A ja lubię bywać sama

Ludzie to zwierzęta stadne. Potrzebujemy siebie nawzajem, tęsknimy do ciepła drugiej osoby, lubimy sobie pogadać. Nawet introwertycy, którzy najlepiej czują się w swoim własnym towarzystwie, od czasu do czasu odczuwają potrzebę kontaktu z inną ludzką istotą. Jednak jako jednostka, powiedzmy, dorosła, która jakieś nawyki i upodobania zdążyła sobie wyrobić, stwierdzam, że obecność drugiej osoby nie zawsze jest mi do czegoś potrzebna. Straszna rzecz – lubię wychodzić z mieszkania SAMA.

Odkąd wyjechałam na studia zdarzało mi się dość często wyjść samej czy to na spacer, do kina czy (cóż za dewiacja) do restauracji. I nagle, po kilku latach takich praktyk, zostałam uświadomiona, że „jak to tak? Ale, że sama? To nie możesz kogoś zaprosić?”. Ano, może i mogę. Tylko nie chcę.

Co ciekawe, miałam kiedyś współlokatorkę, która twierdziła, że lubi spacerować, ale nie ma z kim. Gdy usłyszała, że wychodzę się przejść poprosiła, żebym dała jej półtorej godziny(?!) to się wyszykuje i połazi ze mną. Koniec tej historii jest raczej przewidywalny – na dziewczynę nie zaczekałam.

Zaciekawiona szokiem, jaki wywołałam u pierwszej osoby oraz dziwną (jak dla mnie) potrzebą współlokatorki do spacerowania w parze, postanowiłam zwrócić się do Zbioru Wiedzy Wszelakiej. Otworzyłam przeglądarkę Google i wpisałam „wychodzenie samemu na miasto”. Okazało się, że nie jest ze mną tak źle. Na jedno pytanie typu „Czy wychodząc samej do kina, wychodzę na dziwaka?” natrafiałam na pięć odpowiedzi „Nie, ja sam często tak robię.” Problem jakby prawie nie istniał. Inna sprawa, że jakoś nigdy nie zauważyłam tych „spojrzeń”, które niby z pełnym współczuciem powinny być kierowane w moją stronę, a którymi różni pomocni forumowicze radzą się nie przejmować.

Ale to na tyle z forami dla osób, które muszą pytać obcych ludzi po drugiej stronie komputerowego ekranu o zdanie, bo własnego nie posiadają. Jako kobieta egocentryczna skupię się teraz na sobie i tym, jak to moje samotne wychodzenie wygląda.

SAMOTNE SPACERY

Uwielbiam spacerować w pojedynkę, niezależnie od tego czy robię to z podkładem muzycznym płynącym przez słuchawki, czy wsłuchując się w odgłosy miasta. Bezcelowe chodzenie ulicami miasta ma na mnie terapeutyczny wpływ – niby jestem między ludźmi, ale nikt niczego ode mnie nie chce. Mogę iść takim tempem, które mi odpowiada, a stając na rozwidleniu idę tą ścieżką, którą chcę. Zdarza się, że idę tak długo, aż rozbolą mnie nogi i kieruję się ku najbliższemu przystankowi autobusowemu. Czasem przysiądę na ławce w parku i wyjmę książkę/krzyżówki czy co tam akurat mam w torebce. Jestem sama ze swoimi myślami – jestem sobą. Uwielbiam to uczucie.

SEANS W POJEDYNKĘ

Fajnie czasem wyjść do kina ze znajomymi. Pośmiać się razem na jakiejś komedii czy zachwycać się wspólnie filmowymi amantami. Nieraz jednak wolę iść na jakiś film sama. Ba, staram się wybrać taki seans, by mieć pewność, że na sali kinowej będzie jak najmniej widzów. Jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak wyglądam – samotna postać z daleka od innych oglądających. Bardziej liczyło się dla mnie to, że mogę się poczuć jak na prywatnym seansie, w czasie którego nikt mnie nie szturcha, gdy na ekranie pojawi się ulubiony aktor koleżanki. Nie ma też szeptanych do ucha komentarzy kolegi, który wyśmiewa różnice między filmem a książką. Jestem ja i ogromny ekran, któremu mogę poświęcić całą swoją uwagę. A jeżeli ktoś naprawdę zastanawia się, dlaczego ta dziewczyna przyszła do kina sama, mogę jedynie współczuć, że kupił bilet na film, który go najwyraźniej nudzi.

