramiczna ozdoba znana była już bowiem w starożytnym Egipcie i Persji, gdzie produkowano barwnie polewane cegły, z których zbudowany był na przykład jeden z najbardziej znanych zabytków starożytnego Babilonu - brama Isztar.
A jak to zwykle bywa z rozprzestrzenianiem się mód i trendów, fajans szybko znalazł swoich amatorów w rejonach Azji Mniejszej, a potem z dzisiejszej Turcji przepłynął na kupieckich statkach do Hiszpanii i Włoch.

I tak oto w tym miejscu docieramy do rozwiązania zagadki, która sięga swoimi korzeniami czasów renesansu - jaki romans łączy fajans i majolikę? Czy te dwa terminy określają ten sam typ ceramiki? Otóż - i trochę nie, i bardzo tak. Obydwa określenia są jednak pochodzenia włoskiego. Około 1400 roku niejaki Luca Della Robia, włoski ceramik z Faenzy, wynalazł nowy gatunek szkliwa, który doskonale pokrywał chropowatą powierzchnię naczyń przewożonych przez Morze Śródziemne. Okazało się, że błyszczące, kolorowe szkliwo tak spodobało się ówczesnym użytkownikom przeróżnych przedmiotów, że fajans - nazwa od nazwy miasta, gdyby ktoś nie zauważył podobieństwa:) - zdecydowanym krokiem przekroczył granicę północnych Włoch i zyskał sobie fanów niemal w całej Europie. Sprawa jest etymologicznie prosta również ze słowem "majolika" - pierwotnie oznaczało ceramikę hiszpańską, która miała być przetransportowana do Włoch, a na swoją podróż oczekiwała na - Majorce. Podobno nazwy tej użył po raz pierwszy Cyprian Piccolpasso, który w 1548 roku, prawdopodobnie z braku lepszego zajęcia, stworzył opracowanie techniki wyrobów ceramicznych. Oprócz odgeograficznego pochodzenia nazwy, majolikę i fajans łączy również technika wyrobu i skład surowców szkliwa, które wypieka się w znacznie niższych temperaturach niż wyroby porcelanowe i kamionkowe. Kolorowa, zwykle fioletowa, granatowa i zielona, majolika produkowana była przede wszystkim w Orvieto, Sienie i Florencji.

   Fajansowa spluwaczka, 1740-1750, Delft, źródło: muzeum.gliwice.pl

Fajans zaczęto sprowadzać do Francji, Niemiec, Belgii i Holandii, a z czasem miejscowi inwestorzy otworzyli tam własne ośrodki ceramiczne, do których zaczęli sprowadzać się majolikowi rzemieślnicy i artyści. Najsłynniejszymi ośrodkami fajansu stały się niemieckie Hanau, francuski Lyon, Nevres, Strasburg i Marsylia oraz holenderska perełka Delft. To tam od XVII wieku zaczęto produkować tzw. fajans wschodni. Dlaczego akurat w tym mieście i dlaczego akurat wschodni? - moglibyście zapytać. Otóż z bardzo prozaicznego powodu. Delft był wtedy główną siedzibą Zjednoczonej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która importowała bardzo duże ilości dalekowschodniej ceramiki. Na początku więc sprzedawane na holenderskim rynku wazy, talerze, filiżanki, świeczniki, wazony przedstawiały oryginalne rodzajowe scenki chińskie i japońskie.

Dopiero w połowie wieku dzięki dwóm niemającym ze sobą nic wspólnego wybuchom wszystko się zmieniło. Najpierw w październiku 1654 roku wyleciał w powietrze magazyn prochu, który zniszczył znaczną i znaczącą część miasta, bo niemal całkowicie starł z powierzchni ziemi kilka manufaktur i browarów, których szczątki trzeba było zagospodarować. Z kolei po jakimś czasie od tego zdarzenia wybuchła w Chinach wojna domowa i do Holandii przestały nagle docierać tak delikatne i prestiżowe przedmioty jak rozchwytywana porcelana.

