Mamy Oscarowy tydzień, więc i u nas garść celebryckich wspomnień, a co, czemu nie! Przecież nikomu nie zaszkodzi, kiedy delikatnie uśmiechniemy się, czytając, że pięknej, zgrabnej, utalentowanej aktorce z przystojnym, bogatym mężem u boku też czasem może delikatnie powinąć się noga. A jak jej na czerwonym dywanie może, to czemu nam na szarym chodniku nie? 🙂

Pierwsze rozdanie tej najbardziej znanej na świecie nagrody odbyło się równo 90 lat temu. Biorąc pod uwagę, że noc wręczenia Oscarów jest jednym z najgoręcej wyczekiwanych medialnych wydarzeń, że biorą w niej udział najsławniejsi na świecie aktorzy, filmowcy i dziennikarze, a sama nagroda pokryta jest 24-karatowym złotem, w osłupienie wprawia dziś fakt, że pierwsza gala trwała… 15 minut, a niektórzy goście zaczęli ją opuszczać jeszcze przed jej zakończeniem. I bynajmniej nie miało to nic wspólnego z modowymi wpadkami, przemówieniami-manifestami czy niesmacznymi żartami prowadzących, o których opowiemy Wam co nieco w tę słoneczną na szczęście środę.

Film, który dostał Oscara, ale… go nie dostał - tzw. “La La Land/ Moonlight mistake”

27 luty 2017 roku. Zapamiętajcie tę datę, bo jest naprawdę wyjątkowa i przeszła do historii wręczania Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej jako jedna z największych kompromitacji. Wyobraźcie sobie Dolby Theatre skąpane w światłach reflektorów, czerwony dywan i kotary, cała śmietanka amerykańskiego aktorstwa na widowni, tu Jessica Biel błyśnie biżuterią od Tiffany, tam Emma Stone zakręci frędzlami od Givenchy Haute Couture. Szampan w dłoni gości, popcorn w misce widzów przed telewizorami, oczy całego świata zwrócone na scenę, na której słynna ekranowa para Bonnie i Clyde - Faye Dunaway i Warren Beatty - za moment wręczą Oscara za najlepszy film 2017 roku. Wszyscy wstrzymują oddech, a Faye Dunaway z uśmiechem ogłasza, że najważniejsze wyróżnienie tego wieczoru otrzymuje… “La la land”! To siódma statuetka dla tego musicalu tej nocy, także nikt już nawet nie jest specjalnie zaskoczony, cała ekipa znowu zbiera się, żeby tłumnie wyjść na scenę. Wzruszenia, radości, podziękowania. W pewnym momencie do mikrofonu przedziera się producent musicalu - Jordan Horowitz. Mina wskazuje na to, że coś nie tak, w ręku trzyma biały kartonik, który pokazuje do kamery i woła: “To błąd. Moonlight, to wy zdobyliście Oscara za najlepszy film”.

fot. Mark Ralston/ AFP/ Getty Images

Nie wiadomo, jak doszło do błędu, który nigdy wcześniej w historii Oscarów nie miał miejsca. Okazało się, że nie było to do końca winą odczytujących werdykt, ponieważ mieli na kartce napisane: “Emma Stone, La La Land”. Nie było to też winą Emmy Stone, która w momencie wypowiadania przez Bonnie: “La La Land”, kartę z informacją o wygranej nagrodzie w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa miała już w ręku. Najprawdopodobniej więc Clyde otrzymał duplikat koperty z werdyktu sprzed 10 minut. Przeczuwał, że coś jest nie tak, w zasygnalizowaniu problemu ubiegła go jednak jego filmowa partnerka i wyszedł skandal na cały świat.

Wyrzekam się Oscara. Z egoistycznych pobudek - Marlon Brando i Indianie

W 1973 roku nikt nie ośmieliłby się sprzeciwić postaci trzęsącej filmowym Manhattanem. Dlatego i Amerykańska Akademia Filmowa nie ośmieliła się wręczyć nagrody za pierwszoplanową rolę męską komu innemu niż Ojcu Chrzestnemu. Jak jednak na Don Corleone przystało, postanowił on wzgardzić złotą nagrodą i jej nie przyjąć. Na znak protestu przeciwko dyskryminacji Indian i ich fałszywemu przedstawianiu w westernach nie wyszedł na scenę i nie przyjął Oscara. Zamiast niego przemówiła młoda “Indianka” Sacheen Littlefeather. W trakcie czytania orędzia przygotowanego przez odtwórcę roli Dona Corleone, Marlona Brando, dostała aplauz i została też wygwizdana. Wściekły John Wayne powstrzymywany był nawet przez ochronę, by nie narobić na gali porządnej jatki rodem z prawdziwego westernu. Jak to mówią: gdy kota nie ma, myszy harcują. Choć ten kot schował na moment głowę w piasek, kiedy okazało się, że w przepięknym indiańskim stroju nie wystąpiła przed kamerami rdzenna Amerykanka, a aktorka Maria Cruz.