STOLIK DLA JEDNEJ OSOBY

Lubię gotować, w wolnych chwilach przeglądam różnego rodzaju książki kucharskie w poszukiwaniu inspiracji. Czasem jednak nie mam ochoty stać przy garach, nie zadowala mnie też oferta restauracji dostarczających pod mój adres. Zostaje mi wtedy wyjście na miasto, ale nie będę przecież obdzwaniała nagle wszystkich znajomych z pytaniem „Hej, nie chciałbyś w tym momencie skoczyć ze mną coś zjeść w tej meksykańskiej restauracji?”. Zakładam buty, chwytam torebkę i wychodzę. Sama. Bo czemu nie? Pyszne jedzenie, po którym nie muszę zmywać, i kieliszek dobrego wina, po którym nie zastanawiam się „Dobra, a co z resztą butelki?”.

Zdarza się, że czekając na zamówione jedzenie, wyciągam książkę i czytam, ewentualnie popiszę z siostrą na telefonie. Jednak kiedy kelner stawia przede mną talerz z pysznościami, jestem tylko ja i jedzenie. Niby jedzenie smakuje lepiej w towarzystwie, ale tak szczerze mówiąc – kiedy bardziej docenia się kunszt kucharza? W czasie rozmowy toczonej przy stoliku, kiedy bardziej skupiamy się nad konwersacją, czy w chwili obcowania z daniem sam na sam? Nie zrozumcie mnie źle – rodzinne obiady, wypady na pizzę z przyjaciółmi, obiad z siostrą, romantyczna kolacja z tym jedynym są dla mnie ważne, ale ze względu na pielęgnowanie relacji i więzi międzyludzkich. Tam jedzenie nie jest ważne, bo pierwsze skrzypce grają osoby, z którymi jestem. Czasem jednak potrzebuję chwili prywatności z musem czekoladowym.

Co ciekawe, w Amsterdamie istnieje restauracja, w której znaleźć można wyłącznie stoliki dla jednej osoby. W Eenmaal możesz na chwilę odseparować się od innych i zjeść w spokoju ulubioną potrawę.

Wszystko pięknie, ale w takim razie po co o tym wszystkim pisać? Bo może jednak faktycznie istnieje w ludziach to przeświadczenie, że jeśli ktoś wychodzi na miasto sam, to musi być z nim coś nie tak. Martwią ich opinie innych i obawiają się posądzenia o brak przyjaciół czy przegranie życia. A tak naprawę mało kogo obchodzi, że siedzisz sam na ławce w parku czy kinowym fotelu. Jeśli chcesz zjeść w jakiejś restauracji, ale nikt ze znajomych nie ma akurat czasu czy pieniędzy, to dlaczego masz sobie odmawiać przyjemności z dobrego posiłku?

Pamiętam jednak, że co dobre dla mnie niekoniecznie dobre musi być dla bliźniego. Jeżeli chcesz gdzieś wyjść sam, ale się wstydzisz – łap kurtkę i nie martw się. Zrób sobie przyjemność. Jeśli wolisz spacerować, jeść, oglądać filmy w towarzystwie, radość sprawia Ci dzielenie się przeżyciami z kimś bliskim – nie zwracaj na mnie uwagi. Nie bądź jednak tym nikłym procentem ludzkości, który zamiast delektować się jedzeniem w restauracji zastanawia się, co za frajer siedzi sam przy stoliku obok.