Fajansowe wyroby na targu w Szanghaju, Chiny, 2016

W związku z tym jakoś tak się złożyło, że zaczęto w Delft w miejsce wysadzonych fabryczek i piwiarni otwierać warsztaty specjalizujące się w sztuce wyrabiania fajansu. Nie był to jednak fajans byle jaki i taki jak wszystkie. Mistrzowie holenderscy, wzorując się na ceramikach chińskich i japońskich, postanowili ozdabiać białe szkliwo wyrobów tylko jednym - kobaltowym - kolorem. Z Dalekiego Wschodu zaczerpnęli też wzory, tematy i rozmach. Od tej pory produkowano nie tylko tace i półmiski, patery i talerze, ale także kafle, świeczniki, wachlarze, kałamarze, pojemniki, wazony, a fajans holenderski stał się rozpoznawalny na całym świecie, bijąc na głowę rozpoznawalność fajansu francuskiego czy angielskiego... jednak do pewnego momentu.

Nasz holenderski bohater przebył bowiem niedaleką podróż do sąsiedniej Anglii i tam zaczął królować na dobre! Do tego stopnia, że pod koniec XVIII wieku masowa angielska produkcja fajansu niemal całkowicie wyparła z rynku tradycyjny styl z Delft/Dalekiego Wschodu.
W Rzeczpospolitej fajans nie był zbyt popularny. Dopiero od XVIII wieku, kiedy bardziej delikatna ceramika zaczęła zastępować cynowe garnce i kufle, fajans zagościł na szlacheckich stołach. Wcześniej jego pół-zastosowanie miało u nas miejsce, a i owszem mocium Panie, w kaflarstwie. Szkliwo ołowiowo-cynowe wykorzystywane było przede wszystkim od momentu rozbudowy Wawelu za panowania Zygmunta Starego, choć ze względu na częściowe tylko użycie tlenku cyny do szkliwa i fragmentaryczne pokrycie płytek nie możemy mówić w tym przypadku stricte o fajansie.

Ceramiczny pantofelek, w XVIII wieku zwyczajowy prezent ofiarowywanym narzeczonej, Delft,
1740- 1770,  źródło: muzeum.gliwice.pl

Polski okres "rozkwitu" fajansowej popularności przypada na późny XVIII i początek XIX wieku. Najsłynniejszymi polskimi wytwórniami fajansu były wtedy manufaktury Radziwiłłów w Białej Podlaskiej, manufaktura Wolffa i Bernardiego oraz Manufaktura Prószkowska na Śląsku. Warto wspomnieć też przede wszystkim o Królewskiej Manufakturze Fajansu i Majoliki w Belwederze. Założona przez ostatniego króla Polski produkowała fajanse o bardzo wysokim poziomie artystycznym. Bo czego jak czego, ale jak artystycznego byle czego to król by nie zniósł. Dlatego też zlecił sprowadzenie do swojej manufaktury fachowców niemieckich, francuskich i holenderskich, dzięki czemu zakład mógł nie tylko kopiować ichniejsze style i wzory, ale mieszać tradycję zagraniczną z polską. Najbardziej wartościowym wyrobem królewskiej fabryki był bogato zdobiony złotem serwis fajansowy dekorowany w stylu orientalnym, który został zawieziony jako dar sułtanowi tureckiemu w 1789 roku.

Fajansowy talerz z serwisu sułtańskiego,
kolekcja Zamku Królewskiego w Warszawie,
   źródło: porcelana.info/belweder-warszawa-sygnatury/

Obecnie fajans stracił niestety na swojej wartości, przede wszystkim tej artystycznej. Co prawda istnieją w Polsce fabryki fajansu, m.in. w Kole, Włocławku i Ćmielowie, ale używa się go już w mniejszym stopniu do wyrobów użytku domowego, na przykład talerzy, a w zamian wytwarza się z niego urządzenia sanitarne, takie jak umywalki czy muszle.


I może i smutno zakończylibyśmy historię podróży fajansu po Europie, gdyby nie to, że dzięki małej popularności tej ceramiki w Polsce, mamy zdecydowanie większą szansę na wygranie licytacji przepięknych waz i pater, zdybanie ich na jakiejś zakurzonej półce w sklepie ze starociami czy na odbycie przeuroczej wycieczki do Holandii i zakupienie ślicznej dekoracji do domu, która będzie nam umilała poranki i wieczory. Choć już co prawda nie w takim stopniu jak pani Bille, która hałasując fajansowym dzbanem, mogła wyrwać męża z czeluści snu.