Nie szata zdobi człowieka, szczególnie na Oscarach powinni o tym wiedzieć

Działo się w tych latach 70-tych, oj działo! Rok po zwróceniu uwagi na sprawę rdzennych mieszkańców Ameryki przez Marlona Brando, a więc w 1974 roku,  jeden z uczestników gali również postanowił zwrócić uwagę... Tym razem nie za bardzo wiadomo na co, prawdopodobnie na siebie, a dokładniej na swoje co nieco. W momencie kiedy brytyjski aktor, David Niven, miał właśnie oznajmiać, kto dostaje Oscara za najlepszy film, po scenie przebiegł… goły mężczyzna. Zidentyfikowano go chwilę później jako fotografa Roberta Opla. 33-letni Opel dobrze znany był w prominentnym światku artystycznym jako aktywista na rzecz homoseksualizmu. Tak też, jako protest przeciwko ograniczaniu swobody seksualnej przez amerykański rząd, interpretuje się jego znak Victorii, z którym dumnie przemierzał scenę. Nie do końca wiadomo, jak dostał się na tył sceny; mówi się nieoficjalnie, że jego “przebieżka” przed kamerami była wyreżyserowana, nie mniej całe zamieszanie nie zbiło z tropu odpowiedzialnego za przeczytanie werdyktu Davida Nivena. Ze stoickim spokojem skomentował on oscarowego nudystę: “Czyż nie jest fascynującym, że prawdopodobnie jedyny śmiech, jaki jest w stanie wywołać ten mężczyzna, jest spowodowany pokazaniem “małego” (dosł. showing his shortcomings)”. Było to o tyle podwójnie nieświadomym docinkinkiem, iż Opel zaczynał się wtedy bawić w bycie… komikiem. Nikomu jednak nie było do śmiechu, kiedy pięć lat później został zastrzelony przez dilerów w swojej galerii promującej sztukę gejowską… którą otworzył dzięki staniu się na moment sławnym z tego niesławnego epizodu.

Wcale nie wypada obejrzeć filmu, zanim się go nagrodzi

Oscarom od lat wiele się zarzuca. A to dramatyczni prowadzący, a to polityczni zwycięzcy, a to nadmuchane, za długie przemówienia, jakiś okruszek na dywanie i za mało bąbelków w szampanie… a czasem zdecydowanie za dużo. Ale aktorom czy organizatorom wiele można wybaczyć, w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi. Absolutnie nie do wybaczenia jest jednak skrajna niekompetencja, bo chyba nie lenistwo czy głupota, którą pochwalili się w 2014 roku dwaj członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej, którzy, przypomnijmy, będąc odpowiedzialnymi za wybór zwycięzców, nie obejrzeli filmu, który wskazali jako najlepszy w roku 2013. Według nich świadomie powstrzymali się przed obejrzeniem “Zniewolonego”, ponieważ dotarły do nich głosy, że jest… zbyt mocny i niepokojący. A zagłosowali właśnie na niego ze względu na społeczne znaczenie tego filmu. Szkoda, że nie wzięli pod uwagę, jak duże znaczenie społeczne ma wykonywanie swoich podstawowych obowiązków, za które się jest odpowiedzialnym.

Jednym z największych modowych faux pas zaprezentowanych na gali oscarowej było przebranie łabędzia, które w 2001 roku zaprezentowała na sobie Björk. Na przezroczysty kombinezon nałożoną miała gęsto marszczoną tiulową sukienkę, która zakończona była szyją łabędzia, a w ręce trzymała torebkę imitującą łabędzie jajo.

Na szczęście nadajemy z pięciosekundowym opóźnieniem

Gala wręczenia Oscarów w  roku 2011 była co najmniej dziwna. Prowadzącemu wraz z Anne Hathaway to wydarzenie Jamesowi Franco zarzucono nie tylko niemal paraliżujące go upalenie, ale bezlitośnie wyśmiano go za udawanie Marilyn Monroe. Z kolei odbierająca statuetkę za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą Melissa Leo była tak zszokowana faktem nagrodzenia jej, że w historię anegdot o wręczeniu Oscarów wpisała się tylko jednym - bo cała jej przemowa była raczej nudna i zbyt emocjonalna - przekleństwem. Rozglądając się po całej widowni, której ilość jakby nagle ją przeraziła, rzuciła: “ Jak oglądałam Kate Winslet dwa lata temu odbierającą Oscara, wyglądało to k...wsko łatwo!”. Na szczęście nauczeni wieloma wpadkami z poprzednich lat organizatorzy, woleli od 2003 roku dmuchać na zimne. Od tego czasu transmisja z tego wydarzenia opóźniana jest o 5 sekund, żeby cenzorzy, tak jak w tym przypadku, mogli odpowiednio zareagować.

Uroczystość wręczenia Oscarów odbywa się co prawda co roku, każda z nich jest jednak zupełnie niepowtarzalna. A to ktoś się potknie i wejdzie na słupek, jak Jennifer Lawrence, a to zacznie robić na scenie pompki, jak Jack Palance, a to gonić po krzesłach i skakać po scenie, jak Roberto Benigni. W zasadzie - co Oscary to faux pas, ale to powoduje, że jeszcze bardziej je kochamy 🙂